Rozdział 11

722 60 5
                                    


- Patrz tatusiu, krówka - Kyoko siedząca na kolanach Hayato, wskazała palcem na zwierze pasące się na jednym z pól.
Hayato uśmiechnął się do córki, jednocześnie podając Ayi butelkę wody, o którą chwilę wcześniej go prosiła. Pan Asahara siedział za kierownicą autobusu, popijając kawę z puszki, a ja niezmiennie zajmowałem fotel obok. Shiro spał wtulony w ogromny brzuch Ayi, jakby wyczuwając, że ktoś się tam znajduje. Jechaliśmy autostradą, która tym razem na szczęście była niemalże pusta. W pewnym momencie minęliśmy warsztat samochodowy, patrząc na otwarte na oścież drzwi radiowozu zaparkowanego przed budynkiem. Nauczyciel zatrzymał pojazd, cofając kawałek, tak by uważniej przyjrzeć się policyjnemu samochodowi. Wyglądało na to, że w środku nikogo nie było. Na zewnątrz za to kręciła się trójka truposzy, obijająca się co jakiś czas o barierki przy drodze.
- Chyba wszedł do środka - powiedziałem, wyglądając przez okno.
- Może jednak powinniśmy to sprawdzić? To wcale nie musi być ktoś wrogo nastawiony - Aya popatrzyła na nas pytająco.
Nauczyciel zastanawiał się chwilę, po czym w końcu wstał z fotela i podszedł do naszej czwórki.
- Wy tu zostaniecie - spojrzał na mnie i dziewczyny, chowając pistolet za pasek w spodniach.
- Co? Ja też? - zmarszczyłem brwi, lecz pan Asahara zignorował moje pytanie i wraz z Hayato wyszedł z autobusu.
Naburmuszyłem się, siadając z powrotem w fotelu.
- Nie martw się Yoichi. Myślę, że po prostu martwi się o ciebie - powiedziała Aya, siadając naprzeciwko mnie.
- Albo nie chce, żebym mu przeszkadzał - skrzyżowałem ręce na piersi, patrząc, jak nauczyciel wraz z Hayato zabijają zgromadzone przed wejściem trupy i wchodzą do środka warsztatu.
- Lubisz go prawda? - zapytała po chwili.
- Co? - spojrzałem na nią zaskoczony.
- Widzę, jak na niego patrzysz - uśmiechnęła się, sprawiając, że poczułem, jakbym rozmawiał z mamą.
- Ee...ja...
- W porządku. Nie odpowiadaj, jeśli nie chcesz.
- To bez znaczenia... on i tak ma mnie tylko za durnego dzieciaka.
- Nie wydaje mi się - zachichotała lekko.
Odwróciłem głowę z powrotem do okna, nie rozumiejąc, co miała na myśli. Przecież to oczywiste, że jestem dla niego wyłącznie upierdliwym dzieciakiem. Sam uświadamia mnie o tym na każdym kroku. Poza tym i tak pewnie woli dziewczyny. Czyżby było aż tak widać, że mi się podoba? W sumie spalam buraka praktycznie za każdym razem, gdy cokolwiek do mnie powie. Eh...chyba dałbym pożreć się trupą, gdyby się o tym dowiedział.
- Coś długo nie wracają - powiedziała nagle Aya, wytrącając mnie z zamyślenia.
Popatrzyłem na drzwi warsztatu jakby w nadziei, że zaraz wybiegną ze środka z uzbrojonym po brzegi policjantem.
- Lepiej pójdę sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku - wstałem z fotela, podnosząc z podłogi swoją siekierę.
- Nie, Yoichi to nie bezpieczne - Aya również wstała, chwytając mnie za ramie.
- Mamusiu idziemy gdzieś ? - zapytała Kyoko, odrywając się na moment od swojej kolorowanki.
- Nie kochanie - odwróciła się w stronę córki.
- Nic mi nie będzie.
- Yoichi... - popatrzyła na mnie błagalnie, jednak nie miałem zamiaru zmieniać zdania.
- Nie martw się - powiedziałem ze spokojem i kobieta po chwili niechętnie się odemie odsunęła.
- Dobrze... ale uważaj na siebie - była wyraźnie niezadowolona z tego, że opuszczam autobus, ale musiałem upewnić się, że nic im nie jest.
Otworzyłem drzwi, zerkając czy w pobliżu nie kręci się któryś z zarażonych i wyskoczyłem na jezdnię. Aya patrzyła na mnie przez okno ze zmartwioną miną. Minąłem autobus i stanąłem naprzeciw drzwi prowadzących do warsztatu. Uchyliłem je najciszej, jak tylko się dało i od razu usłyszałem w głębi budynku ledwie co słyszalną rozmowę. Rozpoznałem głos pana Asahary oraz Hayato, jednak pozostałe dwa były mi nieznane. Skierowałem się powoli w ich kierunku, zatrzymując się przed lekko uchylonymi drzwiami. Popchnąłem je, sprawiając, iż wszystkie pary oczu skierowały się w moją stronę. Zobaczyłem pana Asahare opierającego się o niewielki blat i stojącego zaraz obok niego Hayato. Naprzeciw nich siedziała młoda kobieta o bujnych jasnych lokach, trzymająca puszkę z piwem. Obok niej siedział pulchny mężczyzna z długą brodą.
- Yoichi? Miałeś czekać w autobusie - powiedział niezadowolony nauczyciel.
- Tak długo was nie było, że myśleliśmy, że coś się stało, ale najwyraźniej wszystko w porządku...- powiedziałem poirytowany, patrząc na skąpo ubraną blondynkę.
- Ojej ten dzieciak jest z wami ? - zapytała rozbawiona, wstając z kanapy i podchodząc w moją stronę. - Hej mały - powiedziała, czochrając moje włosy i sprawiając, że jeszcze bardziej się wkurzyłem.
Przez myśl przechodziło mi czy leżą już dawno rozszarpani przez te potwory, a oni spokojnie rozmawiają sobie z jakąś durną blondi i jej kolegą drwalem ?
- Oh, chyba go zdenerwowałam - zaśmiała się, siadając z powrotem na kanapie.
- Wracając do naszej rozmowy - zaczął mężczyzna z brodą. - Jeśli pomożecie nam z samochodem, oddamy wam połowę znalezionej w radiowozie broni i amunicji.
Zdziwiłem się, słysząc, co właśnie powiedział i podszedłem do nich, zaciągając pana Asahare oraz Hayato w głąb pomieszczenia.
- Lepiej wracajmy, nie ufam im - spojrzałem na nauczyciela.
- Nie tylko ty, ale nie mamy wyboru. Potrzebujemy broni.
- Do tej pory nie mieliśmy z tym problemu.
- Ale wkrótce będziemy - powiedział, mrużąc nieprzyjemnie oczy.
- Naprawimy ich samochód i od razu odjedziemy - obiecał Hayato, widząc prawdopodobnie moją zmartwioną minę.
- Więc? - kobieta niecierpliwiła się, a pan Asahara spojrzał na mnie, jakby czekając na odpowiedź.
Wzruszyłem więc ramionami, odwracając od niego wzrok.
- Zgoda - powiedział jakby nie do końca przekonany.
- Świetnie - zachichotała blondynka. - W takim razie pokaże ci, gdzie są narzędzia - zbliżyła się do nauczyciela, praktycznie rozbierając go wzrokiem.
Pan Asahara zgodził się i po chwili wraz z blondynką skierował się do innego pomieszczenia, patrząc na mnie, aż do momentu, w którym nie zniknął za drzwiami. Miałem zdecydowaną ochotę przejechać ją naszym autobusem.
- Młody, pomożesz mi przestawić samochód do środka ? - zapytał przyjaźnie brodacz.
- Spoko - odpowiedziałem i poszedłem za nim na zewnątrz.
- Pójdę po dziewczyny - powiedział Hayato, idąc w stronę autobusu.
- Coś ty taki nie w humorze? - zaśmiał się mężczyzna, otwierając wejście do jednego z garaży i zaczynając pchać samochód w jego kierunku. – Nie martw się, nie mamy zamiaru was oszukać, a nią się nie przejmuj. Jest głupiutka, ale dobra z niej dziewczyna.
Stanąłem obok niego, również zaczynając pchać auto. Jakoś po jego słowach poczułem lekką ulgę. Może rzeczywiście trochę przesadzałem.
- Skąd macie ten samochód? - zapytałem, zerkając w jego stronę.
- Stał porzucony na ulicy i na nasze szczęście w środku były kluczyki.
Kiedy pojazd był już w środku, mężczyzna zamknął bramę garażu, sapiąc ze zmęczenia.
- Tak w ogóle jestem Yuzu - wyszczerzył zęby w uśmiechu i zobaczyłem, że kilku z nich mu brakowało.
- Yoichi.
- Cóż, zatem miło cię poznać Yoichi - ponownie się zaśmiał.
Po chwili do pomieszczenia wszedł pan Asahara wraz z durnie chichoczącą blondynką, która najwidoczniej nie miała zamiaru ani na moment zamknąć ust.
Mimowolnie prychnąłem śmiechem, widząc minę nauczyciela, która wskazywała na to, że zdecydowanie pragnął, by dziewczyna w końcu się zamknęła.
- O świetnie, macie narzędzia - skomentował Yuzu, odwracając się w ich stronę i po chwili wybuchnął śmiechem, patrząc na blondynkę. - Mari, po co ci ta wiertarka?
- Nie przyda się? - popatrzyła zdziwiona na narzędzie trzymane w ręce.
Pan Asahara westchnął, podchodząc do samochodu. Odłożył skrzynie z narzędziami na podłogę i otworzył przednią klapę. Włączył niewielką latarkę, zaczynając od razu grzebać pod maską. W tym samym momencie do środka wszedł Hayato wraz z Ayą i Kyoko, niosącą na rękach Shiro. Aya przywitała z uśmiechem nowo poznaną dwójkę i Mari od razu podeszła do Kyoko, mając prawdopodobnie zamiar chwycić ją za policzki, jednak diewczynka schowała się za plecami mamy, pokazując blondynce język. Hayato stanął obok nauczyciela, rozmawiając z nim o czymś, po czym wsiadł do samochodu, usiłując go odpalić.
- Ren może jakoś ci pomogę ? - zachichotała Mari, stając z powrotem obok niego.
- Nie trzeba - powiedział obojętnie, nie odwracając wzroku od pojazdu.
- Na pewno? - wyszczerzyła swoje idealnie proste zęby, a nauczyciel spojrzał na nią już wyraźnie wkurzony.
- Mari nie przeszkadzaj mu - powiedział brodacz, chwytając ją za nadgarstek i odciągając od pana Asahary.
- Wygląda na to, że akumulator i hamulce są uszkodzone - powiedział po chwili nauczyciel, odwracając się od maski samochodu i wycierając ręce umazane smarem.
- Dasz rade to naprawić? - zapytał Yuzu.
- Spróbuję, ale będziesz musiał znaleźć nowy akumulator.
- Na tyłach jest kilka aut, może tam będzie jakiś sprawny - powiedział i od razu skierował się do wyjścia. - Yoichi idziesz ze mną? - zapytał, co sprawiło, że nauczyciel zerknął w naszą stronę.
- W porządku - odparłem i razem z nim wyszedłem z garażu.
Na ścianach długiego korytarza, przez który przechodziliśmy, wisiały różne zdjęcia starych samochodów i prawdopodobnie właścicieli warsztatu. „Ciekawe gdzie teraz są" pomyślałem, patrząc na jedno ze zdjęć przedstawiające kobietę i mężczyznę w podeszłym wieku. Wyszliśmy na zewnątrz tylnym wyjściem, gdzieznajdowało się coś przypominające ogródek. Niewielkie pole zarośnięte trawą było otoczone przez żelazny płot, a na środku znajdowało się miejsce na ognisko i kilka ławek. „Na co komu coś takiego w warsztacie samochodowym?" Yuzu otworzył furtkę, która wychodziła na parking za budynkiem i od razu wzięliśmy się za szukanie akumulatora. Niestety większość pojazdów była obrabowana z prawie wszystkich części. W końcu jednak w jednym z samochodów na tyle parkingu znalazłem akumulator, który od razu chwyciłem do rąk.
- Świetnie młody - poczochrał mnie po włosach.
- Miejmy nadzieję, że działa - powiedziałem i oboje ruszyliśmy z powrotem w kierunku budynku.
- Tamta parka to twoi rodzice? - zapytał po chwili.
- Nie - odpowiedziałem, a ten popatrzył na mnie lekko zdziwiony. - A tamta blondynka to twoja dziewczyna? - zapytałem, zerkając na niego.
- Kto? Mari? Chciałbym - zaśmiał się. - Pracowaliśmy razem w biurowcu niedaleko stąd.
Weszliśmy do środka, wracając przez długi korytarz i wchodząc z powrotem do garażu. Podszedłem do nauczyciela, obok którego znów kręciła się Mari i podałem mu akumulator.
- Dzięki - powiedział, odbierając go ode mnie i brudząc niechcący moją rękę smarem. - Ups, wybacz - zaśmiał się lekko, od razu sięgając po szmatkę leżącą obok narzędzi.
Chwycił moją dłoń, ścierając z niej delikatnie czarny smar, a ja zdziwiłem się, jak coś takiego może wywoływać u mnie aż tak duże zdenerwowanie.
- Spoko - zabrałem rękę jak najszybciej i od niego odszedłem.
Od razu napotkałem uśmieszek Ayi patrzącej w naszą stronę i naburmuszyłem się, odwracając od niej wzrok. Usiadłem obok rysującej na podłodze Kyoko i leżącego Shiro.
- Co rysujesz? - zapytałem, nachylając się nad kartką, po której dziewczynka kreśliła mazakami.
- Mój dom i Pana Łapkę - powiedziała wesoło, nie odrywając się od kartki.
- Pana Łapkę?
- To nasz kotek - spojrzała na mnie, robiąc słodkie „miał miał". - Nic mu nie jest prawda? - zapytała, już mniej wesoła.
- Na pewno ma się dobrze - uśmiechnąłem się.
- Skoro Yoichi tak mówi, to na pewno tak jest. - wyszczerzyła zęby, a ja spojrzałem na nią lekko zdziwiony, po czym się zaśmiałem.
- Panem Łapką na pewno zajęła się pani Sachi - powiedziała Aya, siedząca nieopodal z uśmiechem na twarzy.
- Pani Sachi? - uradowała się dziewczynka. - Musisz ją kiedyś poznać. To najlepsza sąsiadka na świecie. Zawsze piecze nam przepyszne szarlotki - spojrzała na mnie z zadowoleniem.
- Ta szarlotka mnie przekonała - zaśmiałem się i wziąłem jedną z kartek leżących koło Kyoko, zaczynając rysować postać z ulubionej książki.
Zbliżał się wieczór, a pan Asahara wraz z Hayato nadal zajmowali się samochodem. Wyglądało na to, że kolejny raz nie uda nam się dojechać do Haru i Minami. Miałem wielką nadzieję, że nie opuścili jej domu. Po chwili z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk uruchamianego silnika.
- Udało się! - zawołał uradowany Yuzu, głaszcząc radiowóz, jak gdyby był jego pieskiem.
Chwilę później wyszedł z garażu i wrócił z czarną torbą, z której wystawały lufy karabinów.
- Wedle umowy - zaśmiał się, podając nauczycielowi torbę.
- Dzięki.
- Chyba nie macie zamiaru teraz odjeżdzać? - zapytała niezadowolona Mari. - Robi się już ciemno, a poza tym zapraszamy na kolację - zachichotała.
- Rzeczywiście jazda po ciemku to zły pomysł - zgodził się brodacz.
Pan Asahara spojrzał w naszą stronę i wszyscy, słysząc słowo kolacja, bez zastanowienia się zgodzili. Nie byłem zbytnio zachwycony spędzeniem z nimi nocy, ale po ciemku i tak nigdzie byśmy nie dojechali.
- Możemy zrobić ognisko - zaproponowała blondynka.
- Ognisko? - zdziwił się Hayato.
- Na tyłach jest palenisko.
Wszyscy poszliśmy do ogródka znajdującego się za budynkiem, marząc o ciepłym posiłku. Yuzu wraz z Mari zajęli się przygotowywaniem kiełbasek, które znaleźli w pobliskim markecie, a pan Asahara i Aya rozpalaniem ogniska. Ja, Hayato oraz Kyoko poszliśmy poszukać jakichś gałązek, które można by wrzucić do ogniska, a uradowany Shiro od razu porwał jedną z nich. Za płotem szwendało się kilku zarażonych, ale na szczęście nie mieli szans przedrzeć się przez wysokie ogrodzenie otaczające ogród.
- Tyle powinno wystarczyć - powiedział Hayato, patrząc na dość sporą ilość patyków w naszych rękach.
Wróciliśmy do reszty, widząc, iż ognisko już się pali. Wrzuciłem do niego kilka mniejszych patyków, a resztę położyłem obok ogniska. Yuzu naostrzył kilka gałęzi, by nabić na nie kiełbaski i podał po jednej każdemu z nas. Usiadłem obok niego i Ayi, czując od razu przyjemne ciepło grzejące mnie w kolana. Mari oczywiście od razu zajęła miejsce obok pana Asahary, bez przerwy się na niego gapiąc. Każdy nabił na swój kij kiełbaskę, dziwiąc się, że te nie zepsuły się tyle czasu poza lodówką.
- No to pijemy! - zawołała blondynka, wyciągając z torby butelki z alkoholem.
- Ja podziękuję - powiedziała Aya, uśmiechając się lekko.
Po zjedzonym posiłku niemalże wszyscy zajęli się piciem oraz rozmową. Kyoko pomimo hałasu, jaki stwarzaliśmy, zasnęła z uśmiechem na kolanach Ayi. Miałem tylko nadzieję, że nie zwrócimy na siebie uwagi wszystkich trupów z okolicy.
- Masz mały, napij się - Mari podała mi butelkę, sam nawet nie wiem czego.
- Nie, dzięki.
- Oj weź młody. Jeden łyk ci nie zaszkodzi - powiedział już wyraźnie pijany Yuzu.
Spojrzałem na niego, po czym wziąłem od blondynki butelkę z alkoholem. Na jednym łyku jednak się nie skończyło, gdyż Mari co chwilę wciskała mi butelkę niemalże prosto pod nos.
- Idę zapalić - powiedział nauczyciel, wstając z ławki i kierując się na niewidoczną dla nasz część ogrodu za budynkiem.
- Pójdę z nim - powiedziała Mari, także znikając za ścianą, a ja dopiero teraz poczułem, jak bardzo kręciło mi się w głowie.
Wstałem z ławki, o mało co się nie przewracając i czując narastającą złość, jaką wywołała u mnie ta durna blondynka.
- Yoichi w porządku? - zapytała Aya, zerkając w moją stronę.
- Ta...
- Młody nawalił się w cztery dupy. - zaśmiał się Yuzu.
- Może lepiej sobie usiądź - poradził Hayato, ale nie miałem teraz ochoty słuchać żadnego z nich i powoli ruszyłem w kierunku, w którym poszli pan Asahara i Mari, czując, że prawdopodobnie zaraz padnę twarzą na trawnik. Szedłem przed siebie, czując, jakbym w ogóle nie zbliżał się do celu, a świat wirował na wszystkie strony. Kiedy znalazłem się za ścianą, zobaczyłem blondynkę nadającą niczym katarynka w kierunku siedzącego na trawie nauczyciela. Aż szkoda, że w pobliżu nie było żadnego truposza. Popchnąłbym ją prosto w jego objęcia. Na pewno z chęcią by ją przytulił. Zbliżyłem się do nich z niezadowoloną miną, a oni od razu spojrzeli w moją stronę.
- Mały, nie przeszkadzaj. Nie widzisz, że rozmawiamy? - zapytała pełna złości, jak gdybym co najmniej przerwał jej łowy godowe.
- Wypad durna babo - powiedziałem, siadając okrakiem na kolanach pana Asakary, na co on spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. - On jest mój.
- Że co? - zapytała zszokowana. - Jebane pedały - wycedziła przez zęby i zniknęła za ścianą budynku, wracając prawdopodobnie do reszty. Choć w sumie mogłaby pomylić drogi i niechcący wyjść na spotkanie hordzie umarlaków.
- Yoichi...- nauczyciel spojrzał na mnie zdziwiony. - Jesteś pijany.
- Łaaał, zdążyłem zauważyć.
- Zejdź ze mnie.
- Nie - popatrzyłem na niego niezadowolony, zbliżając do niego swoją twarz, przez co dzieliło nas teraz tylko kilka centymetrów.
Nauczyciel spojrzał mi prosto w oczy i poczułem na twarzy jego oddech. Po chwili, która wydawała się trwać wieki, nachyliłem się nad nim, gryząc go w ucho, na co jego twarz przybrała jeszcze większe zdziwienie.
- Lepiej mnie nie prowokuj - powiedział poważnym tonem, jednak nie odsunął się ode mnie ani na milimetr.
- Nie prowokuje - uśmiechnąłem się sarkastycznie, kolejny raz nachylając się nad jego uchem. - Ren - wyszeptałem, a on spojrzał na mnie zaskoczony prawdopodobnie tym, że pierwszy raz zwróciłem się do niego po imieniu.
- Ciekawe czy normalnie miałbyś na to tyle odwagi - uśmiechnął się ironicznie.
-Zamknij się - powiedziałem, zbliżając swoje usta do jego i całując go.
O dziwo nie odepchnął mnie od siebie, co prawdę mówiąc sądziłem, że zrobi. Na moment odsunęliśmy się od siebie, a pan Asahara ponownie spojrzał prosto w moje oczy. Jego usta złączyły się z moimi i pogłębiły pocałunek, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Położyłem dłonie na jego ramionach, przybliżając się jeszcze bliżej niego i poczułem, jak jeden z kącików jego ust lekko się unosi. Nagle nauczyciel chwycił mnie w pasie i nie odrywając ode mnie swoich ust, obrócił mną tak, że teraz to ja znajdowałem się na trawie, a on pochylał się nade mną. Lekko się od niego odsunąłem, gdyż powoli zaczynało brakować mi tchu, więc on przeniósł pocałunki na moją szyję. Poczułem, jak jedną ręką wędruje pod moją koszulkę i zimnymi palcami przejeżdża wzdłuż mojego brzucha. Spojrzałem na niego, jakby trochę przytomniejąc, a moją twarz momentalnie zalała fala gorąca.
- Czekaj...- jęknąłem, czując na sobie jego zimne palce.
Nauczyciel oderwał się od mojej szyi i spojrzał na moją twarz z lekkim rozbawieniem.
- Już nie jesteś taki pewny siebie ? - zaśmiał się ironicznie. - Do twarzy ci z tym rumieńcem.
Spojrzałem na niego z grymasem i popchnąłem go, sprawiając, że ten przewrócił się na trawę. Usiadłem na jego brzuchu i złączając nasze usta w pocałunku, oplotłem ręce wzdłuż jego szyi. Po chwili jego dłonie znalazły się na mojej twarzy, nie pozwalając mi oderwać się od niego. W końcu nasze usta rozłączyły się, pozwalając mi zabrać wdech. Popatrzyłem na niego, dysząc ciężko jak po przebiegnięciu jakiegoś pieprzonego maratonu, a on uśmiechnął się lekko, nie odwracając ode mnie wzroku. Wszystko wokół nadal wirowało, wraz z nauczycielem patrzącym się na mnie intensywnie. Wolałem nie wnikać jak bardzo będę tego później żałować. Nie wiedzieć czemu nagle wszystkie potworne rzeczy, jakie wydarzyły się w tym tygodniu, uderzyły we mnie jak z liścia i po moich policzkach zaczęły spływać łzy, skapując na koszulkę nauczyciela.
- Yoichi? - spojrzał mnie zdziwiony i usiadł, przez co zjechałem z brzucha z powrotem na jego uda.
Spojrzałem na niego cały mokry od łez, po czym mocno się do niego wtuliłem. Pan Asahara również mnie przytulił, a ja poczułem, jak bardzo chciałbym teraz zobaczyć rodziców. Po chwili odsunąłem się od niego, stając na nogi.
- Chodźmy sprawdzić, czy dziki słoń nie zgasił nam ogniska - powiedziałem, zaczynając iść przed siebie.
- Co? - zapytał zdziwiony nauczyciel, również wstając i podchodząc do mnie.
- Nie ważne.
Pan Asahara zaśmiał się, lekko zdezorientowany, a ja poczułem, jak świat zaczyna wirować jeszcze szybciej i ostatecznie przewróciłem się na trawę, a wszystko otoczyła ciemność.

Infekcja ( yaoi)Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora