Rozdział 12

9.1K 471 109
                                    

Jeszcze nigdy nie byłam tak zdenerwowana na niego. Po otwarciu mi drzwi, miałam ochotę przywalić mu z liścia w tę zdziwioną mordę.

— Raven? Co ty tutaj robisz? — brutalnie pociągnęłam jego rękę i odwróciłam nadgarstkiem w swoją stronę.

— Co to, do cholery jest?! — wrzasnęłam.

— Wcześniej nie miałaś z tym problemu. — prychnął.

— Nie mam problemu z tatuażem, mam problem z tym, co on symbolizuje. — uniósł brwi. — Więc?

— Kotku...

— Żaden kotku, co to oznacza, Andrew?— jęknęłam. Miałam dość kłamstw.
Dość fałszywego związku. 

— Nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz. — potrząsnął głową.

— Pytasz serio? Koleś, który mnie postrzelił ma identyczny. Jak mi to wyjaśnisz? — założyłam ręce na krzyż. Nie odzywał się, tylko patrzył na mnie, jak na idiotkę, którą ze mnie próbował zrobić.

— Jesteś w gangu? — skinął głową. Pękało mi serce. — Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

— To nie jest istotne. — wzruszył ramionami. — Po co miałem ci to mówić?

— Słucham?! Zadajesz się z niebezpiecznymi ludźmi i mi o tym nie mówisz? Narażasz mnie! Skąd mam wiedzieć, czy to nie ty stoisz za tą napaścią?! — sama nie wierzyłam, że to powiedziałam.

— Jak możesz mnie o to oskarżać? Nigdy nie pozwoliłbym żeby stała ci się krzywda. To nie moja wina, że twój ojciec miał problemy. Nie zwalaj na mnie tego, co się stało, to jego wina! — wskazał w górę. — On wcale nie zginął w wypadku samochodowym przypadkiem. Nie radził sobie z nami, sam go spowodował!

— Czemu mi to robisz? — zapytałam płacząc. Postanowiłam wrócić do szkoły.

Perspektywa Lily

— Okay, o co chodzi? — zapytał Lucas, zerkając to na mnie, to na Colina.

— Ja nie wiem. — mój chłopak rozłożył ręce w geście obronny.

— Andrew jest chyba w gangu, do którego należy ten facet, co nas napadł. — wyjaśniłam od niechcenia. — Poznałam po tatuażu. Kruk. — nakreśliłam palcem w powietrzu kształt ptaka.

— Anderson! Do mnie! — zawołał trener drużyny. Pożegnał się ze mną, całując mnie w policzek i uciekł, przewracają oczami do Lucasa.

— Poszła do niego?

— Wydaje mi się, że tak. Biedactwo, ostatnio się im nie układa.

— Każdy przechodzi kryzys. Jednym udaje się przetrwać, innym nie... — uśmiechnął się słabo.

— Powiedz mi, myślałeś poważnie o Kasie? — postanowiłam o to zapytać, bo niesamowicie mnie to interesowało. Zawsze byłam ciekawska.

— Nie, nie. — zaśmiał się. — Nie myślę w ogóle w ten sposób o dziewczynach.

— A kiedyś będziesz? — zmarszczył czoło.

— Przecież nie można całe życie mieć takiego nastawienia.

— Może, nie wiem. Kiedyś miałem, ale taka jedna... Złamała mi serce tak bardzo, że przestałem komukolwiek ufać. Poza Colinem i Raven.

— A Sophie? — westchnął ciężko.

— To była ona. — powiedział cicho.

— O Jezu, przepraszam. — zakryłam usta dłońmi. Gafa roku.

— Nic nie szkodzi. Tak bywa, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Było, minęło. Trzeba żyć teraźniejszością, bo przeszłość to same kłopoty. — podniósł z ziemi swój plecak. — Idziemy?

— Ta, jasne. — podreptałam niczym pies za nim. Było mi go żal.

Perspektywa Raven

Weszłam na stołówkę, bo w szkole zjawiłam się dopiero na przerwie obiadowej. Oczywiście zwróciłam uwagę wszystkich wokół. Olałam to i usiadłam na swoim miejscu.

— Miałaś rację. — powiedziałam zrezygnowana do Lily. — I obawiam się, że Kasie też. — oparłam czoło o blat. Byłam żałosna.

— Matko kochana, nie mów tak, byłam zła, dlatego to wszystko powiedziałam. — mówiła rudowłosa. — Przepraszam...

— Nie o to chodzi, on mnie okłamywał. Należy do Kruczego Gangu i twierdzi, że to nieistotne. Dla mnie bardzo. — załkłam. — Śmiał wspominać o moim ojcu, jak o tchórzu. Może i nim był, ale nie powinien czegoś takiego mówić. W sumie sama lepsza nie jestem... Nadal myśli, że spałam u Lucasa. — wyciągnęłam telefon.

— Co ty chcesz zrobić? — zapytała Lottie.

— Napiszę mu to. To jedyne kłamstwo z mojej strony, ciekawe ile on ich ma. — byłam załamana i nie wiedziałam, co w ogóle chce uzyskać.

— Zwariowałaś? Powinnaś ratować związek, a nie jeszcze bardziej niszczyć. — skarciła mnie Charlotte.

— Tu jest w ogóle co ratować? Kiedyś się starał, teraz ma to gdzieś. Jest fajny tylko wtedy, jak coś chce. Zwaliłabym to na poznanie go z wami, ale był już taki miesiąc wcześniej. Odpisał, że wie. Fantastycznie. — rzuciłam komórką na stół.

— Witam panienki, mecz dziś wieczorem. Wpadniecie? — przy stoliku pojawił się Colin.

— Mowy nie ma! — zbulwersowała się Kasie. — Przecież jutro konkurs, musimy się przygotować.

— Ja przyjdę. — powiedziała Charlotte. — Ty tez byś mogła Raven. — spojrzała na mnie pokrzepiająco.

— Nie mam ochoty. Z moim szczęściem dostanę krążkiem w łeb od Lucasa, bo trafi za bandę. — wypuściłam powietrze z ust. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że je tam trzymam.

— Bez przesady! — krzyknął Luke z sąsiedniego stolika.

— Rany, co ci się stało? — Kasie podniosła dłoń Colina. Mina Lil była bezcenna.

— Nic takiego. — machnął ręką. — Trening.

— Chyba ze ścianą. — rzuciłam złośliwie. — Przepraszam. Naprawdę jestem nie w humorze.

— Widzę. — skomentował. — Przyjdźcie, wybieranie stroi nie zajmie wam tak dużo. — prosił błagalnym głosem.

— Uwierz mi, zajmie. — stwierdziła Lily, czym byłam zaskoczona, bo byłam przekonana, że rzuci wszystko, aby spędzić czas z Colinem.

— No to liczę na was. — wskazał na mnie i Charlotte.

— WOJNA! — wrzasnął jakiś koleś z tyłu i rzucił w nas porcją spaghetti. Genialnie, mogę się wyżyć.

— No popatrz, twoja tradycja. — zaśmiał się blondyn i zdjął mi z włosów makaron.

— No tak, uwielbiam ją. — mój talerz, który przyniosła mi Lottie wylądował na jego twarzy.

— Nie, nie, nie! — Lily zaczęła panikować. — Muszę stąd bezpiecznie wyjść. — oznajmiła i niczym wąż prześliznęła się między innymi osobami, zręcznie omijając latające porcje.

— Co jeśli ktoś tutaj jest pastafarianinem?* — zapytała mnie Kasie.

— To pomyśli, że objawił mu się Bóg. — zaczęłyśmy się śmiać.

— To przyjdziecie czy nie? — Colin drążył temat meczu hokeja.

— Nie wiem! Jak Raven pójdzie, to ja też. — zapewniła Charlotte.

— Dobra, przyjdziemy. Ale jeśli dostanę krążkiem, albo czymkolwiek co było wcześniej w rękach Luke'a, obiecuję, że własnymi siłami uduszę najpierw jego, a potem ciebie. — zagroziłam chłopakowi palcem, na co się roześmiał.

— Nie ma sprawy. 

_________________________

* Wyznawcy pastafarianizmu, wierzą w Latającego Potwora Spaghetti. 



Jedna nocWhere stories live. Discover now