Rozdział 30

480 21 25
                                    

Świat przed poznaniem jej był rzeczywistym odzwierciedleniem obrazu nędzy i rozpaczy.

Nie miał pojęcia, jaka była matka przed odejściem ojca. Czy potrafiła spojrzeć na kogoś z troską wymalowaną w tęczówkach, zaprzyjaźnić się z kimś nie dla własnych korzyści? Czy emitowało od niej ciepło, czy kiedy ktoś opowiadał jej o swoich osiągnięciach, uśmiechała się, zamiast wypatrywać w nich luk i rzeczy, do których mogłaby się przyczepić?

Właśnie dlatego przez całe dzieciństwo brakowało mu czułości. Pustych słów otuchy, nieudolnego podnoszenia na duchu. Chciał mieć osobę, która będzie starała się pokazać mu, że świat wcale nie jest taki zły, a każdy człowiek ma prawo marzyć. Potrzebował kogoś, kto rano będzie oglądał z nim wschód słońca, popołudniu słuchał świergotu ptaków, wieczorem wpatrywał się w zachodzące słońce, a w środku nocy wyszedłby z nim na balkon, by wzrokiem szukać spadających gwiazd, do których mogliby szeptać życzenia, które przecież tak niecierpliwie czekały na spełnienie.

A potem spotkał Lily Evans.

Niejako przywróciła mu wiarę w ludzi. Kiedy myślał, że szczęście już nigdy nie zapuka do jego drzwi, ona spadła mu z nieba. Wypełniła dotąd niezidentyfikowaną pustkę w jego sercu, myślach i uczuciach. Dowiedział się, jak to jest, kiedy na moment zapominasz, jak się oddycha. Kiedy serce podchodzi ci do gardła, opada i prawie wyrywa się z klatki piersiowej. Wtedy zrozumiał, że dla niej warto było znieść lata pełne goryczy, nieprzespane i przepłakane noce, wiele blizn na ciele.

Tymczasem okazało się, że szczęście jest zbyt duże, by mogło zmieścić się w dziurce od klucza. Ale również za ciężkie, by mógł je udźwignąć. W momencie, kiedy rudowłosa oświadczała, że z nimi koniec, poczuł, jak coś bardzo mocno ukłuło go w klatce piersiowej, a z bólu opuścił ręce, tym samym pozwalając resztkom szczęścia prześlizgnąć się między palcami.

Czuł się, jakby nagle wrócił do punktu wyjścia. Znów pojawiły się fale goryczy, przepłakane noce, a rany na ciele przybywały niemalże hurtowo. Niespodziewanie wszystko straciło sens. Nie widział powodu, dla którego rano miałby wstać z łóżka. Nienawidził tego, bo było to równoznaczne z tym, że gdy się obudzi, znów będzie zmuszony otworzyć szafę i założyć maskę z wiecznym uśmiechem na twarzy. 

Nie zawsze smutek poznasz na twarzy, gdy z oczu łzy się poleją, bo często w środku łamie się życie, a jednak usta się śmieją.

Kilka razy trafił do skrzydła szpitalnego z powodu odwodnienia, osłabienia mocnymi lekami, czy nawet utraty zbyt dużej ilości krwi. Jednak z każdym pobytem w tym przytłaczającym, białym pomieszczeniu, tylko bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że rudowłosą i tak nie obchodziło, co się z nim dzieje, podczas gdy on wylewał siódme poty, by dowiedzieć się, czy u niej wszystko w porządku. Gdy Lily "pokłóciła" się z James'em z powodu Ivana, można powiedzieć, że cierpiał tak samo, jak dziewczyna.

On zawsze miał Liama, który troszczył się o niego w każdej sytuacji i wiedział, że od kiedy Remus i Evie oraz Syriusz i Diana zaczęli ze sobą chodzić, lub już kiedy mieli coś ku sobie, Peter coraz częściej gdzieś znikał, a jedyną osobą, do której mogła się odezwać, był właśnie Potter.

Dlatego tak bardzo mu ulżyło, kiedy Lily mu wybaczyła. Wiedział, że gdyby James był czymś zajęty, rudowłosa zawsze może przyjść do niego. Wyżalić się z problemów, opowiedzieć o uczuciach. Chciał, by wiedziała, że może na niego liczyć. Chciał, by miała kogoś, kogo jemu samemu tak bardzo kiedyś brakowało.

Tak wiele razy powstrzymywał się od pocałowania ją w policzek, złapania w talii, przytulenia czy nawet splecenia ich dłoni i stwierdzenia, że przecież "wszystko będzie dobrze". I choć jego serce za każdym razem na jej widok pękało na nowo, musiał pogodzić się z tym, że ona już nigdy nie poczuje do niego tego samego.

Nie myśl, że raz zdobyta, będzie twoja na zawsze.

Kiedyś nie miał żadnego problemu z opowiadaniem Liamowi o swoich zmartwieniach. Teraz jednak czuł jakąś barierę, nie do końca potrafił powiedzieć, co to było. Coś jakby z tyłu głowy podpowiadało mu, że on wcale go nie słucha i puszcza jego słowa mimo uszu. Że on tak naprawdę nigdy nie przejmował się tym, o czym opowiadał mu Nathan. Liam wiele razy zaprzeczał, że przecież wcale tak nie jest, ale Torres, choć bardzo się starał, nie umiał w pełni uwierzyć w jego słowa.

Niepewność co do słów drugiej osoby to jeden z najgorszych możliwych strachów.

Pewnego wieczoru już nie wytrzymał. Od razu po uczcie udał się do dormitorium, a następnie opatulił w swoim łóżku. Na szczęście Liam w porę zauważył jego nieobecność i znalazł go właśnie za kotarami własnego łóżka. Usiadł obok niego, westchnął i zaczął:

— Widzę, że coś się dzieje. I nie nawet nie próbuj zaprzeczać, bo tak jest. Coraz częściej chodzisz markotny i przygaszony, ale kiedy ktoś zaczyna do ciebie mówić, uśmiech sam wpełza ci na twarz. Udajesz szczęśliwego, choć pewnie twoja dusza jest już w kawałkach. Nathan, ja wiem, że to trudne, ale chociaż daj spróbować sobie pomóc. Jeśli ludzie nigdy nie próbowaliby prosić o pomoc drugą osobę, wszyscy już dawno chodzilibyśmy z bliznami na rękach i o okaleczonych i stłuczonych sercach. Wiem, że nie potrafisz z niej zrezygnować, ale wy już nie wrócicie. Często powinniśmy odpuszczać kiedy na naszym sercu pojawia się pierwsza rysa, choć zauważamy to już znacznie później.

Z wewnątrz zasłon wydobyło cię głośne westchnięcie. Nathan obrócił się na drugi bok, mocniej zaciskając oczy. Łzy już zbierały się w ich kącikach, a on przygryzł wargę, chcąc przetrzymać je tam jak najdłużej. Oddychał głęboko, choć nawet nieświadomie. Zawsze zaczynał tak robić, kiedy temat rozmowy zdawał się być niewygodny. Na brak odpowiedzi Liam westchnął i kontynuował:

— W każdym razie musisz wiedzieć, że chciałem tylko powiedzieć, iż przede mną nie musisz udawać. Znam cię jak własną kieszeń, Torres. Uwierz mi, że reszta również powinna zaakceptować twój nastrój. Nie wszystkim kąciki ust nigdy nie opadają. Każdy ma gorsze dni i powinni to zrozumieć. Jeśli nie, to po prostu już ich problem.

I odwrócił się, kierując w stronę drzwi. Jednak coś podpowiadało mu, by na chwilę się zatrzymał i poczekał jeszcze moment. I okazało się to jedną z najlepszych decyzji dzisiejszego dnia. Nathan najwyraźniej myślał, że przyjaciel wyszedł, bo powiedział do siebie:

— Jutro znów będę miły i szczęśliwy w waszych oczach. Dziś już nie mam na to siły.



***

Kochajcie Nathana

Dla wszystkich, którzy potrzebują ciepła, proszę bardzo:

*przytula*

choć wiem, że to nie to samo co w rzeczywistości, to może komuś zrobi się cieplej na sercu.

To już 30 rozdział i jestem mniej więcej jak " vbsjknoval"

Dziękuję, że jeszcze ze mną jesteście <3

Zaczynałam ten rozdział już jakieś 10 razy i każda wersja wołała o pomstę do nieba. Ta podoba mi się najbardziej, choć cały czas mam nieodparte wrażenie, że czegoś jej brakuje. Jakbym przegapiła jakiś ważny element, który wcześniej chciałam opisać.

Początkowo był plan, by opublikować to dopiero w moje urodziny, ale stwierdziłam, że nie będę czekać jeszcze ponad tydzień. I oto jest.

O tym, komu pękło serduszko na widok Diany i Syriusza, będzie w następnym rozdziale. Chyba.

Kocham was <3

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now