Rozdział 2

910 65 6
                                    


Otworzyłem nie pewnie drzwi prowadzące do domu.
- Mamo? Tato? - zawołałem zmartwiony.
- Yoichi jak dobrze, że już jesteś - powiedziała moja mama, wychodząc z kuchni. Na jej lewym ramieniu znajdował się przesiąknięty krwią bandaż.
- Co tu się stało? Co to za krew przed domem? Czemu okno jest rozbite? I co ci się stało w rękę? - spanikowany zadawałem pytania.
- Uspokój się i wejdź do domu.
Wszedłem do niewielkiego korytarza i skierowałem się za mamą do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie. Wyglądała na wstrząśniętą.
- Kiedy robiłam obiad, ktoś zaczął z całej siły walić w nasze drzwi. - zaczęła mówić, robiąc przy tym zaniepokojoną minę. - Zawołałam „Kto tam?", ale nikt nie odpowiedział. W pewnym momencie okno przy drzwiach roztrzaskało się i zobaczyłam kamień leżący w korytarzu. Pomyślałam, że to uczniowie robiący sobie głupie żarty, więc wzięłam wałek i wyszłam na zewnątrz. Nikogo jednak tam nie było. Nagle zza domu wyszła niechlujnie ubrana starsza kobieta i rzuciła się na mnie, gryząc mnie w ramie...rozumiesz Yoichi? Ugryzła mnie - mama popatrzyła na mnie przerażona.
- I co dalej? - zapytałem zaniepokojony.
- Nic. Uciekła. A kiedy przyjechała policja i opowiedziałam im wszystko, opatrzyli mnie i pojechali jej szukać, ale niestety nie znaleźli.
W tym momencie przypomniałem sobie kobietę z rozszarpaną twarzą, którą wiadzieł w nocy i postanowiłem opowiedzieć o niej mamie.
- Co takiego? - zapytała zdziwiona i lekko zdenerwowana. - Dlaczego dopiero teraz mówisz mi o czymś takim? Co, jeśli to jakaś wścieklizna ? Może to zaraźliwe...
- Sądziłem, że mi nie uwierzysz- odparłem zmieszany.
Mama uśmiechnęła się do mnie troskliwie.
- Oczywiście, że bym ci uwierzyła.
- Tak w ogóle to, gdzie jest tata? - zapytałem po chwili.
- W pracy. Już mu o wszystkim powiedziałam, więc nie martw się, powinien nie długo wrócić.
Kiedy wrócił tata, pierwsze co zrobił, to obejrzał ranę mamy i od razu nakazał jechać do szpitala. Na miejscu okazało się, że trzeba będzie to zszyć. Po powrocie mama położyła się do łóżka, a tata zajął się naprawą okna. Mnie kazał posprzątać kałużę przed domem, więc nie chętnie wziąłem się za wycieranie jej. Wieczorem, kiedy zasiedliśmy wspólnie do kolacji, tata postanowił włączyć telewizor. W wiadomościach mówiono o nowej odmianie wirusa, która powoduje u ludzi silną agresję i zalecano chodzenie w specjalnych maseczkach. Nasza trójka popatrzyła na siebie ze zdziwieniem.

Następnego dnia w szkole wszyscy rozmawiali tylko o tym nowym wirusie.
Oczywiście opowiedziałem Haru wszystko, co wydarzyło się wczoraj w moim domu i był tym wstrząśnięty. Nagle podeszła do nas Minami ubrana w białą maseczkę i Haru momentalnie się rozpromienił. Była ona przewodniczącą rady uczniowskiej. Uczęszczała do klasy 2-E, natomiast my z Haru byliśmy w 1-A, tak więc była ona od nas starsza. Miała w ręce niewielki karton z maseczkami na twarz.
- Trzymajcie - powiedziała, wręczając nam po jednej parze. - Dyrektor kazał rozdać je każdemu w szkole, w obawie przed tym wirusem, o którym tak głośno.
- Spoko, dzięki - odparłem, zakładając maseczkę na twarz. Po chwili Haru uczynił to samo.
Widok wszystkich uczniów i nauczycieli chodzących w tych samych maseczkach był trochę komiczny. Po paru lekcjach jednak olałem to i zdjąłem ją z twarzy. Zobaczyłem, że połowa szkoły uczyniła to samo. Bo czy one w ogóle cokolwiek dają? Może na przeziębienie...
Na jednej z przerw przechadzając się po korytarzu, zobaczyłem siedzącego w klasie pana Asahare, który pisał coś na komputerze. „Więc on też jej nie nosi " pomyślałem. Mężczyzna zauważył, iż mu się przyglądam i spojrzał na mnie pytająco. Widząc to, spaliłem buraka i uciekłem. Cholera...czemu z niego musi być taki przystojniak? Nie zmienia to faktu, iż go nienawidzę...
Kiedy po lekcjach wraz z Haru i zaproszoną przez niego Minami chodziliśmy po mieście, usłyszeliśmy nagle krzyki dobiegające zza zakrętu. Zainteresowała się nimi niewielka grupka osób, która ruszyła w tamtą stronę. Popatrzyliśmy na siebie nie pewnie i po chwili podążyliśmy za nimi. Na placu przed galerią handlową stały dwie karetki, a na noszach leżał związany pasami mężczyzna, który bardzo głośno krzyczał, szarpiąc się na wszystkie strony. Po chwili ratownicy zapakowali go do jednej z karetek i odjechali.
- To straszne... - powiedziała przerażona Minami, a ja i Haru popatrzyliśmy zaniepokojeni, pierwsze na nią, a następnia na siebie.
Tej nocy poszedłem spać dopiero o czwartej nad ranem, rozmyślając nad wszystkim, co wydarzyło się tego dnia. W szkole zasypiałem praktycznie na każdej lekcji, jednak kiedy nadszedł angielski, bardzo tego pożałowałem.
- Nagase... - usłyszałem niewyraźnie przez sen. - Nagase! - krzyknął wściekle pan Asahara, a ja niechętnie podniosłem z ławki głowę, nie bardzo wiedząc, co się dzieje.
- Co...? O co chodzi? To już obiad....? - powiedziałem nie do końca jeszcze przebudzony.
Dopiero po chwili zaczaiłem, że jestem w klasie i że nad moją ławką stoi pan Asahara, patrzący na mnie z mordem w oczach. Spojrzałem na niego zdziwiony, a cała klasa zaczęła chichotać.
- Ktoś się tu chyba nie wyspał - powiedział mężczyzna, odchodząc ode mnie. - Zostajesz po lekcji - dodał oschle, siadając za biurkiem.
Załamany położyłem głowę z powrotem na ławce i kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy zaczęli zbierać się do domów.
- Powodzenia stary...- powiedział współczująco Haru, wychodząc z klasy. Po paru minutach klasa była już pusta, nie licząc oczywiście mnie i tego zła piekielnego, siedzącego za biurkiem. Po chwili pan Asahara podszedł do mojej ławki i położył na niej jakąś książkę.
- Przepisuj - powiedział, pokazując palcem tekst znajdujący się w książce.
- Co? Całą tę stronę? Przecież to zajmie wieki... - odparłem zrezygnowany.
- Mam czas - uśmiechnął się podle i usiadł z powrotem za biurkiem, otwierając jakąś książkę.
„Ale ja już nie koniecznie...głupi staruch" Pomyślałem i wziąłem się za pisanie.
- Eee...proszę pana - odezwałem się po parunastu minutach przepisywania.
- Hmm? - mruknął, nie odrywając się od książki.
- Mogę iść do toalety?
- Idź.
Podniosłem się z ławki i wyszedłem z klasy, myśląc, że najchętniej bym się stąd ulotnił.
Wszedłem do męskiej toalety i stanąłem naprzeciwko pisuaru, rozpinając rozporek granatowych spodni mundurka. Po chwili moją uwagę przyciągnęły jakieś jęki dobiegające zza drzwi jednej z kabin. Ktoś będący w niej wydawał naprawdę przerażające odgłosy.
- Ej ty, wszystko okej...? - zapytałem nie pewnie, zbliżając się do kabiny.
Nagle z jej wnętrza wydobył się przerażający krzyk i osoba znajdująca się w środku zaczęła walić z całej siły w drzwi. Krzyknąłem przerażony i pobiegłem jak najszybciej z powrotem do klasy.
- Co tak długo? Już miałem po cie... - zaczął nauczyciel, słysząc otwierające się drzwi. Nie dokończył jednak, gdyż biegnąc w panice, wpadłem na niego i oboje przewróciliśmy się na podłogę.
- Co ty wyprawiasz ? - zapytał wściekły.
Oboje unieśliśmy głowy w tym samym momencie, co spowodowało, iż nasze twarze dzieliło tylko kika centymetrów. Moja twarz ponownie przybrała kolor dorodnego buraka i szybko się od niego odsunąłem. Pan Asahara popatrzył na mnie, marszcząc brwi.
- W toalecie ktoś jest.
- To chyba nic zadziwiającego, iż w toalecie publicznej „ktoś jest".
- Ale on zaczął krzyczeć i walić w drzwi !
- Pewnie chciał cię nastraszyć- nauczyciel wywrócił oczami. - Ech...chodź. - powiedział, widząc, iż moja przerażona mina nie znika.
- Co? - zapytałem zdziwiony.
- Trzeba to sprawdzić. Rusz się.
Wyszedłem z klasy i oboje poszliśmy w kierunku męskiej toalety. Na miejscu Pan Asahara zapukał lekko w wyznaczoną przeze mnie kabinę.
- Jest tam kto? - zapytał, lecz odpowiedziała mu cisza. Schylił się lekko, by popatrzeć czy rzeczywiście ktoś tam jest, lecz nie zobaczył niczyich nóg.
- Nikogo tam nie ma - oznajmił, patrząc na mnie.
- Może już sobie poszedł... - odparłem zmieszany.
- Może...
Chwilę później byliśmy z powrotem w klasie, gdy nagle usłyszeliśmy głośne trzaśnięcie drzwiami. Wróciliśmy nie pewnie do toalety i stanęliśmy naprzeciwko jednej z kabin. Była ona otworzona na oścież, a wewnątrz niej znajdowało się pełno krwi, której ślady prowadziły aż na korytarz. Urywały się na parapecie pod otwartym oknem. Oboje popatrzyliśmy na siebie zdziwieni i podeszliśmy do okna. Spojrzeliśmy w dół. Na chodniku przed szkołą była niewielka kałuża krwi.
- Czy on...skoczył? - zapytałem zdziwiony.
- Przecież nie ma tam ciała.
- Ale ta krew...
- Lepiej wracaj już do domu, a ja to sprawdzę.
- Okej... - powiedziałem niepewnie i poszedłem do klasy po swoje rzeczy.
Chwilę później do klasy wszedł także pan Asahara. Już miałem wychodzić, gdy nagle usłyszałem za sobą jego głos.
- Czekaj. Odwiozę cię. Robi się już ciemno.
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem, po czym ruszyłem za mężczyzną ku wyjściu ze szkoły.

Infekcja ( yaoi)Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon