Rozdział 10 z perspektywy Pana Asahary

646 53 7
                                    

Cóż, do napisania tego rozdziału zainspirowała mnie prośba pierrot333 hehe



Po silnej ulewie prawie nie było już śladu. Siedziałem za kierownicą szkolnego autobusu, jadąc ostrożnie przez ulicę pełną porzuconych samochodów. W niektórych z nich siedzieli przypięci pasami zarażeni. Widząc mijający ich autobus, natychmiast ożywiali, usiłując wydostać się na zewnątrz. W pierwszym rzędzie obok mnie siedział Yoichi, głaszczący śpiącego na jego kolanach Shiro. Hayato wraz z Ayą i śpiącą już od pewnego czasu Kyoko, siedzieli na fotelach za nami. Niebo robiło się powoli różowe, oznajmiając nas o zbliżającym się wieczorze. Przyjaciele Yoichiego byli spory kawałek stąd, więc wątpiłem, byśmy dojechali tam jeszcze dzisiejszego dnia.
- Chłopcy, może zatrzymalibyśmy się gdzieś na chwilę? - zapytała Aya, chwytając się fotela za mną.
Autobusem porządnie trzęsło, miałem więc nadzieję, że kobieta się nie przewróci. Nie wróżyłoby to niczego dobrego dla jej nienarodzonego jeszcze dziecka.
- Coś się stało? - zapytał Yoichi, odwracając głowę w jej stronę.
- Kyoko i ja musimy do łazienki — powiedziała zmieszana, lecz z jej twarzy nie znikał uśmiech.
- W porządku — zgodziłem się, a brunetka usiadła z powrotem na swoje miejsce.
Kilka minut później zobaczyłem zjazd na stację benzynową. Nie widziałem, by w pobliżu ani w środku kręcili się zarażeni, więc wjechałem na znajdujący się na stacji parking. Yoichi posadził na fotelu psa, po czym wszyscy wyszliśmy na zewnątrz z plecakami ubranymi na plecy. Jedynie Aya miała przewieszoną przez ramię niewielką torebkę. Weszliśmy do środka, sprawdzając dokładnie każde pomieszczenie. Wyglądało na to, że stacja rzeczywiście była opuszczona. Wypełniliśmy plecaki jedzeniem, a do reklamówek znalezionych przez Hayato za kasą, wsadziliśmy butelki z napojami. Zobaczyłem cały rząd kolorowanek stojących na stojaku na czasopisma. Pokazałem go Kyoko, zapatrzonej w regał z zabawkami. Dziewczynka od razu spakowała je wszystkie do swojego różowego plecaka. Wyglądało na to, że bardzo ją to uszczęśliwiło. Kiedy plecak Kyoko wypchany był już po brzegi, Aya chwyciła ją za rękę i obie zniknęły za drzwiami toalety. Chwilę później Yoichi uczynił to samo, wchodząc do pomieszczenia obok. Przy kasie stała niewielka szafka z papierosami, do której podszedłem. Schowałem do plecaka dwie paczki, a trzecią wsadziłem do kieszeni w spodniach. Z jednej z toalet wyszły dziewczyny, które od razu stanęły obok nas. Po chwili pojawił się także Yoichi, więc ruszyliśmy do wyjścia.
- Zapomniałem plecak, zaraz was dogonię — powiedział nagle i pobiegł z powrotem do męskiej toalety.
Wyszliśmy na zewnątrz, mając zamiar tutaj na niego poczekać i nagle zza budynku wyszedł mężczyzna w średnim wieku, trzymający w ręku broń. Złapał za włosy Kyoko, przyciągając ją do siebie i przykładając do jej głowy pistolet. Wycofał się kilka kroków, zatrzymując się nie daleko drzwi prowadzących do sklepu.
- Puść ją! - krzyknął wściekły Hayato, unosząc trzymany młotek.
Mężczyzna zaśmiał się, a Aya zaczęła płakać. Za paskiem miałem pistolet. Wyciągnięcie go i wycelowanie w mężczyznę byłoby jednak zbyt ryzykowne. W tym czasie już dawno zdążyłby pociągnąć za spust.
- Oddajcie kluczyki i broń, to ją wypuszczę! - krzyknął, opluwając się przy tym.
Kyoko zaczęła płakać, usiłując się mu wyszarpać. Spowodowało to jednak tylko, że mężczyzna pociągnął ją mocniej za włosy i dziewczynka pisnęła.
- Nie rób jej krzywdy! - zawołała przerażona Aya.
Mężczyzna rozszerzył swój uśmiech i zrozumiałem, że mamy do czynienia z kompletnym świrem. Nie miałem wyboru, na razie musiałem robić to, co nam kazał. Rzuciłem pistolet przed siebie, jednocześnie obserwując dokładnie każdy ruch mężczyzny. Zobaczyłem, że Hayato ściska z całej siły swoją pięść. Na jego twarzy pojawiła się chęć rzucenia się na mężczyznę.
- Uspokój się i rób, co karze. Tylko tak jej teraz pomożesz — powiedziałem, ściszając głos.
Hayato zacisnął zęby i rzucił pod nogi młotek. Aya widząc to, uczyniła to samo z nożem trzymanym w ręce. Zobaczyłem nagle, jak drzwi sklepu lekko się uchylają i po chwili ze środka wyszedł Yoichi. Wziął do rąk siekierę przyczepioną do swojego plecaka, zakradając się powoli do mężczyzny. Cała nasz trójka spojrzała na niego zaniepokojona. Zaraz jednak odwróciłem wzrok, by mężczyzna nie zorientował się, że ktoś za nim jest. Miałem wielką nadzieję, że go nie usłyszy, gdyż to z pewnością skończyłoby się dla Yoichiego śmiercią. Miałem ochotę krzyknąć, by wracał do sklepu. Jego mina świadczyła o tym, iż był przerażony, ale jednocześnie sprawiał wrażenie, jakby wiedział, co robi. Kiedy tylko znalazł się za plecami mężczyzny, uniósł do góry siekierę i jej tępą stroną uderzył w jego łydkę. Mężczyzna upadł na ziemię, chwytając się za obolałe miejsce i jęcząc z bólu. „Brawo Yoichi" - pomyślałem, widząc, jak chłopak podnosi upuszczoną przez mężczyznę broń. Przerażona Kyoko pobiegła wprost w ramiona swojej mamy.
- Ty pierdolony bachorze zabije cię! - krzyknął mężczyzna, podnosząc się i kulejąc w stronę Yoichiego.
Już miałem zamiar iść mu z pomocą, lecz nagle wycelował on pistolet wprost między oczy mężczyzny.
- Nie podchodź — powiedział chłopak.
Mężczyzna zaczął rechotać ze śmiechu, kojarząc mi się teraz już bardziej z jednym z pacjentów psychiatryka.
- Magazynek jest pusty — powiedział z zadowoleniem, przygotowując swoją pięść do ciosu.
Szybko pobiegłem do nich i wściekły chwyciłem mężczyznę za nadgarstek, uniemożliwiając mu uderzenie Yoichiego. Zacisnąłem pięść i mocnym ciosem powaliłem go.
- Chodź Yoichi — chwyciłem przerażonego chłopaka za rękę i wszyscy ruszyliśmy z powrotem do autobusu. Hayato spojrzał ze złością w stronę mężczyzny, który wstał, chwiejąc się i krzycząc w naszą stronę wyzwiska. Usiadłem na miejscu kierowcy i kiedy wszyscy byli z powrotem w środku, ruszyłem, nadal słysząc jego krzyki. Ku stacji zmierzało mnóstwo potworów, przywołanych wrzaskami mężczyzny. Niebo z minuty na minutę robiło się coraz to bardziej ciemne. Podróż w nocy po ulicy pełnej trupów i opuszczonych aut zdecydowanie nie brzmiała kusząco, więc musiałem znaleźć bezpieczne miejsce na zaparkowanie autobusu. Kilka minut później zobaczyłem obok autostrady niewielki parking, znajdujący się zaraz przy lesie. Wjechałem na niego i po chwili wyłączyłem silnik. Wszyscy zgodzili się, by spędzić tu noc. Zjedliśmy kilka rogali i puszek z owocami. Yoichi podał Shiro puszkę sardynek, na którą pies od razu się rzucił. Zapalenie jakiegokolwiek światła wiązałoby się z ryzykiem przywołania nim trupów, więc jakoś musieliśmy radzić sobie w ciemności. KIedy byliśmy już najedzeni, ułożyliśmy się w fotelach, usiłując zasnąć. Aya wraz z Hayato oraz Kyoko, udali się na tył autobusu. Yoichi rozłożył się kilka foteli przede mną, a ja zostałem na przodzie. Patrzyłem przez okno, nie mogąc zasnąć. Zarażeni szwendali się bez celu po autostradzie naprzeciwko nas. Ciekawe co u rodziców. Może w stanach nie wybuchła ta epidemia i są bezpieczni. Cóż...chciałbym w to wierzyć. Zobaczyłem nagle, jak Yoichi podnosi się z fotela i przechodzi na tył autobusu. Po chwili po pojeździe rozległy się ciche głosy należące do niego oraz Ayi. Dziwny był z niego chłopak, zaśmiałem się w duchu. Czerwienił się praktycznie zawsze, gdy tylko na niego spojrzałem. Czemu zachowywał się tak w mojej obecności ? Nie, żeby jakoś specjalnie mi to przeszkadzało, jednak chciałbym wiedzieć, co tak właściwie chodzi mu po głowie. Czyżby zaczynał podobać mi się dzieciak i to w dodatku mój uczeń ? Choć wątpię, by jeszcze kiedykolwiek nim był, zważywszy na to, że po szkole chodzą żywe trupy. Zorientowałem się, że ich głosy ucichły i po chwili spojrzałem z uniesionymi brwiami na stojącego nad moim fotelem Yoichiego.
- Coś się stało? - zapytałem, nie odrywając od niego oczu.
- Po prostu nie mogę zasnąć.
- To tak jak ja — westchnąłem, opierając się o fotel. - Siadaj — dodałem, widząc, iż nadal tam stoi i przesunąłem się bliżej okna, by zrobić mu miejsce.
Yoichi usiadł obok, odchylając oparcie fotela do tyłu.
- Nie pomyślałem o tym — zaśmiałem się i uczyniłem to samo.
Usłyszeliśmy nagle głośne trzaśnięcie dobiegające z zewnątrz. Podnieśliśmy głowy, wyglądając przez okno. Był to jedynie truposz, który przewrócił nieszczęsny kosz na śmieci, stojący niedaleko parkingu.
- W nocy są jeszcze straszniejsze — powiedział Yoichi, patrząc nadal na trupy za oknem.
- Też tak uważam — zgodziłem się z nim.
Drogę oświetlił księżyc, który dopiero teraz łaskawie raczył wyjść zza chmur. Zasłoniłem okno zasłoną, nie mając dłużej ochoty oglądać powykrzywianych twarzy tych potworów. Dzieciak na pewno także miał już ich dość.
- Patrzenie na nich raczej nie pomoże nam w zaśnięciu — powiedziałem, po czym chłopak położył się na oparciu fotela.
Zacząłem temat komiksów, wnioskując, że dzieciaki w jego wieku raczej jarają się tego typu rzeczami i zauważyłem, że mamy dość podobne gusta w tych sprawach. Potem temat zszedł na filmy, muzykę czy książki. Okazało się, że lubimy bardzo podobne rzeczy. W trakcie rozmowy poczułem nagle, jak głowa Yoichiego opada na moje ramię i zobaczyłem, że chłopak zasnął. „Czyżbym aż tak przynudzał heh ? „Nie mając niczego lepszego do roboty, odsłoniłem z powrotem okno, obserwując miliony gwiazd na niebie. Pierwszy raz widziałem ich aż tak wiele. Był to prawdopodobnie jedyny plus z braku prądu w całym mieście. A nie spodziewałem się, iż w ogóle znajdę jakikolwiek. Po kilku minutach poczułem, jak chłopak zaczyna się wiercić, więc kątem oka spojrzałem w jego stronę. Patrzył na mnie, nadal opierając głowę o moje ramię. Odwróciłem głowę z powrotem w stronę okna, przyglądając wlekącym się nadal trupom. Po chwili zobaczyłem, że Yoichi z powrotem poszedł spać. Zasłoniłem okno, myśląc, że pójście w jego ślady nie będzie takim złym pomysłem. W końcu wolałbym nie zasnąć jutro za kierownicą. Oparłem głowę o fotel, którą chwilę później ułożyłem wygodnie na śpiącym mi na ramieniu chłopaku.
- Dobranoc — powiedziałem, zamykając oczy i spodziewając się, iż już zasnął.
- Dobranoc — usłyszałem o dziwo.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem, iż ten lekko się zarumienił. Uśmiechnąłem się i chwilę później pogrążyłem we śnie. Obudziłem się, czując straszną duchotę. Zobaczyłem, że wszystkie okna w autobusie były pootwierane. Podniosłem z oparcia głowę, przecierając zaspane oczy. Zorientowałem się nagle, że w autobusie nie było Yoichiego. „Gdzie ten dzieciak polazł?" pomyślałem zaniepokojony. Nagle drzwi autobusu otworzyły się i do środka wszedł Yoichi.
- Gdzie byłeś?
- Przewietrzyć się — powiedział, siadając naprzeciwko mnie.
- Nie wychodź sam na zewnątrz, to niebezpieczne.
Yoichi wywrócił oczami, opierając się o fotel i krzyżując ręce. Czasami denerwowała mnie jego lekkomyślność. Wystarczyłoby, że zza autobusu wyszedłby nagle jeden z truposzy i byłoby po nim.
- O, już nie śpicie — powiedział Hayato i usiadł w fotelu obok, biorąc do rąk jedną z butelek wody. - Strasznie tu gorąco — skomentował, po czym się napił.
- Mógłbym przeparkować do cienia — zaproponowałem.
- W sumie spoko pomysł — powiedział Yoichi.
Wstałem więc i usiadłem za kierownicą, przekręcając kluczyk w stacyjce. Podjechałem bliżej lasu, gdzie znajdowało się pełno cienia. Do autobusu wleciał chłodny wietrzyk, sprawiając, że w środku zrobiło się przyjemniej.
- Od razu lepiej — powiedział Hayato, uśmiechając się.
Podszedłem do drzwi i lekko je uchyliłem. Upewniłem się, że w pobliżu nie ma żadnego z zarażonych, po czym wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnąłem jednego i zapaliłem, czując, że właśnie tego było mi potrzeba. Do szczęścia brakowało mi jeszcze tylko gorącej kawy. No ale cóż, pomarzyć zawsze można.
- Dzień dobry — powiedziała nagle Aya, podchodząc do nas i siadając obok Hayato.
- Wyspałaś się? - zapytał mężczyzna.
- Bardzo śmieszne — powiedziała, masując się, jak zgaduję po bolącym karku.
Gdy dopaliłem papierosa, wróciłem do pozostałych, siadając z powrotem naprzeciw Yoichiego. Hayato poszedł obudzić Kyoko, gdyż zaczęliśmy jeść już śniadanie, o ile można to tak nazwać. Dziewczynka przybiegła, rozsiadając się na podłodze, zaraz koło jedzącego psa. Kiedy skończyliśmy jeść, Aya przesiadła się kilka foteli dalej, biorąc ze sobą magazyn dla przyszłych mam. Kyoko zaciągnęła Yoichiego na sam koniec autobusu, zabierając ze sobą cały plik kolorowanek i pomyślałem, że oby chłopak lubił sobie porysować. Ja i Hayato nie ruszyliśmy się z miejsca. Wkrótce mężczyzna zaczął temat pracy. Opowiadał o żartach, jakie on wraz z innymi pracownikami robili swojemu wrednemu szefowi. Zaśmiałem się, słysząc te niespodziewane rzeczy. Aż przypomniał mi się dzień, w którym wracałem z pierwszego dnia w nowej pracy. Wraz z Yoichim wpadliśmy wtedy na siebie. Zaraz również przypomniałem sobie, jak nazwał mnie „pieprzonym starym dziadem" i aż nabrałem ochoty na zakatrupienie tego dzieciaka. Ciekawe co stałoby się, gdybym nie odwiózł go tamtego dnia do domu. Nie chciałem jednak o tym myśleć. Nagle za oknem rozległo się wycie syreny policyjnej. Wszyscy stanęliśmy przy oknach, patrząc na przejeżdżający autostradą radiowóz. Wystraszony pies schował się pod jednym z foteli.
- Myślicie, że to serio była policja? - zapytał Yoichi pełny nadziei.
- Wątpię, ale kto wie — odpowiedział Hayato.
- Może powinniśmy za nim pojechać? - zaproponowała niepewnie Aya.
- Pan policjant nas uratuje!- uradowała się Kyoko.
- Nie wiadomo kto siedział w środku. Chyba wolelibyście nie spotkać kogoś takiego jak na stacji — wybiłem im ten pomysł z głowy i odszedłem od okna.
Po chwili wszyscy zgodzili się ze mną. Zmuszeni byliśmy odjechać z parkingu, gdyż w naszą stronę zmierzało od groma trupów, przywołanych hałasem, jaki narobiła syrena. Wjechałem na autostradę, tak czy siak kierując się w tym samym kierunku co radiowóz, gdyż do przyjaciół Yoichiego było niestety w tamtą stronę. Przyrzekłem sobie, że jeśli znajdziemy jeszcze choć jedną kartkę z wiadomością od durnego przyjaciela Yoichiego, to osobiście rzucę go trupom na pożarcie.

Infekcja ( yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz