Rozdział 25

8.4K 473 139
                                    

Perspektywa Raven 

Nie. Nie. Nie. 

To się nie działo naprawdę. Chciałam, aby tak było. Ale niestety nie było.

— Emm...

— Możesz pomedytować później, teraz czekam na odpowiedź. — zażartował Colin. Przed sekundą zapytał mnie przy wszystkich, czy nie poszłabym z nim na nocny spacer. Od tak, po prostu.

— Nie wiem, nocą można spotkać strasznych zwyroli. — odpowiedziałam. Miałam się tutaj cieszyć, że Lily odzyska kokardę, a nie martwić, bo jakiś głupek zaprosił mnie na spacer. — Co za tupet. Przed chwilą Lil została uratowana.

— Tak, wiem. — uśmiechnął się. — Ale ona nie ma nic przeciwko, prawda? — skinęła głową, a ja posłałam jej wrogie spojrzenie.

— Co będę z tego miała?

— Dotlenisz organizm. Wiesz, to — wskazał na moje nogi. — są kończyny. Służą do poruszania się, a twoje akurat są ładne, więc nikomu wzroku nie zepsujesz, tym bardziej, że pójdziemy nocą. — pokazał swoje równe i białe zęby.

— Ha. Ha. Ha. — sparodiował mnie, zresztą niestety mu to wyszło. — Okay. — wzruszyłam ramionami. — Mam nadzieję, że nie będę tego żałowała.

* * *

Był już wieczór i właściwie ciemność także panowała. Jedynym problemem była moja mama. Nie uprzedziła mnie, że wraca, a ona na bank nie puści mnie nocą.

— Co ty taka nerwowa? Myślałam, że ucieszy cię mój widok. — powiedziała rozbawiona. W tym samym czasie dostałam SMS-a od Colina, że czeka na mnie przed domem.

— Nie... ja... Jestem zmęczona. — przetarłam oczy. — Zadano nam referat i długo nad nim siedziałam. — skłamałam.

— O matko, ty i przykładać się do nauki? — prychnęła. — Idź spać w takim razie. Przyniosę ci coś do jedzenia i picia za chwilę.

— Nie, nie trzeba. Mam już. — machnęłam ręką i poszłam „spać".

Głupi pomysł, ale napakowałam ciuchy pod kołdrę i uformowałam z nich moją sylwetkę z nadzieją, że kiedy jednak mama postanowi wejść, nabierze się. Otworzyłam okno i wyskoczyłam z niego. Zbyt wysoko nie było, ale na tyle, abym poczuła ból w stopach i musiała się podeprzeć rękoma. Blondyn zaskoczony uniósł brwi.

— Wykradasz się?!

— Cssiii! — podeszłam do niego i przyłożyłam mu palec do ust. — Moja mama wróciła. Nie wie o tym. — sprostowałam.

— Ahaa... Nieposłuszna córeczka. — mrugnął jednym okiem i ruszyliśmy w stronę parku. — Raven, ależ ty się wystroiłaś. To tylko spacerek, naprawdę nie musiałaś. — powiedział ironicznie.

— Oh, zapomniałam. Myślałam, że to randka. — odpowiedziałam tak samo. Miałam na sobie jeansy i czarną bluzę z kapturem, ponieważ noce bywały tutaj chłodne.

— A nie jest? — prawy kącik jego ust powędrował w górę wraz z jego dłonią, którą chwyciłam.

— Rany, jaka zimna.

— To idzie od serca. — udało mi się go rozśmieszyć. Następny kawałek nikt nic nie powiedział, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Zatrzymaliśmy się przy jednej z ławek, ale jeszcze nie był to park. — Myślałam, że na spacerach się chodzi.

— Nie chcę żeby twoje nogi się zmęczyły. — usiadł, a ja zrobiłam to samo. — Widzisz ten gwiazdozbiór? — pokazał dłonią na kilka gwiazd, które na niebie były obok siebie. — Więc, pojęcia nie mam, co to jest. — parsknęłam śmiechem.

— Ale ładnie wygląda. — On patrzył w górę, a ja na jego oczy.

— Nie masz soczewek? — zaskoczyło mnie to.

— Przy tobie przecież nie muszę ich nosić. — jego wzrok nadal był utkwiony w niebie.

— Ale nie musisz ich nosić przy innych, takie oczy to skarb, dziel się nim — wzruszyłam ramionami.

— Ten skarb jest zarezerwowany dla jednej osoby. — przeniósł wzrok na mnie. — Dla mojej mamy. — miał poważną minę, a ja chciałam go uderzyć.

Naprawdę? Colin, serio?

— Okay.. — nie wiedziałam co powiedzieć, bo liczyłam, że powie coś innego.

— A dzielić nimi, chcę się tylko z tobą. — szepnął. Poczułam jak rumieńce mnie oblewają, więc poruszyłam głową, aby zasłoniły to moje włosy. — Jesteś książką Raven i mimo, że się przede mną otworzyłaś, jesteś jedną z tych tak dobrych, że czyta się je kilka razy, więc robię to od nowa i od nowa. Czytam cię stale, ale nie chcę kończyć. Nigdy. Chyba, że w tym zakończeniu będę ja.

— Jeszcze nigdy nie usłyszałam od nikogo, tak pięknych słów. — mój głos drżał, kiedy to mówiłam.

— Więc proszę cię, byś je zapamiętała, są wyjątkowe, a takie słowa przeznaczam tylko wyjątkowym osobom. Niby tylko słowa... — zasunął kosmyk moich włosów za moje ucho. — Ale w nich zawarłem uczucia, których nikt prócz ciebie nie pozna. — uśmiechnął się. — Chcesz iść dalej?

— Chcę, żebyś mnie przytulił. — sama nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam.

— Nie mam nic przeciwko. — zapewnił, po czym mnie objął. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i słuchałam bicia jego serca, a przy tym obserwowałam gwiazdy. Idealna chwila. Oboje w nie patrzyliśmy w zupełnej ciszy, która absolutnie nie przeszkadzała. Była magiczna.

Po chyba godzinie postanowiliśmy wrócić. Szliśmy trzymając się za ręce, co wyglądało jakbyśmy byli parą, ale tak nie było. Odprowadził mnie pod sam dom. Przytuliłam go i zamknęłam bramkę, która mnie od niego oddzieliła.

— Tylko tyle? — zapytał zawiedziony. Stanęłam na palcach i chwyciłam się metalowych rurek, a następnie złożyłam pocałunek na jego policzku.

— Tylko tyle. — powiedziałam z uśmiechem.

— Zawsze coś. — stwierdził.

— Kiedyś wrócimy do sceny z ogrodu Lucasa. — znowu nie przemyślałam słów, ale jemu się to spodobało.

— Dobranoc, Raven.

— Dobranoc, Colin. — pomachałam mu, kiedy odchodził. Oglądał się za mną, a ja do środka weszłam dopiero jak przestałam go widzieć.

— Gdzie ty do cholery byłaś?! — i moja mama zepsuła mi nastrój.

— Okay, dobra. — uniosłam ręce w geście obronnym. — Wiedziałam, że nie pozwolisz mi pójść, więc się wymknęłam. Byłam na randko-spacerze. — wyminęłam ją i pokierowałam się do pokoju.

— Byłaś na randce i o tym nie wiem!? Jak było? — zapytała entuzjastycznie, co było dziwne.

— Było...— szukałam odpowiednich słów. — Było tak, że zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam, będąc z Andrew, kiedy poznałam Colina. — uśmiechnęła się szeroko i zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku.

— Nie lubiłam tamtego chłopaka, całe szczęście, że więcej go tutaj nie przyprowadzisz. — powiedziała, na co się ucieszyłam. — Ale masz zakaz wychodzenia przez dwa dni.

— Mamo... — jęknęłam.

— Nie marudź. Koniec i kropka. Nie zmienię zdania. — przewróciłam oczami i poszłam położyć się do łóżka. Zasnęłam natychmiastowo. 

Jedna nocKde žijí příběhy. Začni objevovat