{Rozdział Trzydziesty Piąty}

925 114 169
                                    

Jestem złym człowiekiem...
Przepraszam...
***

-Cóż... Nie było najgorzej... -mruknął Juliusz, wychodząc z sali po napisanej maturze.

-Żartujesz sobie ze mnie? Jestem pewien, że oblałem polski -rzucił w odpowiedzi zestresowany Fryderyk.

-No co ty, tego nie dało się napisać gorzej niż na pięćdziesiąt procent-Adam cicho się zaśmiał -Ale to nieważne, idziemy to oblać -stwierdził, na co cała czwórka przystała i po chwili ruszyli w stronę rynku.

-No to co... Wakacje? -Zygmunt się uśmiechnął.

-Tak, ostatnie wspólne... -Celina, która właśnie dogoniła chłopaków, wtuliła się w ramię Mickiewicza.

-Ty idziesz z nami? -Słowacki spojrzał na nowo przybyłą z wyraźnym niesmakiem.

-Masz coś do mojej narzeczonej ty marny poeto? -warknął na niego szaroniebieskooki. Wszyscy, łącznie z Szymanowską stanęli jak wryci.

-ŻE CO? -wykrzyknęli jak jeden mąż, patrząc na bruneta z szokiem.

-Adam c-co ty gadasz, p-przecież my nie jesteśmy...-zaczęła dziewczyna, lecz zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, Mickiewicz wyciągnął z kieszeni pudełeczko i uklęknął.

-Wiesz, że nie zniósłbym odmowy moja droga -uśmiechnął się szarmancko. Czarnowłosa chwilę stała jak sparaliżowana, po czym rzuciła się na szyje swojego chłopaka, płacząc ze szczęścia. -A więc?

-Tak, tak, tak, oczywiście że się zgadzam! -pisnęła po czym go pocałowała, co brunet odwzajemnił. Zygmunt kątem oka zerknął na Julka, który wpatrywał się dokładnie w tą scenę.

-Jezu, nie zamierzam na to patrzeć -prychnął Słowacki gdy w jego oczach pojawiły się pierwsze łzy, odwrócił się na pięcie i szybko odszedł w przeciwną stronę. Celina równie szybko oderwała się od ust Mickiewicza i zabrawszy pierścionek zaręczynowy, pobiegła szczęśliwa do domu.

-Aww... To było... Słodkie... -mruknął Fryderyk. -Ale znając ciebie nie wytrzymasz bez zdradzania jej...

-Przesadzasz -zaśmiał się brunet.

-Adam, nie żeby coś, ale jesteś kurwa potworem -warknął z nienawiścią Krasiński.

-Ah tak? Od kiedy decydowanie o swoim życiu prywatnym robi ze mnie potwora? -odwarknął krzyżując ręce.

-Hmm, pomyślmy. Od kiedy robisz to przy nim, w tak ostentacyjny i chamski sposób? -głos Zygmunta przybierał na sile.

-W ten sam sposób zerwałeś z Delfiną, czego ty ode mnie chcesz?

-Dobre sobie, ha! Zerwałem z nią, bo oboje tego chcieliśmy, bo oboje pokochaliśmy kogoś innego!

-O czym wy do jasnej gadacie...?-Chopin zmarszczył brwi.

-O niczym, a raczej nikim ważnym -odparł Adam.

-Wybaczcie, ale muszę iść powstrzymać przyjaciela przed próbą samobójczą -syknął blondyn odwracając się. -Frycek, idziesz ze mną?

-J-jasne... -pianista szybko ruszył za nim i już po chwili obaj zniknęli Mickiewiczowi z pola widzenia.

Przez chwilę szaroniebieskooki poczuł się jak śmieć, jednak szybko odrzucił ponure myśli i wyrzuty sumienia.

-Miłość polega na cierpieniu -mruknął i sam ruszył w stronę baru.

***
-Tadeusz! -czarnowłosa dziewczyna rzuciła się na szyje Polaka i wtuliła się w niego mocno.

-Eliza... -Kościuszko uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.

-Hey hey hey, do you not exaggerate? -Angelica zaśmiała się cicho. -Aw, You are so cute...

-Angie! -młodsza z sióstr Schuyler oblała się rumieńcem.

-In all... Why not? -ciemny blondyn się uśmiechnął. -With marriages you can have a trauma, but ...

-She says yes, kiss her. Now -starsza z sióstr Schuyler uśmiechnęła się cwaniacko. Elizabeth i Tadeusz najpierw spojrzeli na siebie, po czym się roześmiali, jednak już chwilę później ich usta były złączone w pocałunku.

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz