Rozdział 8

11.4K 584 69
                                    

— Przepraszam co?! — krzyknęła Lily. — Kto jak kto, ale, że ty taka niegrzeczna jesteś, to nie wiedziałam. — ku mojemu jak i reszty zdziwieniu, Lily nie była zła, a raczej rozbawiona.

— Okay, okay... — rozłożyła ręce. — Porozmawiajmy o czymś innym. — mój telefon zadzwonił.

— To Andrew. — wymieniłam spojrzenia ze wszystkimi. — Nie chcę odbierać.

— Zrób to. — powiedziała Lottie. — Bo będziesz żałować. — pogroziła palcem.

— T-tak? — tak krótkie słowo, a ledwo co je wypowiedziałam.

— Jesteś chora? — w jego głosie usłyszałam troskę, przez co zrobiło mi się lżej.

— Nie, nie jestem. Czemu dzwonisz?

— Chcę cię przeprosić. Za tamto w chatce, za to dzisiaj. Przepraszam Raven, wybacz mi proszę.

— Dobrze, nie ma sprawy. Nic się nie stało. — skłamałam.

— Ulżyło mi. Zobaczymy się dzisiaj?

— Dzisiaj nie mogę, dziewczyny u mnie są, ale jutro może być?

— Okay, baw się dobrze. Kocham cię!

— Ja ciebie też. — powiedziałam, choć nie byłam pewna tego, co mówię. Odetchnęłam z ulgą, kiedy się rozłączył. — Masakra.

— I jak? — ciekawiła się Kasie.

— Wszystko gra. Nie czaje go, ale.. Ale kocham, tak myślę. Raz jest fiutem, raz taki jak przed chwilą. Może on też ma brata? Bliźniaka? I się wymieniają... Jezu!

— Przestań! — Lily się śmiała. — Twoje teorie spiskowe mnie czasami dobijają. — mój telefon znowu zadzwonił. — Czego on znowu chce?

— To nie on. To moja mama. — byłam bardzo zdziwiona, bo ona nigdy nie dzwoni. Zawsze wysyła SMS-y. — Słucham.

— Jesteś w domu?

— Tak, czemu?

— Zamknij drzwi na klucz, te tylne też, zasłoń czymś okna, jak ktoś przyjdzie nie otwieraj i bądź cicho, zrozumiałaś?

— Co, o czym ty mówisz? — myślałam, że stroi sobie żarty.

— Zrób to! — i wtedy przestałam ją słyszeć.

— Raven, ktoś się kręci w twoim ogrodzie... — oznajmiła Kasie, zakrywając się kocem.

— Co? — bałam się, ale musiałam spojrzeć.

Perspektywa Lily

— Co się dzieje? — zapytałam, widząc jak bardzo Raven jest przerażona.

— Zamknij drzwi, Charlotte! — rozkazała brunetka. Kiedy Lottie próbowała to zrobić, usłyszałyśmy jej krzyk.

— Raven! Ktoś tu wszedł! — dostałyśmy wszystkie takiej paniki, że myślałam, że zaraz dostanę zawału.

— Hannah! — krzyknął jakiś męski, ochrypły głos. — Wiem, że tu jesteś!

— Niech pan stąd natychmiast wyjdzie! — Raven mówiąc to, trzęsła się okropnie.

— Przyprowadź mi tu twoją matkę, albo ty oberwiesz! — rzucił groźnie. Mężczyzna był wysoki, łysy z zarostem. Miał wytatuowanego kruka na lewym przedramieniu. Już gdzieś ten symbol widziałam.

— Moja mama jest w pracy! Albo pan wyjdzie, albo... — nie dokończyła, ponieważ napastnik złapał ją brutalnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Charlotte zaczęła piszczeć.

Jedna nocWhere stories live. Discover now