Rozdział 5

1.8K 120 118
                                    

Rano, gdy tylko wstałam miałam dziwne uczucie, że coś przegapiłam. Postanowiłam je zignorować i jeszcze raz po przyglądać się kuli. Wzięłam ją w dłonie i wtedy zauważyłam szczegół, którego w mroku wieczoru nie dostrzegłam. Zaspa miała ogon, a na jej drugim końcu znajdował się pysk ogromnego psa. Spojrzałam jeszcze raz z niedowierzaniem. Jednak zdecydował się powiedzieć mi łaskawie na czym stałam. Byłam pewna, że już nigdy nie poznam odpowiedzi. Swoją droga ciekawiło mnie, w jaki sposób tak szybko udało mu się wykonać taką kulę. Wiem, że niby prowadzi firmę zabawkarską, ale mimo to było to dziwne. "Może zapytam go o to następnym razem?" - pomyślałam. Chociaż nie powinno się zaglądać darowanemu koniowi w zęby, a przynajmniej tak się mówi. Po chwili niestety musiałam zakończyć swoje rozważania, gdyż za półtorej godziny miała się rozpocząć kolejna lekcja szermierki. Zwlokłam się z łóżka, chwyciłam wcześniej przygotowane ubranie i poszłam do łazienki. Po około 20 minutach byłam gotowa do wyjścia. Gdy znalazłam się na miejscu do rozpoczęcia zajęć pozostało jeszcze dobre pół godziny. Ruszyłam do szatni by się przebrać. W środku na zajęcia czekała już Matilda. Oprócz nas na szermierkę chodziła tylko jedna dziewczyna, Georgie. Była 2 lata starsza. Z tego powodu rzadko miałyśmy przyjemność się z nią widywać.

- Dzień dobry. - rzuciłam szybko kładąc torbę na ziemi i zamykając drzwi.
- Dzień dobry. - odparła.

Zaczęłam wypakowywać ubrania z torby i się przebierać. Miałam wrażenie, że dziwnie mi się przygląda.

- O co chodzi? - nie wytrzymałam w końcu, gdy po raz kolejny poczułam na sobie jej wzrok.
- O nic. - odpowiedziała i wyszła z szatni.

To zachowanie było dosyć dziwne nawet jak na nią. "Pewnie coś kombinuje." - uznałam i postanowiłam być dziś bardziej ostrożna niż zwykle. Gdy tylko skończyłam się ubierać ruszyłam na salę, gdzie stanęłam za resztą uczniów.

- No dobrze. Dzisiaj poćwiczymy pojedynki 1:1. Podejdźcie do pudełka i wylosujcie numerki. A ja zaraz wrócę. - powiedział instruktor, Pan Finn jednocześnie wskazując skrzynię na stoliku w kącie sali i z zalotnym uśmiechem ruszył w kierunku dyrektorki, Pani Caddy.

Moja grupa z gromkim okrzykiem pobiegła po losy. Ja natomiast spokojnie zaczekałam, aż skończą się przepychanki po numerki i podeszłam do pudełka. Wyciągnęłam numer siedem. Spojrzałam na resztę. Każdy miał parę. Zajrzałam do skrzyni. Na dole pozostał tylko drugi numerek siedem. No oczywiście. Pan Finn musiał być tak zaaferowany dyrektorką, że nie przeliczył nas i nie zauważył, iż nie ma Calvina. Poszłam po floret. Perspektywa walki samej ze sobą nie wydawała się zbyt kusząca. Teoretycznie mogłam się do kogoś dołączyć, ale nie za bardzo wiedziałam do kogo. W jednej dwójce była Matilda z Johnem, co od razu wykluczało ten wybór. W drugiej był Patrick i Matias. Z Patrickiem też nie dogadywałam się zbyt dobrze. Kiedyś nasz kontakt był świetny, ale to było zanim pojawiła się ta zołza. (Odkąd się z nią zaprzyjaźnił nasze dialogi polegały głównie na słuchaniu przeze mnie obelg i wzajemnym unikaniu się). Kolejne pary stanowili Roberts i Albert oraz Andy i Dawid. Oni skolei potrafili zachowywać się jak idioci i często się wygłupiali, ale perspektywa dołączenia do jednej z tych dwójek nie wydawała się taka zła. Już ruszyłam w ich kierunku, gdy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Zobaczyłam osobę, trochę niższą ode mnie z twarzą zakrytą maską do fechtunku, która ukazywała mi numerek siedem.

- Calvin! Już myślałam, że ciebie nie będzie! - uśmiechnęłam się do niego.
- Zaczynajmy. - wymruczał pod nosem i przyjął pozycję początkową.
- Dobrze. - odrzekłam zakładając maskę.

Przyjęłam pozycję do walki i zaczekałam na jego pierwszy ruch. Natarł na mnie od lewej, ale zgrabnie uniknęłam ciosu odchylając się w bok i trafiając go szpikulcem.

Ciel Phantomhive x Reader : Demon płaczący nad różąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz