{Rozdział Ósmy}

1.1K 154 106
                                    

Od pamiętnej akcji z kurtką minął ponad miesiąc, a przez ten czas dość sporo się zmieniło. Juliusz, jak dotąd nie posiadający żadnych przyjaciół oprócz swojego współlokatora, pałał coraz większą sympatią do Fryderyka. No dobrze, nie tylko do Fryderyka. Ponieważ, co dziwne, polubił się również z Cyprianem. Właściwie ciężko było powiedzieć, czy współlokatorzy Mickiewicza spędzali teraz więcej czasu z Adamem czy z Juliuszem.

Wróćmy jednak do tego, co działo się w ten konkretny dzień, czyli dokładnie dwudziestego czwartego grudnia.

Juliusz, rozłożywszy się wygodnie na kanapie w salonie, pisał ze swoimi nowymi przyjaciółmi na grupie o wdzięcznej, nadanej przez Cypriana nazwie: Zdechli artyści.

Tadeusz za to, wyraźnie nie mogąc się czegoś doczekać, siedział na blacie w kuchni co chwilę zerkając to na zegarek, to na telefon. Z każdą chwilą Kościuszko był coraz bardziej zdenerwowany i coraz bardziej przestraszony. Kilkukrotnie nawet zapytał czarnookiego czy przez to, że sypie śnieg nie rozbił się żaden samolot.

-Tadeusz, coś ty znowu wymyślił? -spytał za którymś razem Słowacki.

-Nic takiego, po prostu się zastanawiam... -odparł poddenerwowanym głosem. Ciemnowłosy spojżał na niego unosząc brew, po czym dochodząc do wniosku, że jego przyjaciel po prostu oszalał, wrócił do czatowania.

***

Brązowowłosy chłopak przewrócił oczami i zacisnął mocno dłoń na rączce walizki. Było mało rzeczy, których nie rozumiał i do jednej z takich nielicznych należało to, dlaczego tu jest. Dlaczego nie siedzi sobie spokojnie w domu z przyjaciółmi, tylko musi tłuc się po innych kontynentach.

"Najwyraźniej miłość ogłupia" -pomyślał i ruszył za dziewczyną w białej kurtce, ciągnąc za sobą walizki.

***

Słońce, zasłonięte ciemnymi, śniegowymi chmurami, nawet nie wpadło na pomysł by zajść i zamienić ten krótki, zimowy dzień w wieczór, a Tadeusz już był ubrany jakby Jezus miał mu wbić do domu i sprawdzić czy wszystko gotowe. Biała koszula, ciemno granatowe spodnie, w tym samym kolorze co ów nieszczęsna kurtka... Tylko włosy, rozmierzwione na wszystkie strony świata, nie pasowały do tego eleganckiego stroju.

Kościuszko właśnie chwytał szczotkę do włosów, by coś z tym zrobić gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Mój Boże, nie da się innymi słowami opisać prędkość z jaką pobiegł on do drzwi niż prędkość światła.

***

Chłopak odstawił walizkę na schody i spojrzał na dziewczynę, która właśnie dzwoniła dzwonkiem. Westchnął cicho wiedząc, że za późno na odwrót.

Miał dość długą listę rzeczy, przez które nie chciał się tu znajdować. Dziewczyna obróciła się w jego stronę, pocałowała pocieszająco w policzek i lekko się uśmiechnęła. Brunet już chciał coś powiedzieć, gdy drzwi się otworzyły.

***

-Tadeusz! -zakrzyknęła dziewczyna z mocnym amerykańskim akcentem i rzuciła się niebieskookiemu na szyję.

-Eliza! -Kościuszko uśmiechnął się szeroko i okręcił się z dziewczyną kilkukrotnie, co zaskutkowało jej perlistym śmiechem i zaciśnięciem pięści chłopaka stojącego na klatce schodowej. -Tak strasznie tęskniłem...

-Ja też -czarnowłosa pocałowała go w policzek, na co chłopak stojący dalej na klatce kilkukrotnie zakasłał. Kościuszko dopiero teraz go zauważył i wyraźnie mu się to nie spodobało.

-Elizo, ty przyprowadziłaś ze sobą tego zbłąkanego wędrowca?

-To było cholernie zabawne -wysyczał brązowowłosy łamaną polszczyzną. Zarówno Kościuszko jak i czarnowłosa znieruchomieli.

-Dlaczego nauczyłaś go polskiego i czemu nic mi nie mówiłaś? -wyszeptał Tadeusz.

-Nie nauczyłam... -odparła zszokowana dziewczyna patrząc na chłopaka stojącego w drzwiach.

-Uznałem, że to może być przydatne i jak widać jest -odparł brunet zimno i z nie małym trudem. Przez chwilę on i Kościuszko piorunowali się wzrokiem, po czym niebieskooki odstawił Elizę na ziemie.

-Wejdź, czy coś... -mruknął niechętnie.  W tym momencie z salonu wyjrzał Juliusz, która zobaczywszy dość nietypowych gości, zmarszczył brwi.

-Oh, witaj! -uśmiechnęła się do niego ciepło czarnowłosa i zdjęła kurtkę. -Jestem Elizabeth Schuyler.

-A ja Alexander Hamilton -mruknął chłopak wchodząc wreszcie do mieszkania razem z dwoma walizkami. Czarnooki spojrzał na Kościuszkę, który zacisnął zęby.

-Em... Juliusz Słowacki... -wyjąkał.

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz