{Rozdział Drugi}

1.2K 170 48
                                    

Juliusz szedł chodnikiem z rękami w kieszeniach i wzrokiem wbitym w ziemie. Nawet piosenka Eda Sheerana Happier w jego słuchawkach go nie pocieszała. Czuł się po prostu okropnie. I już sam nie wiedział czy to przez jego denerwującego współlokatora, zbliżające się spotkanie z Mickiewiczem, brak weny czy obrzydliwą pogodę.

-Ja dramatyzuje -mruknął do siebie. -On nigdy nie rozumiał i nie zrozumie.

Juliusz nie potrafił patrzeć na Adama. Osobowość Mickiewicza go denerwowała. Zawsze to on był na pierwszym miejscu. Zawsze był o krok przed nim i nie omieszkał mu tego wypominać na każdym kroku. Był popularny, lubiany, wszyscy nauczyciele go uwielbiali, nawet jeżeli nie radził sobie z ich przedmiotem.

Ale nie tylko charakter go denerwował. Wygląd też. Niebieskie oczy, brązowe włosy zawsze idealnie uczesane, dobrze zbudowany. Słowacki nigdy by tego nikomu nie przyznał, ale w głębi duszy uważał, że Mickiewicz jest od niego przystojniejszy.

Czarnooki warknął pod nosem i kopnął leżącą na ziemi puszkę. Aluminiowe opakowanie poszybowało i uderzyło w łydkę osoby idącej z na przeciwka. Słowacki podniósł wzrok na tę osobę i zamarł, momentalnie blednąc.

***

Mickiewicz po wyjściu z mieszkania skierował się w stronę swojego ulubionego parku. Szedł zamyślony, wpatrując się w niebo. Norwid miał trochę racji, mówiąc że idzie szukać weny. Niebo było ciemno szare i wyglądało, jakby miało zaraz lunąć deszczem. Na razie jednak to nie nastąpiło. Adam szedł sobie spokojnie, próbując znaleźć odpowiedni rym, gdy nagle poczuł ból w łydce. Syknął cicho i spojrzał na nią. Obok jego buta leżała puszka po Pepsi. Podniósł ją i rozejrzał się w poszukiwaniu kosza na śmieci. W tym momencie napotkał wzrokiem Słowackiego. Było już za późno by udawać, że go nie widzi.

-To ty mnie tym uderzyłeś? -spytał i zlustrował chłopaka wzrokiem. Czarnooki miał na sobie lekko zbyt dużą bluzę i jeansy, a jego ciemno brązowe włosy były w nieładzie.

-Nie celowo... Gdyby to było celowo, to byłoby mocniej -mruknął pod nosem.

-O mój Boże, jaki ty jesteś zabawny -stwierdził niebieskooki tak sarkastycznym tonem, że Norwid byłby z niego dumny. -Mam szczerą nadzieje, że Kościuszko na stałe wywalił cię z domu, bo nie dałoby się wytrzymać gdybyś ty w nim był dziś wieczorem.

Uśmiechnął się, gdy osiągnął zamierzony skutek, czyli gdy zobaczył jak Słowacki zaciska pięści w kieszeni swojej szarej bluzy. Rzucił puszką w jego stronę i odszedł. Nie widział, że puste opakowanie po Pepsi uderzyło Juliusza prosto w czoło, zostawiając na nim czerwony ślad.

***
Juliusz wrócił do mieszkania dopiero gdy zaczynało się ściemniać. Zdjął buty i ruszył w stronę swojego pokoju, nigdzie po drodze nie widząc swojego współlokatora. Zdziwiło go to trochę, ale stwierdził, że po pierwsze i tak go to nie obchodzi, a po drugie pewnie poszedł do sklepu po alkohol. Otworzył drzwi do swojego pokoju i struchlał.

To co zobaczył, przerosło jego najgorsze koszmary. Pomijając Norwida siedzącego na podłodze i rozmawiającego z Kościuszką, oraz Chopina patrzącego na fortepian w rogu pokoju jak zakochany.

Koło biurka stał Mickiewicz.
Trzymający w ręce Balladyne.
I czytający ją z lekko zmarszczonymi brwiami.

Juliusz bez chwili zastanowienia rzucił się na niego i wyrwał mu z ręki nieskończoną książkę. Zdziwionemu Adamowi nie udało się utrzymać równowagi i po chwili obaj leżeli na podłodze. Czarnooki leżał przez chwilę na chłopaku, po czym szybko zerwał się na równe nogi. 

-KTO WAM TU POZWOLIŁ WEJŚĆ DO JASNEJ CHOLERY?!!! -krzyknął przytulając zeszyt do piersi i spojrzał na Kościuszkę wzrokiem spragnionym mordu. Najstarszy z chłopaków wyraźnie się zmieszał.

-WYJAZD STĄD! W TYM MOMENCIE! WSZYSCY!!!-wrzasnął wściekły.

Mickiewicz wstał z podłogi i spojrzał na niego kpiąco.

-A panience co? Okres się spóźnia? -spytał z najwredniejszym możliwym uśmieszkiem. -I czy naprawdę poniżasz się już do tego stopnia by pisać kryminały o malinach?

Wściekłość w oczach Słowackiego, powoli zanikała. Zastępowała ją obojętność. Niespodziewanie silnym, jak na jego wątłe ciało, ruchem wypchnął niebieskookiego z pokoju. Spojrzał na pozostałą trójkę nienawistnym wzrokiem. Cyprian i Tadeusz wynieśli się z pokoju natychmiastowo, za to Fryderyk się ociągał.

-Mógłbym kiedyś spróbować zagrać na tym twoim cudeńku?-spytał w drzwiach, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. -I tak go nie używasz...

-Wyjdź -warknął brunet. Pianista westchnął i opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.

Z czarnych oczu poety zniknęła złość i obojętność. Zastąpiły je smutek i łzy

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz