Rozdział 2

977 62 17
                                    

- To tylko zwykła gorączka - powtarzała pani Pomrey, już nieco zdenerwowana od ciągłych pytań Jamesa.

Remus, Syriusz i James (Peter był jeszcze w Wielkiej Sali) siedzieli zmartwieni na krzesłach przy łóżku Lily. Okularnik trzymał za rękę śpiącą dziewczynę. Uśmiechał się za każdym razem, gdy wyobrażał sobie, jak bardzo zdenerwowałaby się, gdyby się teraz obudziła.

- Kiedy stąd wyjdzie? - Syriusz aż wdrygał się, patrząc na bladą twarz rudowłosej.

- Podałam jej leki, więc jutro powinna wstać całkowicie zdrowa. Zostawię ją jednak na obserwację, w razie pogorszenia się stanu.

Na te słowa wszyscy odetchnęli z ulgą, a James ledwo powstrzymał się od okrzyku radości. Cała radość minęła, gdy pani Pomfrey oświadczyła:

- No, koniec wizyt. Zmykajcie dzieciaki - i popchnęła ich w stronę drzwi, a oni niechętnie ruszyli schodami na siódme piętro.

Następnego dnia, gdy na przerwie obiadowej czwórka przyjaciół (Peter tym razem z nimi był) znów odwiedziła skrzydło szpitalne, zastali Lily siedzącą na łóżku, a tuż obok niej Evelyn. Dziewczyny grały w szachy czarodziejów.

- Ha, wygrałam! - ucieszyła się rudowłosa, a na widok przyjaciół uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- Jak cię czujesz? - zapytał od razu Syriusz, siadając obok dziewczyny. - Nie ma to jak opuścić pierwszy dzień szkoły.

- Czuję się znakomicie! A leżenie tutaj, czując się okropnie i z bolącą głową wcale nie jest takie fajne, wiesz?

- Profesor McGonagall poprosiła nas, żebyśmy ci to dali - Remus podał jej kawałek pergaminu, a Lily od razu zrozumiała, że to plan zajęć. - Mamy taki sam plan - uśmiechnął się, patrząc po swoich towarzyszach, którzy teraz patrzyli na niego zaciekawieni.

- Fajnie - dziewczyna zmarkotniała, bo średnio pasowało jej, że swój wolny czas będzie musiała spędzić z Jamesem.

- Ej, będzie super! - zapewniał ją okularnik. - Teraz pogoda ma się nijako, ale poczekaj na słońce. Jezioro na błoniach już nie może się nas doczekać!

Lily spojrzała na zegar wiszący na ścianie.

- Za kilka minut obiad. Idziemy?

Wszyscy skinęli głowami, a po obiedzie siedzieli w pokoju wspólnym do późniego wieczora. Następnego dnia Lily dostała przesyłkę.

- Uu, od kogo to? - zaciekawił się Syriusz, zaglądając przez ramię dziewczyny.

Mała paczuszka, długości najwyżej łokcia. Owinięta w schludny, srebrny papier. Lily nie miała zielonego pojęcia, od kogo mogła być. Poza przyjaciółmi w szkole nikogo bliskiego nie miała, prezentu od rodziców też nic nie zapowiadało. Tunia tym bardziej niczego by jej nie wysłała.

Ostrożnie rozrywała prezent, bojąc się, że uszkodzi to coś, co znajduje się w środku. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to perłowo biała koperta z czerwoną pieczątką. Drugą rzeczą był kwiat - a konkretnie biała lilia - jej ulubiona.

- Ja nie chcę nic mówić, ale do walentynek jeszcze trochę daleko - zauważył Syriusz, biorąc kopertę. - Mogę otworzyć?

Rudowłosa skinęła głową, obracając lilię w dłoni. Ktokolwiek to był, musiał jakoś się tego dowiedzieć. Black otworzył kopertę, wyjmując z niej kawałek pergaminu. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że pergamin jest pusty.

- To jakiś głupi żart - stwierdziła. - Ale zachowam sobie tę lilię. Jest ładna.

- Au! - zawył Syriusz, uderzając kolanem w stół. - To bolało, James!

- Przepraszam! - odpowiedział od razu okularnik, zdając sobie sprawę ze swojego czynu. - Serio nie chciałem!

Jak się później okazało, okularnik nadepnął Black'owi na nogę. A raczej nacisnął. Mimo tego, że na pergaminie nie było ani grama atramentu, Lily postanowiła zachować zarówno roślinę jak i papierek.

Od razu po śniadaniu poszła do łazienki, z zamiarem przemyślenia liściku. Wiedziała, że nawet jeżeli nic nie odkryje, pogawędzi sobie z Jęczącą Martą. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, zawołała:

- Marto, jesteś tutaj?

- Zawsze tu jestem - duch wyleciał z jednej z kabin i przysiadł na umywalce. - Och, a co to? - zapytała, z zaciekawieniem wskazując na kwiat i liścik.

- Sama chciałabym to wiedzieć, Marto - rudowłosa westchnęła i nagle coś zaświtało jej w głowie. - Marto, znasz może jakieś zaklęcie na ukrycie atramentu?

- Jasne, że tak - oznajmiła, przyglądając się pergaminowi. - Ale jeśli chcesz go odkryć, to ci nie pomogę. Przykro mi, ale nie znam odwrotnego zaklęcia.

- Ale ja muszę go znać! - oświadczyła, chowając twarz w dłoniach. - Zaraz. Peofesor Flitwick na pewno mówił coś o nim w zeszłym roku. To było coś na a. A, a, a... Anapneo? Nie, to na drogi oddechowe. No tak! Aperacjum!

Szybko wyjęła różdżkę, stuknęła nią w pergamin, a atrament stał się widoczny. Pismo było staranne, pochyłe, jakby ktoś ślęczał nad napisaniem tego krótkiego tekstu bardzo długo.

Piątek, Transmutacja, środek, trzecia, drugie od lewej.

- Wiesz, co to może znaczyć? - dopytywała Marta.

Lily pokręciła głową. Nie miała bladego pojęcia, o co chodziło. Piątek, Transmutacja... Okej, w piątek miała transmutacje. Ale środek, trzecia, drugie od lewej?

- Ja wiem, co to znaczy! - odezwała się nagle Marta. - masz jutro transmutację? - Lily skinęła głową. - Przecież to takie proste! Piątek, czyli jutro. Środek, czyli środkowy rząd. Drugie od lewej, to drugie krzesło, a trzecia to trzecia ławka!

- No oczywiście! Strasznie ci dziękuję Marto!

Schowała pospiesznie swoje rzeczy do torby, niemal biegnąc do pokoju wspólnego. Gdy tylko się tam znalazła, odciągnęła Evelyn na bok i pokazała pergamin, tłumacząc równocześnie, co to wszystko oznacza.

- Czyli jutro musimy obejrzeć trzecią ławkę w środkowym rzędzie? Ktokolwiek to jest, chyba chce, żebyś najpierw trochę się pomęczyła.

- Evie, nawet jeśli to tylko idiotyczny żart, to lubię takie rzeczy - Lily przewróciła oczami. - Nie możesz zaprzeczyć, że też lubisz detektywistyczne sprawy.

- Ty wiesz, jak mnie podejść.

Następnego dnia rudowłosa z niecierpliwością czekała na lekcję transmutacji. Na śniadaniu siedziała jak na szpilkach, wzbudzając podejrzenia w reszcie przyjaciół.

- Wszystko dobrze, Lily? - dopytywał Syriusz, patrząc na dziewczynę z uniesioną brwią. - Zachowujesz się strasznie dziwnie.

Rudowłosa tylko wzruszała ramionami, uśmiechając się drwiąco. Gdy McGonagall otworzyła sale, niemal do niej wbiegła. Podeszła do trzeciej ławki i włożyła pod nią rękę. Od razu poczuła pergamin. Zgadywała, że musiał być przyczepiony zwykłą, mugolską gumą do żucia.

Szybko zajęła swoje miejsce i rzuciła zaklęcie na pergamin, a atrament znów się odkrył. To samo pismo.

Piątek, kolacja, złoty, kurczak.

Tym razem od razu zrozumiała. Dzisiaj na kolacji musi szukać złotego talerza z kurczakiem. Na lekcji nie mogła się skupić, wiedząc, że na następną zagadkę musi czekać do wieczora.

Oczywiście odnalazła kolejną karteczkę, która wywołała szeroki uśmiech na jej twarzy.

Wiedziałem, że jestes strasznie mądra i bystra, ale przyznam, że nie wiedziałem, że aż tak.

18, Gruba Dama

Dowiedziała się dwóch rzeczy. Pierwsza - ktoś, kto zostawia te liściki obserwuje ją. Druga - to jakiś chłopak wysyła jej listy.

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now