Rozdział 9

1.3K 112 17
                                    

Po chwili z parteru zaczęły dobiegać odgłosy kłótni. Jednak nie udało się uniknąć awantury. Zeszłam do ów zbiegowiska, gdzie wbrew moim przypuszczeniom okazało się, że całe zamieszanie jest spowodowane złymi wymiarami kurnika.

- To ile tych drzew trzeba wyciąć? - spytała moja mama.
- Obawiam się, że trzy czy cztery. - odrzekł Henry.
- Masz ci los. Takie piękne długoletnie rośliny. - westchnęła Zofia.
- Przymus, to przymus. - odparł ojczym.
- Nie dałoby się go po prostu postawić gdzie indziej? - wtrąciłam.

Wszyscy spojrzeli na mnie jakbym była jakimś ósmym cudem świata.

- Ma Panienka jakiś pomysł? - zapytała pokojówka.
- Zamiast stawiać go w kącie ogrodu, można rozebrać część płotu i postawić go tak, aby jednocześnie stanowił ogrodzenie i nie zajmował tyle miejsca. - stwierdziłam.

Wszyscy złapali się za głowy. "Powiedziałam coś nie tak?" - nie wiedziałam kompletnie, o co im chodzi.

- Jak mogliśmy na to nie wpaść?! - załamał się Henry.
- Jesteście zmęczeni. Rodzice wraz z Emily wrócili wczoraj późno, a wy musieliście na nich czekać. - odrzekłam.
- Pewnie coś w tym jest. - skwitowała równocześnie ciężko wzdychając Zofia.

Uśmiechnęłam się. Fajnie było czasami mieć rację. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Lokaj ruszył by je otworzyć. Okazało się, że przyszedł Frans. Jak podejrzewałam z przeprosinami. Ojczym od razu do niego poszedł. Najwyraźniej zakłopotany inspektor próbował się jakoś wytłumaczyć, ale nie wyglądało to dobrze. Było mi smutno, gdy na to spoglądałam.

- Mamo, załagodź to jakoś, dobrze? Emily naprawdę go kocha. Zrób to dla niej. - poprosiłam.

Miałam nadzieje, że chociaż jej uda się coś zaradzić. Wróciłam z powrotem do kota. Jak widać przysnęło mu się na chwilę, bo odkąd wyszłam nie przemieścił się, ani o centymetr. Popieściłam go po brzuszku. Zaczął mruczeć. Położyłam się obok delikatnie go głaszcząc. Czułam jakby wszystko stało się ciężkie. Nie wiem czy to przez to, że w domu panowała ponura i napięta atmosfera. Nie mam też pojęcia ile tak leżałam, ale odpoczywanie i całkowita pustka w głowie były w tym momencie najlepszym, co mogłam dla siebie zrobić. A przynajmniej tak mi się wydawało. Wsłuchiwałam się w ciszę, którą zakłócało jedynie mruczenie i tykanie zegara. Lecz nic nie trwa wiecznie. W pewnym momencie drzwi od mojego pokoju otworzyły się z hukiem.

- [Reader]! Zejdź na dół i im coś powiedz! Mam już tego dosyć! - wykrzyczała moja siostra.
- Emily, wiesz iż zrobię dla Ciebie wszystko, ale jeżeli teraz się wtrącę jedynie pogorszy to sytuację i dobrze o tym wiesz. - stwierdziłam.
- No wiem. - wymamrotała prosząco.
- Na pewno chcesz żebym tam szła? - zapytałam zrezygnowana.
- Proszę. - złapała mnie za dłoń.
- No dobrze. - uległam.

Po chwili zeszłam do salonu, gdzie rozgrywało się przedstawienie. Jednak zamiast wrzasków ujrzałam ojczyma i Fransa siedzących na przeciwko siebie z założonymi na krzyż ramionami. Młody inspektor trzymał w rękach bukiet róż jednocześnie z całej siły ukazując swój upór i zawzięcie. Sytuacja z punktu widzenia mojej osoby wyglądała bardziej zabawnie, niż groźnie. Natomiast po Zofii poprawiającej poduszki na kanapie, widać było, że jej położenie sprawiało, iż czuła się nadzwyczaj niekomfortowo. Nie za bardzo wiedziałam, co powinnam zrobić, ale uznałam, że odegranie łamagi i idiotki powinno choć trochę poprawić wszystkim humor. W takim razie postanowiłam pójść na całego. Takie okazje nie przydarzają się w końcu codziennie. Postawiłam na klasykę i ukradkiem podrzuciłam stare zabawkowe samochodziki w obrębie foteli, po które szybko poleciałam do piwnicy. Później poprosiłam lokaja, aby zaparzył mi herbatę i przyniósł ją do salonu. 

Ciel Phantomhive x Reader : Demon płaczący nad różąWhere stories live. Discover now