Rozdział 29

8.3K 478 68
                                    

Perspektywa Lily

- Wychodzę!

- Dokąd to? - tata zatrzymał mnie, ciągnąc za ramię. Zmarszczyłam zdezorientowana czoło.

- Do szkoły? - zapytałam ironicznie.

- Nie idziesz dzisiaj do szkoły. - powiedziała mama, podejrzanie się uśmiechając. Zrobiłam krok w tył, co oni kombinują? - Masz urodziny! - klasnęła entuzjastycznie w dłonie.

- Urodziny mam dopiero po jutrze. - byłam zirytowana. Zrzedły im miny.

- Ah, no tak. Mówiłam ci! - jakkolwiek jest to sprzeczne, krzyknęła szeptem do mojego ojca.

- Nieważne, idę. - zamknęłam za sobą drzwi i śmiejąc się szłam w stronę szkoły. Mimo, że ich nienawidzę, potrafią być zabawni i... Dobrzy. Jestem im wdzięczna, w końcu wzięli mnie pod swoje skrzydła. Szkoda tylko, że te skrzydła okazały się skrzydłami demona.

Perspektywa Colina

Byłem kompletnie niewyspany. Całą noc spędziłem w szpitalu licząc jak debil, że mama otworzy oczy i się odezwie. W drodze do tej męczarni zwanej szkołą, połknąłem chyba z dziesięć tabletek przeciwbólowych, co nie było zbyt rozsądne, ponieważ między tym wypiłem cztery kawy, ale ból głowy to mój odwieczny wróg po bezsennych nocach. Jedyną rzeczą, która jako tako powodowała, że się uśmiecham, była Raven. Znaczy, ona nie jest rzeczą. Gratulowałem sobie w duchu tego, że odwzajemnia moje uczucia mimo, że absolutnie za żadne skarby się do tego nie przyzna.

- Cześć przystojniaku. - szturchnęła mnie Charlotte. Powitałem ja uśmiechem. - Szukasz swojej dziewczyny? Jeszcze nie przyszła. - powiedziała, kiedy rozglądałem się po korytarzu, poszukując czekoladowej czupryny.

- Ona nie jest moją dziewczyną. - spojrzałem na nią z pod byka. - Jeszcze. - dodałem po chwili.

- Widzieliście Luke'a? - to pytanie padło z ust Sophie. Uniosłem brwi.

- Po co ci Luke? - poprawiłem nerwowo ramię plecaka. Przez nią mój kumpel ma totalny misz-masz w swojej głowie, a teraz powinien myśleć o innej dziewczynie...

- Muszę z nim pogadać. - westchnęła smutno. - Zerwałam z Tobiasem. - Lottie parsknęła śmiechem.

- A zaledwie niedawno się dla ciebie przepisał? Boże, co za idiota... - dziewczyna pokręciła zażenowana głową.

- Nikt cię nie pytał o zdanie. - spiorunowała ją wzrokiem. Nie sądziłem, że doczekam czasów gdzie nieodzywająca się Charlotte, będzie kłócić się z byłą mojego najlepszego przyjaciela. Jeszcze tylko brakuje tutaj Tobiasa, stającego po naszej stronie.

- A ciebie nikt tutaj nie zapraszał. Sio! - wypędziła ją gestem ręki. - No już uciekaj, nie lubimy przybłęd. - syknęła z jadem. Sophie zaskoczona zniknęła z pola naszego widzenia, a ja wybuchnąłem śmiechem.

- Z czego się tak śmiejesz? - usłyszałem doskonale znany mi głos.

Perspektywa Raven

- Z ciebie. - odpowiedział odwracają się.

- Ha. Ha. Ha. - założyłam ręce na krzyż. - Czego ona chciała? - skinęłam głową w stronę Sophie.

- Szukała Lucasa. - prychnęła Lottie.

- Kto mnie szukał? - zapytał zadowolony szatyn, dołączając do nas.

- Sophie. - jęknęłam.

- Co? Gdzie ona jest? Po co? - podniecił się i wychylił głowę ponad nasze, stając na palcach, aby zlokalizować dziewczynę.

- Cześć wam! - zawołała Lily. Boże, co za zamieszanie, jak w jakiejś stajni.

- Widziałaś Sophie? - zapytał ją Luke. Ty idioto jak możesz. W sumie to nie wiesz, ale... Lucas ty idioto!

- Ni-nie. - odparła, słabo się uśmiechając. Nie wyobrażam sobie, co teraz musiała czuć.

- Po cholerę ci Sophie? - odezwał się Colin. - Przecież sam powiedziałeś, że to koniec.

- Może sam siebie oszukiwałem? Gdyby był, nie uderzyłbym Tobiasa. Serio, ciężko zapomnieć o kimś, kogo się mocno kochało. - poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, co ma na myśli. Miałam to samo z Andrew.

- Lucas, chyba nie mówisz poważnie? - zapytała Lottie.

- Dlaczego? - był zdezorientowany, a ja patrzyłam jak Lily cierpi.

- Idę stąd. - oznajmiła Lottie. - A ty ze mną. - pociągnęła Lily. Lucas rzeczywiście polazł za Sophie, a ja zostałam sam na sam z Colinem, noo pomijając wszystkich innych uczniów.

- Jak z mamą? - nie wiedziałam, jak zacząć sensowną rozmowę.

- Nic nowego. - potrząsnął głową. Zapadła niezręczna cisza, a ja patrzyłam wszędzie, tylko nie na niego. Kiedy wreszcie nasze spojrzenia się spotkały, odchrząknął głośno.

- Dobrze spałaś?

- Nie bardzo. Ty chyba też. - przestępowałam z nogi na nogę. Potwierdził głową. - Jezu, ale sztywno. - wymsknęło mi się. - Colin, muszę ci coś powiedzieć. To nie jest najlepszy moment, ale...

- Yhym. - przełknął gule śliny tak głośno, że ja to usłyszałam.

- Ale jeśli teraz tego nie zrobię to nigdy już do tego nie wrócę. - wypuściłam powietrze z ust. Oczekiwał wyjaśnień, a ja zamiast tego po prostu przybliżyłam się do niego, założyłam mu ręce na kark i pocałowałam. Czułam, że się uśmiecha kiedy łapał mnie w pasie. Niektórzy gwizdali, inni krzyczeli, że szybko znalazł nową, ale nas to nie obchodziło. Obchodziło nas tylko to, co jest nasze. A to był nasz moment.

- Miałaś mi coś powiedzieć, a nie mnie całować. - stwierdził, kiedy się od siebie oderwaliśmy.

- Tak miałam, kocham cię. Wiem, że wyznaję ci to w banalny sposób, ale znasz mnie, nie potrafię ułożyć jakiejś wiązanki. - patrzyłam mu w oczy. Widziałam, jak jego usta powoli formują uśmiech. - No... i jest trochę za wcześnie na takie odważne słowa, ale czuje, że naprawdę cię kocham.

- Wiem. - przewróciłam oczami.

- Ja ciebie też kocham, Raven. - trzymał moje dłonie i je masował. - A teraz poproszę nagrodę za mecz.

- Przecież już ją dostałeś. - powiedziałam, wystawiając język.

- Nie, to było z twojej dobrej woli, teraz chcę nagrod... - przerwałam mu, ponownie go całując.

- Okay, pasuje. - zaśmiał się wesoło. - Mogę cię oficjalnie nazywać swoją dziewczyną?

- Po co miałbyś to robić? - prychnęłam ironicznie.

- Aby jacyś napaleni kolesie nie próbowali do ciebie zarywać. - zasunął mi kosmyk włosów za ucho.

- Niech ci będzie.

- Cześć! - przerwała nam Erica. - Colin, tak sobie pomyślałam, że moglibyśmy się razem wybrać później na lody, czy coś...

- Jest zajęty. - wyprzedziłam go.

- Ah tak? Ciekawe czym. - była rozbawiona.

- Swoją dziewczyną. - dodałam triumfalnie. Jak to ładnie brzmi.

- Przestań, Colin i Lily już dawno nie są razem. - machnęła lekceważąco ręko.

- Czy ktoś tutaj mówił o Lily? - zapytał blondyn, patrząc na mnie zabójczo flirciarskim wzrokiem.

- Okay... Nie wiedziałam, sorry. - uniosła ręce w geście obronnym i się wycofała.

- Idziemy? - Colin podał mi rękę.

- Idziemy. - szczęśliwa ją złapałam. Głupie chodzenie za rękę, a cieszyłam się tym jak dwunastolatka, bo... Cała szkoła patrzyła mimo, że nie lubię być w centrum uwagi, to właśnie sprawiało, że byłam usatysfakcjonowana.

Jedna nocजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें