{Rozdział Trzydziesty Drugi}

972 133 62
                                    

-Myślałam, że nie da się bardziej unikać jakiegoś człowieka niż robiliście to ty i Adam gdy tu przyszedłem do szkoły -stwierdził Zygmunt, wyrywając Juliusza z zamyślenia. -A tu proszę, da się. Teraz zachowujecie się jakby tlen w obecności tego drugiego zamieniał się w truciznę.

-A niby dlaczego miałbym przebywać w jego otoczeniu? Po co niby miałbym na niego patrzeć? -Słowacki przewrócił oczami, ale przypadkowo zrobił to tak ostentacyjnie i teatralnie, że Krasiński zmarszczył brwi, nagle nabierając przeświadczenia że czarnooki kłamie.

Julek może i nie chciał przebywać w pobliżu Mickiewicza, ale ze zgoła innego powodu niż można by podejrzewać. Od studniówki minął bowiem już miesiąc, podczas którego Adam i Celina stali się nierozłączni.

Gdyby czarnooki powiedział to głośno, prawdopodobnie wszyscy pomyśleli by, że oszalał, jednak musiał przyznać, że był okropnie, wręcz chorobliwie o szaroniebieskookiego zazdrosny.
Jednak Adam uparł się, a Juliusz chcąc nie chcąc się z nim zgodził, że jakkolwiek na wieść o związku Fryderyka i Ferenca społeczeństwo nie zareagowało jakoś rażąco źle, to w ich przypadku byłaby to tragedia porównywalna do tej z Balladyny. Spędzali za to mnóstwo czasu wolnego razem, przed znajomymi i przyjaciółmi tylko udając nienawiść tak okropną, że gdy Słowacki pewnego dnia obdarł sobie kolano, Cyprian i Chopin doszukiwali się w tym winy swojego współlokatora.

-Wiesz... Zaraz kończycie liceum, moglibyście się wreszcie pogodzić -Krasiński, już teraz nieprzekonany do prawdomówności przyjaciela, patrzył na niego bacznie. -Prawdopodobnie już się nigdy w życiu nie spotkacie.

-Idziemy na te same studia -odparł z kamienną twarzą i niezmąconym spokojem Juliusz.

-Tak? A skąd to niby wiesz? -blondyn stawał się coraz to bardziej podejrzliwy. Na twarz ciemnowłosego na chwilę wstąpiło zakłopotanie i lekka panika, które jednak zniknęły po krótkiej chwili.

-Mickiewicz przecież chwali się wszystkim na prawo i lewo, że idzie na studia do Paryża -stwierdził wzruszając ramionami.

-A nie miał w końcu studiować we Lwowie?

-Plany mu się chyba zmieniły. A jeśli nie, to nawet lepiej. Nie chce na niego patrzeć.

-Dobra, jasne. A teraz przestań kłamać.

-C-co? -głos ciemnowłosego się zatrząsł.

-Widzę jak ci drżą wargi. I jesteś cały blady. Powiedz wreszcie co się dzieje...

-Zygmunt, ja... -czarnooki westchnął przeciągle. -Nie dam rady tego powiedzieć...

-To napisz.-blondyn wstał. Zanim Juliusz zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rozległ się dzwonek na lekcje.

***

-Hej, Tadek! - na głos przyjaciela Kościuszko zatrzymał się i obrócił głowę, co dało wołającemu chwilę na dogonienie go. -Co się stało?

-Nic takiego Julian... -ciemny blondyn westchnął.

-Przecież widać -Niemcewicz odgarnął z twarzy jasnobrązowe włosy i stanął przed Tadeuszem, patrząc mu w oczy. -Mów.

-Dobijasz, wiesz? -Kościuszko zaśmiał się lekko, po czym wydał z siebie kolejne westchnięcie. -To nie ważne...

-To jest bardzo ważne, bo największy optymista jakiego znam się nie uśmiecha. No chłopie... Chodzi o tą Amerykankę? Napoleon się znowu na ciebie uwziął? A może Ludwika? Gadaj -stwierdził Ursyn żartobliwie, jednak z wyraźną troską w oczach.

-Cóż... Profesor Bonaparte jest na mnie uwzięty non stop. Ludwika to przeszłość, proszę nie przypominaj mi -Bonawertura odwrócił wzrok.

-Przepraszam, nie chciałem... Czyli co, ta Elizabeth? -szarooki położył dłoń na ramieniu ciemnego blondyna.

-Nie... Po części... Eh... -Kościuszko ponownie westchnął. -No dobra powiem ci, ale... Nie przesadzaj z reakcją i nie rozpowiadaj tego.

-Masz moje słowo honoru -odparł bez zastanowienia student.

-No więc... Pamiętasz jak kiedyś opowiadałem ci, że nie ma co się przejmować pieniędzmi, bo mam dość spory spadek po rodzicach? -niebieskooki wcisnął dłonie w kieszenie.

-Pamiętam. Nie mogłem dość długo uwierzyć jak mi się przyznałeś, że jesteś bogaty. Ale czekaj... Tych pieniędzy nie pilnował twój starszy brat? -jasny brunet zmarszczył brwi.

-Tak, Józef... Jakby to... Mam teraz dość spore problemy finansowe, a obiecałem Elizie, że ją odwiedzę. Nie patrz tak na mnie... To prawda -Tadeusz westchnął ciężko.

-Co on z tym zrobił? -Niemcewicz był w szoku. -Przecież to było mnóstwo pieniędzy!

-Nie wiem co zrobił. Czy przepił czy przegrał czy co... W każdym razie muszę znaleźć jakąś pracę. A po studiach jak najszybciej wybywać do Stanów, bo mam tam w jednym z banków stypendium i część wcześniejszych oszczędności.

***

Zygmunt pił właśnie herbatę rozmawiając z Elizą, gdy jego telefon powiadomił go o nowej wiadomości. Zerknął na ekran, na którym wyświetlało się powiadomienie, że przyszła ona od Juliusza Słowackiego. Przerwał w połowie wypowiadanego zdania i odblokował go.

Zygmunt, ja... Nie przeszkadzam...?

Nie, jasne że nie. -odpisał szybko. -Powiesz wreszcie co się stało?

Spróbuję...

Spokojnie. Wdech, wydech

Jeszcze pamiętam jak się oddycha, nie jest ze mną aż tak źle, hah...

Nie wiem jak to napisać...

Dawaj prosto z mostu, tak ci będzie najłatwiej.

Zakochałem się w Adamie.

-ŻE CO?! -chłopak zakrztusił się herbatą.

-Ej Zygmunt, coś się stało...? -spytała z troską Branicka.

-Juliusz oszalał -mruknął odkaszlnąwszy parę razy. -Boże święty...

-Nie jestem pewna czy chce wiedzieć -dziewczyna powstrzymała śmiech wyraźnie rozbawiona, jednak blondyn zupełnie ją zignorował.

Dobrze się czujesz?

Masz może gorączkę?

Piłeś coś?

Ha... Już teraz wiesz czemu nie chciałem ci tego mówić...

A to dopiero początek...

Jeśli stoisz to usiądź.

I... Nie mów Adamowi, błagam...

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz