{Rozdział Szesnasty}

1.1K 148 72
                                    

Dwa dni dłużyły się straszliwie, jednak w końcu nadeszła sobota. Adam spodziewał się sporej ilości ludzi, ale Fryderyk i Cyprian przeszli samych siebie. Jedynym miejscem w mieszkaniu w którym nie było tłumu ludzi był pokój Mickiewicza, który zamknął go na klucz by nikt nie zniszczył ani nie zabrał mu jego wierszy. Wszyscy dobrze się bawili, grała głośna muzyka i pito mnóstwo alkoholu.

Około dwudziestej pierwszej, gdy praktycznie wszyscy byli spici, w miarę trzeźwy solenizant wymknął się na balkon by odetchnąć świeżym powietrzem. Jednak skutecznie uniemożliwiła mu to chmura papierosowego dymu wydmuchana mu prosto w twarz. Brunet zakaszlał i spojrzał z wściekłością na osobę, która była aż tak bezczelna.

-Co ty tu robisz? -spytał marszcząc brwi. Przed nim stał Juliusz, tylko tak jakby... Bledszy i chudszy. Na ramionach skrytych jedynie pod cienką białą koszulach leżała niewielka warstwa ciągle padającego śniegu. Chłopak nie odpowiedział mu na pytanie tylko przetarł czarne oczy wierzchem dłoni i z powrotem włożył papierosa do ust. -Nie widziałem jak wchodziłeś...

-Wmieszałem się w tłum -odparł słabym głosem i zaciągnął się.

-Ile tu stoisz? -Adam podszedł do niego, lecz Słowacki nie zareagował.

-Godzinę, może dwie -mruknął wypuszczając dym. -Ktoś zamknął balkon więc stwierdziłem, że zapale.

-Dwie godziny na takim mrozie?! Do końca cię pojebało?!

Juliusz wzruszył ramionami, a Adam położył dłoń na jego czole. Było lodowate. Mickiewicz zacisnął zęby, odwrócił chłopaka w swoją stronę, otrzepał mu śnieg z ramion i wyjął papierosa z ust.

-Oddaj mi to -warknął młodszy.

-Chcesz złapać zapalenie płuc czy ich raka?-odwarknął brunet.

-A może oba -odparł spokojnie Słowacki i wyciągnął przed siebie rękę. -Oddaj mi to.

-Od razu skocz stąd na ziemie wiesz?

-Piąte piętro wystarczy? -chłopak uniósł brwi, po czym usiadł na barierce i przerzucił nogi na drugą stronę. -Albo w sumie sprawdzimy.

-OSZALAŁEŚ? -zanim Juliusz zdążył się odepchnąć, Adam złapał go mocno za koszulę i wszarpnął na balkon, a następnie do mieszkania. Przedarł się, dalej ciągnąć go, przez tłum ludzi stojących w salonie i na korytarzu, po czym otworzył drzwi do swojego pokoju i wepchnął tam siedemnastolatka. Sam wszedł tam i zamknął za sobą drzwi. Czarnooki zachwiał się i upadł na podłogę.

-CO TY ODPIERDALASZ? -krzyknął brunet, na co chłopak się skulił.

-Odejdź, nie chcę powtórki z sylwestra -warknął. Adamowi natychmiast opadły nerwy i szczenka.

-Co się stało w sylwestra...?

-No tak, nie pamiętasz... -Juliusz westchnął i wstał. -Wbiłeś mi do pokoju kompletnie pijany gdzieś koło pierwszej, złapałeś za koszulkę, przyszpiliłeś do ściany i zacząłeś całować po szyi, wsuwając łapy pod moją bluzkę. Jako, że na moje szczęście ledwo trzymałeś się na nogach, udało mi się cię odepchnąć -niebieskooki zbladł -Potem powiedziałeś mi, że mnie kochasz i wpiłeś mi się w usta. I wiesz co? Wywaliłem cię z pokoju i zamknąłem się na klucz, ale byłem na tyle głupi by w to uwierzyć. Ale teraz wiem, że to był tylko skutek alkoholu. Odsuń się, bo chcę wyjść.

- J-Juliusz, to...

-Zamknij się i się odsuń.

-To nie był skutek alkoholu...

-Słucham? -czarnooki spojrzał w oczy Adamowi.

-To nie był skutek alkoholu... I przepraszam.

-Za co niby...

Zanim chłopak zdążył skończyć, poczuł nacisk na swoich ustach. Dziwiąc się samemu sobie, zamiast odepchnąć od siebie bruneta, zamknął oczy i oddał pocałunek. Poczuł dłoń na swoim policzku, jednak ta przesunęła się na jego szyję, a następnie wtargnęła pod koszulę rozpinając wszystkie guziki. Sapnął lekko w usta chłopaka, który jeździł teraz ciepłą ręką po jego klatce piersiowej, ogrzewając po kolei jego przemarznięte mięśnie i sprawiając mu tym dziwną przyjemność.

Mickiewicz owinął drugą rękę wokół jego pasa i przyciągnął do siebie, po czym przerwał pocałunek.

-Adam, co ty... -chłopak spojrzał w szaro niebieskie oczy.

-Kocham cię... I próbuję cię jakoś rozgrzać, bo na prawdę nie chce żebyś umarł z wyziębienia...




***
Tak, zmieniłam rozdział. Znaczy nie tyle zmieniłam, co wyciełam 400 słów... Cóż, po prostu uważam że bez tego jest lepiej.

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz