Rozdział 30 [ Koniec ]

12.5K 532 70
                                    

Dzisiaj ten dzień, dzień w którym Lily zyskuje wolność. 

Byłam strasznie podekscytowana jej urodzinami. Właśnie jechałyśmy w nasze miejsce, kiwając głowami w rytm muzyki, którą grali w radiu. Była coś około szesnastej, więc słońce nie piekło tak jak wcześniej. Kiedy dotarłyśmy, zawiązałam jej oczy, aby nie zobaczyła co dla niej przygotowałam i zaprowadziłam ją na naszą ławkę.

— Już. Możesz ściągnąć. — zrobiła to ekspresowo.

— Woow! — krzyknęła podbiegając do koca, na którym czekał na nią tort śmietankowy oraz prezenty. — Jaki wielki, jak my go zjemy? — zapytała, śmiejąc się. Faktycznie, poprosiłam Colina, aby go kupił, ale nie miałam pojęcia, że weźmie taki ogromny.

— Damy radę. — machnęłam ręką.

— Mogę? — wskazała na prezenty.

— Oczywiście, ale! Najpierw mój. — pokazałam na różową paczkę. Zaklaskała i wzięła się za odpakowywanie.

— Dziękuję... — podeszła do mnie i mnie przytuliła. Dałam jej tabliczkę z drewna, w której wydziergano nasze wizerunki razem. Ciężko było to dostać i załatwić ,ale po dwóch miesiącach mi się udało. Nie kupiłam jej czegoś typu sukienka, czy coś ponieważ wiem, że Lily uwielbia nietuzinkowe rzeczy.

— Nie ma za co. — pogłaskałam ją po plecach. — Reszta czeka.

— No wiem! — przycisnęła tabliczkę do piersi, po czym zaczęła sprawdzać resztę. Pokazała mi bransoletkę z białymi kokardkami.

— To od Colina. — zaśmiała się.

— Będę miała do kompletu. — schowała ją i zabrała się za gigantyczne coś od Charlotte. Sama byłam ciekawa, co tam jest, bo było w cholerę ciężkie. Zaczęłam jej pomagać, a potem wybuchnęłyśmy śmiechem.

— Jak? — zapytała. Naszym oczom ukazał się obraz, na którym Lily przedstawiona była jako anioł.

— Nie wiem... — potrząsnęłam głową, hamując śmiech.

— O co wam chodzi z tymi aniołami.

— Przypominasz takiego. — obrysowałam ją palcem w powietrzu.

— Właśnie widzę. — powiedziała, trzymając w ręku broszkę aniołka.

— Od Lucasa.

— Wiem. — posmutniała. — Raven wiesz, ja zrobiłam największy błąd w moim życiu zakochując się w nim i tym bardziej robiąc sobie jakiekolwiek nadzieje. Przecież on nadal kocha Sophie.

— Ejejeje. Masz mi się tutaj nie smucić, to twoje urodziny. Nie po to zabrałam cię od tego wszystkiego żebyś teraz się tym zadręczała. Jedz tort. — wepchnęłam jej na chama kawałek do ust, tym samym brudząc ją. W ramach zemsty, wysmarowała mnie kremem. Kilka razy mi jeszcze dziękowała, a potem rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, stale się śmiejąc. Po kilku godzinach postanowiłyśmy wracać, ale idąc obok jednego z domów zauważyłyśmy, że odbywa się tam impreza. Nie wiedziałam czyj to dom, ale stały tutaj wszystkie samochody, które stoją przed domem Luke'a na jego imprezach, więc wbiłyśmy tam bez wahania. Co mnie dziwiło Lily nawet nie zaprotestowała.

* * *

Po kilku minutach zgubiłam moją przyjaciółkę, ale znalazłam Charlotte.

— Siema laska, podobało się jej? — krzyknęła, abym usłyszała. W tle leciała muzyka, której nie słucha się na co dzień.

— Tak! Skąd ty to wytrzasnęłaś?!

— No widzisz ma się źródła! — wręczyła mi kubeczek procentów. Miały dziwny smak... Zgniłych jabłek? — Nie, to nie jest ze starych owoców! To poncz! — sprostowała, widząc moją skwaszoną minę. Zauważyłam Colina, który nieudolnie próbował się do mnie przepchnąć, więc ruszyłam w jego kierunku. Kiedy stanęliśmy przed sobą, pocałował mnie w taki sposób, że przeszły mnie ciarki mimo, że przecież nie pierwszy raz to robiliśmy.

Jedna nocحيث تعيش القصص. اكتشف الآن