Rozdział 15

1K 96 139
                                    

Większości osób udało się wydostać na zewnątrz, niestety niektórych trafiły wystrzelone wcześniej kule i teraz zwijali się z bólu na podłodze. Oczywiście Ci, którzy jeszcze żyli. Ponad połowa z nich była postrzelona w brzuch, a pozostali w głowę, więc nie było możliwości ich ratunku. Mimo to chciałam do nich podbiec, coś zrobić, ale póki co stałam jak zamurowana i nie poruszyłam się, ani o centymetr. Niczym zahipnotyzowana wolnym krokiem podeszłam do ciotki. Dotknęłam jej delikatnie. Była jeszcze ciepła. Jaki potwór musiał to zrobić? Otarłam łzę z jej martwego policzka. Byłam oszołomiona całą tą sytuacją. Jednak udało mi się do końca nie stracić głowy. Rozejrzałam się w około w poszukiwaniu broni. Wysoko na ścianach wisiały ozdobne miecze czy szpady, które w tym wypadku mogły się okazać całkiem przydatne. Problem był tylko jeden. Znajdowały się o wiele za wysoko. Jedyną możliwością, która przyszła mi do głowy, aby się do nich dostać, było wspięcie się po ogromnych zasłonach. Przełknęłam ślinę. Rozejrzałam się w celu znalezienia innego rozwiązania. W tym momencie ujrzałam znajomą, szyderczą twarz. Matilda stała na balkonie i wyraźnie szczerzyła się w moim kierunku. W ręku trzymała zakrwawioną broń - coś na wzór floretu. W mig zrozumiałam, o co biega. Musiałam się pospieszyć. Zdjęłam niewygodne buty i ile sił w rękach, niewiele myśląc zaczęłam piąć się ku górze. Owe zasłony z pewnością nie były przeznaczone do wspinaczki, więc gdy wreszcie dosięgnęłam do pierwszego lepszego miecza, porwały się i spadłam w dół. Całe szczęście, że miałam tak wielką suknię, gdyż w jakiś sposób zamortyzowała ona upadek. Mój odwieczny wróg zaśmiał się tylko głośno na ten widok, kierując się ku mnie po schodach. Nie miałam wyboru, w takich falbanach nie byłam wstanie wykorzystać pełni swoich umiejętności. Złapałam większość sukni w ręce i odcięłam ją, pozbywając się tyle materiału, na ile mogłam sobie pozwolić. W przeciwieństwie do tej zołzy posiadałam godność i przyzwoitość.

- Ostrzegałam Cię. - odparła stając naprzeciw mnie.
- A ja mówiłam Ci, że się Ciebie nie boję. Coś ty narobiła dziewczyno?! Po co odebrałaś tym ludziom życie? - zapytałam kierując ku niej miecz.
- Po co? Ah to tak tylko w ramach dalszej części planu. Ciel nic Ci nie powiedział? Nic dziwnego. Pewnie uznał, że dzisiejszy bal będzie dobrą okazją na pozbycie się problemu. - skwitowała.
- Jakiego planu? O czym ty mówisz? - spytałam nadal czekając na jakiś ruch z jej strony.

Zaczęła się śmiać.

- Pamiętasz tę wielką tragedię z przed pięciu lat, prawda? No jasne, jak mogłabyś zapomnieć. - zaczęłyśmy chodzić w kółko kierując ku sobie broń - To ja zabiłam Elizabeth Midford. - oznajmiła, najwyraźniej dumna ze swojego czynu.

Zdryblałam. Wszystko zaczynało układać się w całość. Ta zemsta, o której mówił Ciel... Śmierć młodej Midford... Teraz wszystko nagle nabrało sensu. Jednak nadal nie rozumiałam, co i dlaczego, oraz jaki związek miała z tym hrabina Berga. Matilda widząc moje skołowanie oparła się o barierkę od schodów i najwyraźniej łaskawie postanowiła objaśnić mi sytuację.

- Oj nie patrz tak na mnie. Przecież dobrze wiedziałaś od początku jaka jestem. W końcu ty jedyna się nie nabrałaś. - stwierdziła, wywracając oczami.
- Miałam Ciebie za szmatę i krętaczkę, nie za morderczynię. - wydusiłam.

Ponownie się uśmiechnęła.

- Ludzie są naprawdę łatwowierni, nieprawdaż? Elizabeth wystarczyło podsypać jedynie małej dawki ziół osłabiających akcję serca do herbaty... że też akurat wypiła ją na kilka minut przed nadejściem wiadomości o "śmierci" młodego Phantomhive'a. Żałuj, że nie widziałaś wtedy jej miny. Ten obraz istnej rozpaczy. - roześmiała się na wspomnienie tamtego widoku - Była żałosna. - dodała na koniec.
- Dlaczego to zrobiłaś? To wszystko? - spytałam, powstrzymując kotłujące się wewnątrz emocje.
- A czy to ważne? Zresztą i tak nie powinno Cię to interesować, ponieważ za chwilę się z nią spotkasz. Może sama ją wtedy zapytasz? - odrzekła próbując natrzeć na mnie od prawej.

Ciel Phantomhive x Reader : Demon płaczący nad różąWhere stories live. Discover now