{Rozdział Dwudziesty}

1K 149 59
                                    

Gdy Juliusz zobaczył w drzwiach swojego pokoju nie Cypriana, tak jak się tego spodziewał, kiedy od Salomei usłyszał że "jakiś kolega przyszedł mu coś odnieść" lecz Adama, całkowicie odebrało mu mowę. Zmierzył Mickiewicza od stóp do głów, po czym zrobił się blady jak papier, bowiem zobaczył, że brunet trzyma w ręce zieloną kartkę złożoną na pół.

-Skąd to masz?-wysyczał Słowacki, patrząc groźne w szaroniebieskie oczy poety. Chłopak nie odpowiedział, tylko podszedł do niego.

-Dołączasz do niego? -spytał po dłuższej chwili ciszy Adam, na co Julek pobladł jeszcze bardziej, a w jego czarnych oczach pojawiły się łzy. Wstał i spróbował wyrwać Mickiewiczowi list, lecz ten, gdy to zobaczył, schował kartkę do kieszeni spodni i odepchnął go lekko od siebie.

-MIAŁEŚ TEGO NIE CZYTAĆ! -wrzasnął przerywany głosem młodszy z chłopaków uderzając plecami o biurko. Po jego policzkach popłynęły łzy. -NIKT MIAŁ TEGO NIE CZYTAĆ! NIKT!

-Odpowiedz mi na pytanie -odpowiedział zimno brunet. -Masz zamiar do niego dołączyć?

-A co cię to obchodzi?! -ciemnowłosy schował twarz w dłoniach.

-Odpowiedz -głos Mickiewicza zabrzmiał już wręcz groźnie.

-Przestań udawać, że się mną przejmujesz!

-Nie denerwuj mnie Słowacki -tym razem w głosie wyraźnie znać było groźbę. Juliusz odsunął dłonie z załzawionej twarzy i zacisnął je w pięści.

-TAK! Tak, dołączę! Choćby po to by błagać go o przebaczenie! -krzyknął chłopak. W pokoju nastała martwa cisza, zakłócana tylko przez ciche łkanie Juliusza.

Młodszy z chłopaków chciał coś jeszcze dodać, lecz nie zdążył, gdyż Adam chwycił go mocno za ramiona i przytulił do siebie. Czarnooki próbował się szarpać, jednak nic to nie dawało, więc zaprzestał i tylko głośniej załkał.

-Nie wiem czy pamiętasz... -wyszeptał mu na ucho Mickiewicz. -Ale jest tutaj ktoś, komu na tobie zależy... Bardzo zależy...

Julek wtulił się w niego, wciskając głowę w zagłębienie jego szyi, a Adam zaczął delikatnie głaskać i bawić się jego włosami. Stali tak dość długą chwilę, do czasu aż Słowacki uspokoił się i przestał płakać. Gdy to nastąpiło, brunet pocałował go czule w czoło i usiadł na jego łóżku.

-A-a t-to w sz-szkole...? -chlipnął czarnooki trąc oko.

-Wszyscy od zawsze uważają, że się nienawidzimy... Nie możemy tak nagle tego zmieniać, bo... Ugh, nie chce byś miał przeze mnie jakiekolwiek problemy... -szaroniebieskooki westchnął ciężko i odwrócił wzrok. -Po za tym, nawet nie wiem czy ty cokolwiek...

Nie dane mu jednak było skończyć, ponieważ Julek usiadł na jego kolanach, złapał jego podbródek i delikatnie, krótko go pocałował, po czym odsunął głowę. Adam zmarszczył brwi zdziwiony i odruchowo położył rękę na wargach, na co Słowacki cicho się zaśmiał.

-Czy to panu wystarczy za odpowiedź panie Mickiewicz? -spytał sarkastycznym tonem, na co tym razem Adam się cicho roześmiał.

-Nie, nie wystarczy mi to panie Słowacki -odparł i wskazał na swoje usta, na co twarz ciemnowłosego pokryła się rumieńcem.

-Jesteś niepoważny...

-Żartuję przecież. Wystarczy mi, jeśli mi obiecasz, że nie dołączysz do przyjaciela tak szybko.

-O-obiecuję... -siąknął nosem Julek i wtulił się w Adama.

***

Fryderyk siedział w domu sam już od ponad godziny. Za oknem już zaczynało robić się ciemno, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Pianista westchnął, niechętnie wstał z łóżka i szybko przeczesał włosy palcami, choć i tak nie udało mu się doprowadzić ich do stanu używalności. Jednak po pierwsze nie przejmował się tym zbytnio, po drugie nie myślał ostatnio o nikim innym niż o Ferencu, a po trzecie dzwonek do drzwi się powtórzył, więc wyszedł z pokoju i ruszył by je otworzyć.

Jednak gdy to zrobił, całkowicie zamarł.

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz