{Rozdział Trzydziesty Trzeci}

936 136 119
                                    

-Boże przenajświętszy, bądź błogosławiony za to, że jeszcze nie jestem w tym wieku co te oszołomy -Norwid złożył ręce teatralnie i spojrzał w niebo. W sumie to nie w niebo lecz w sufit, bo ciężej jest znaleźć to pierwsze stojąc w mieszkaniu.

-Za dwa lata będziesz miał to samo, oszołomie -prychnął Juliusz nie odrywając wzroku od podręcznika do języka francuskiego.

Mickiewicz, Krasiński, Branicka i Słowacki siedzieli w salonie mieszkania tego pierwszego i uczyli się do matury. Adam wygodnie rozłożony na kanapie, po drugiej jej stronie Julek, pomiędzy nimi Zygmunt, a Eliza na fotelu z założonymi nogami.

Ogółem Krasiński, który po około miesiącu wreszcie doszedł do siebie po szoku jaki przysporzyła mu wiadomość Słowackiego, wyjawiająca całą prawdę o nim i jego chłopaku, siedział w tym właśnie miejscu z tego powodu, by nie siedzieli oni obok siebie.

-Matura to coś okropnego Cyprian i ja ci okropnie zazdroszczę, że zostały ci jeszcze dwa lata -westchnęła Eliza siedząca nad polskim.

-Tsa -mruknął Mickiewicz, który zupełnie olewczo traktował matematykę, której miał się uczyć i co chwilę zamiast czytać, odpisywał na nowe wiadomości. Po chwili jednak takiej "nauki" trzasnął książką o stolik. -Ugh, pierdole to kurwa, jestem humanistą!

W tym samym momencie dało się słyszeć z pokoju Fryderyka żałosne brzdąknięcie o klawisze fortepianu, wskazujące na to, że w przypływie frustracji lub zniechęcenia, pianista uderzył w nie prawdopodobnie głową. Chopin bowiem uparł się i nikt nie mógł mu tego z głowy wybić, że będzie się uczył przy fortepianie. Tak więc czarny masywny instrument był obłożony książkami najróżniejszego typu oraz kubkami po wypitej czekoladzie. Fryderyk uwielbiał gorącą czekoladę, jednak gdy się denerwował, musiano zamykać przed nim szafki, by nie dosypywał do niej cukru.

-O, Frycek też protestuje -warknął Adam.

-Jezusie, musisz tak kląć? -Juliusz przewrócił oczami.

-Bardzo mi miło, ale możesz mi mówić Adam, nie obrażę się za takie świętokradztwo -odparł brunet z przekąsem.

-Prędzej stanę się praktykującym wyznawcą tego pseudo Boga, którym Zygmunt z Cyprianem zaspamili grupę, niż będę wymawiał to imię w twoim kontekście -rzucił Julek sarkastycznym tonem.

-To nie jest pseudo bóg tylko Mega Wonsz Dziewięć! -wykrzyknęli na raz Norwid z Krasiński nie dając dojść do słowa szaroniebieskookiemu, po czym wybuchnęli śmiechem.

-Cofacie się do gimnazjum? -Branicka spojrzała na nich z tłumionym uśmiechem.

-Nie ma gimnazjum moja droga -odpowiedział lekko blondyn, uśmiechając się.

-Psujecie klimat kłótni -syknęli Słowacki i Mickiewicz, po czym obaj zmierzyli się wściekłym wzrokiem.

-My wszyscy wiemy, że wy tak na serio macie dosyć tych ciągłych kłótni -Krasiński przewrócił oczami, kładąc jedną dłoń na ramieniu bruneta, a drugą na ramieniu ciemnowłosego. -Więc ludzie święci, pogodzić mi się tutaj w tym momencie.

-Ty się dobrze czujesz? Elizo, zadzwoń po lekarza -szaroniebieskooki odepchnął dłoń blondyna.

-A czemu ja? -czekoladowooka zmarszczyła brwi.

-To twój chłopak -rzucił Mickiewicz, na co dziewczyna oblała się szkarłatnym rumieńcem.

-M-my... -zaczęła, lecz przerwał jej wybuch śmiechu Zygmunta.

-Adaś, palnij się w łeb. Że ja i ona? To tak logiczne jak gdybyś podejrzewał Fryderyka o związek z fortepianem.

-Ej, ten ship ma podstawy -Cyprian również wybuchnął śmiechem.

-Duszno tu okropnie, pójdę się przewietrzyć -dziewczyna wstała, przeszła przez salon i opuściła pomieszczenie. Juliusz zmarszczył brwi i ruszył za nią.

-Ej, a ty dokąd? -Krasiński zmarszczył brwi. Słowacki zatrzymał się w drzwiach.

-Wiem z własnego doświadczenia, jakich wymówek używa się gdy chce się wypłakać -mruknął i wyszedł.

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz