{Rozdział Osiemnasty}

1K 154 67
                                    

-Co jest z wami nie tak? -spytał nagle profesor Krasicki, zupełnie zapominając o tym, że przerwał właśnie dyktowanie notatki. Cała klasa spojrzała po sobie zdziwiona, nie mając pojęcia o co mu chodzi, panowała bowiem idealna cisza. -Janek jak szedł na urlop, powiedział mi tak: "Zamęczy się ksiądz z nimi. Od razu muszę uprzedzić, to co tam się dzieje, to sytuacja iście wyjątkowa, niepodobna zupełnie do normalnych klas. Rymowane kłótnie i grożenie obsmarowaniem czyjej rodziny w Dziadach to chyba najnormalniejsze co tam można spotkać. A najgorsi to są pod tym względem Mickiewicz i Słowacki". Tymczasem siedzimy sobie w ciszy, Adam jest grzeczny, Juliusz żyje we własnym świecie i tylko Zygmunt bawi się w poetę.

-Wypraszam sobie! Ja się nie bawię, ja jestem poetą! -obruszył się Krasiński, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. Wszyscy bowiem patrzyli na dwóch wcześniej wspomnianych chłopaków z oczekiwaniem.

-Oczekuje ksiądz, że ja się do tego czegoś odezwę? -Adam zmierzył czarnowłosego pogardliwym i nienawistnym spojrzeniem. Juliusz zacisnął zęby.

-Proszę księdza, bydło, pokroju mego "kolegi", przemawia po ludzku tylko w wigilię -odparł, próbując brzmieć pewnie i zatuszować to, że chce mu się płakać. Po klasie przeszedł szmer.

-Zacznijcie rymować, będzie prawie jak wojna na Free style, tyle że bez podkładu. Kurcze, szkoda że nie mam przy sobie fortepianu, bo bym wam zagrał -uśmiechnął się szeroko Fryderyk, co spotkało się ze śmiechem niektórych osób w klasie.

-Do czego zagrasz? Przecież on dwóch porządnych rymów nie potrafi sklecić -stwierdził Mickiewicz z politowaniem. -A po za tym, ja nie zamierzam się ani bić, ani kłócić z dziewczyną z okresem.

Tu już cała klasa z wyjątkiem Słowackiego wybuchnęła śmiechem. Ciemnowłosy spojrzał w oczy Adama, jednak nie widząc w nich nic oprócz pogardy, wstał, wepchnął rzeczy do torby i skierował się do drzwi, co natychmiast uciszyło śmiechy. W ostatniej chwili zatrzymał się w drzwiach.

-Ja też nie zamierzam się ani bić, ani kłócić z takim pedałem bez talentu -rzucił i wyszedł. Tym razem klasa wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem, a twarz Adama zrobiła się cała czerwona.


***

A pan jest w związku panie Chopin?

Widząc taką wiadomość od Ferenca, Fryderyk zmieszał się, jednak odpisał zgodnie z prawdą.

Cóż... Od niedawna tak... Właściwie to od wczoraj

Serio?

Serio, choć wiem że to nieprawdopodobne

A kim jest ta osoba?

George Sand...

...

No wierzyć mi się nie chce...

W sensie?

George?

George?!

Nie rozumiem o co ci chodzi...

Dlaczego George?! Co w niej jest takiego?!

Ferenc, uspokój się.

I zejdź z mojej dziewczyny, ok?

Nie no po prostu, ten dzień nie mógł być gorszy. Wie pan co? Proszę do mnie już więcej nie pisać, proszę się do mnie nie odzywać na konkursach, proszę zapomnieć że się znamy.

Co...? Dlaczego...?

Do nie widzenia.

Niebieskooki zmarszczył brwi i odłożył telefon na szafkę nocną. Przez parę ostatnich dni, nie spał specjalnie do pewnej godziny, by móc popisać z Węgrem. Bardzo go polubił i bardzo się do siebie zbliżyli przez to codzienne pisanie ze sobą. A tu tak nagle... Zerwał kontakt.

Powiedzieć, że na Fryderyku nie zrobiło to żadnego wrażenia, byłoby najgorszym z możliwych kłamstw. Było to bowiem dla niego jak cios w serce. Uważał Liszta za... Przyjaciela... Jednego z lepszych przyjaciół...

Dostał kilka wiadomości od George, ale zupełnie je zignorował. Zignorował również to, że na zegarku było po północy, wstał z łóżka, poszedł do kuchni i zrobił sobie gorącą czekoladę, a następnie zasiadł przed fortepianem. Grał tylko przez kilka chwil i bardzo cicho, nie chciał bowiem obudzić ani Adama, ani Cypriana, jednak w tej krótkiej melodii było tak dużo żalu i smutku jak jeszcze w żadnym jego wcześniejszym utworze.

Jednak mimo to, iż wcześniej niejednokrotnie mu to pomagało, teraz nie przyniosło oczekiwanego skutku. Dalej było mu źle.

Jakby stracił kogoś, na kimś bardzo mu zależało.

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz