Rozdział 24

491 36 25
                                    

Następnego dnia rano Lily została wezwana przez profesora Flitwicka do jego gabinetu wcześnie rano. Nieco się przestraszyła, bo nie miała pojęcia, co takiego mogło się stać. Owszem, mogła być to zwyczajna wiadomość do przekazania, ale dlaczego akurat ona? Gdy weszła do pomieszczenia, profesor siedział przy burku, ukryty za stertą papierów.

- Dzień dobry? - powiedziała niepewnie - chciał mnie pan widzieć?

- Och, tak, panna Evans - profesor wyłonił się zza dokumentów, spoglądając na dziewczynę - chciałbym, by popilnowała panna jednego ucznia, który ma odsiadywać tutaj szlaban. Muszę udać się z ważną sprawą do Londynu, a wiem, że mogę na pannę liczyć.

- Tak, oczywiście - odparła, nawet się nie zastanawiając. - Tylko czy mógłby profesor poinformować...

- Pan Potter i reszta już zostali poinformowani o miejscu pani przebywania - oznajmił, podchodząc do drzwi, jednak zanim wyszedł, dodał - i proszę zabrać mu różdżkę, a w razie problemów później mi o nich opowiedzieć - i wyszedł.

Rudowłosa westchnąwszy, przysiadła na krawędzi biurka, biorąc do ręki jeden z papierów pozostawionych przez profesora. Były to zwyczajne karty uczniów, które - jak zgadywała - trzeba będzie uporządkować alfabetycznie. Już zaczęła współczuć temu, kogo czeka owe segregowanie. Nagle drzwi otworzyły się, z hukiem odbijając od ścian, przez co Lily upuściła trzymane dokumenty. Te rozleciały się po pokoju. Uklękła, by je pozbierać, gdy ktoś powiedział:

- Przepraszam. Zaczekaj, pomogę ci.

Dziewczyna uniosła głowę.

Nathan.

Serce nie zaczęło bić jej szybciej, oddech nie przyśpieszył, ręce się nie pociły, drogowskazy nie pozamieniały kierunków, zegary nie przestały działać, niebo nie spadło nikomu na głowę.

A jednak coś zadrżało.

- Torres? - zapytała zdziwiona, z nutką wściekłości - co ty tutaj robisz?

- To raczej ja powinienem cię o to zapytać - powiedział spokojnie, wręczając jej dokumenty, gdy udało im się je wszystkie pozbierać - przyszedłem, bo mam do odsiedzenia szlaban. A ty?

- Profesor poprosił mnie, żebym cię pilnowała - odparła z wyższością, wskazując na ową stertę papierów - a to, zdaje się, dla ciebie. - Chłopak ruszył już w stronę, w którą wskazywała, jednak rudowłosa go zatrzymała - nie tak szybko. Różdżka, Torres.

Westchnąwszy, wyjął kawałek drewna z kieszeni i podał go dziewczynie. Zrezygnowany usiadł przy biurku, zabierając się za pracę. W ciągu pół godziny żadne z nich nie odezwało się do siebie ani jednym słowem, kiedy on wreszcie natrafił na kartę Lily.

- Lily Evans, urodzona trzydziestego stycznia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku... Niedawno miałaś urodziny i nic mi nie powiedziałaś?

- Nathan - po raz pierwszy tego dnia użyła jego imienia - po cholerę mam cię o takich rzeczach informować? Na co dzień nawet ze sobą nie rozmawiamy.

- Ale może gdybym wiedział, to...

- To nic by to nie zmieniło, Torres - przerwała mu, przekonana, że z tej rozmowy nie wyniknie nic dobrego - bez względu na to, czy wiedziałeś o moich urodzinach czy nie, nie powinno cię na nich być. Ja, James, reszta chłopaków i dziewczyny doskonale bawiliśmy się w swoim gronie.

- Jasne - westchnął, powracając do segregowania papierów - James...

- Masz do niego jakiś problem? - zapytała, a cała ta sytuacja powoli zaczynała ją denerwować. - Słuchaj, ja, tak samo jak ty, nie mam żadnej ochoty tutaj być. I uwierz mi, że zdecydowanie wolałabym teraz siedzieć z James'em - specjalnie podkreśliła to imię - niż tutaj z tobą. 

- Ale moglibyśmy porozmawiać - odparł, wstając i wolnym krokiem idąc w stronę dziewczyny,  a ta stosunkowo się odsuwała - jesteśmy sami i nikt nie powinien nam przeszkodzić. Moglibyśmy wytłumaczyć sobie pewne rzeczy i...

- Torres, o czym my w ogóle mielibyśmy rozmawiać i co sobie tłumaczyć? Między nami wszystko skończone, to jasne. Naprawdę nie wiem, którego słowa w "z nami koniec" nie zrozumiałeś?

- Każdego - odpowiedział bez zastanowienia - Lily, gdybyś dała mi drugą szansę, to...

- To co? Tym razem twoja matka wtargnęłaby do szkoły z karabinem maszynowym czy goniła mnie z różdżką w ręku? Wiesz, może to dla ciebie niezrozumiałe, ale czasami danie komuś drugiej szansy, to jak podarowanie mu drugiej kuli, bo nie trafił cię za pierwszym razem.

- Ale czasami również okazuję się najlepszym wyborem, jakiego mogłaś dokonać - próbował ją przekonać, jednak miał wrażenie, że z każdym słowem tylko pogarszał sprawę. - Naprawdę chcesz zmarnować sobie życie z tym palantem?

- Kto tu jest palantem, co? James za każdym razem mnie chroni i staje w mojej obronie, nawet, jeśli to ja zawiniłam. Tymczasem ty nawet nie kiwnąłeś palcem, kiedy twoja matka z oburzeniem kazała mi się do ciebie nie zbliżać. Wolę być z kimś, kto wie, czego chce i nie boi się do tego przyznać. Czasami podejmujemy jakieś decyzje patrząc na innych, nieświadomi, że to my będziemy musieli żyć z ich skutkami. Jeśli ciągle będziesz słuchać opinii innych, nigdy nie będziesz w pełni szczęśliwy. Bo myślisz, że to im ma się wszystko spodobać, tymczasem to nie oni przeżyją za ciebie resztę twojego życia. To ty borykasz się z problemami i konsekwencjami, a oni oceniają twoje wybory. Wiesz, Potter nauczył mnie, że nie ważne, co zrobisz, ludzie i tak będą cię oceniać, więc najlepiej wyluzować i nie zważać na słowa  innych. Fakt, czasami warto ich posłuchać, ale zbytnie przejmowanie się nimi to czysta głupota. Torres, naprawdę nie życzę ci niczego złego, ale nie życzę ci też wszystkiego najlepszego. Życzę ci, żebyś dostał to, na co zasługujesz. Ale pamiętaj, że pewnego dnia łzy wracają do tego, kto je spowodował. Lepiej uważaj, co mówisz komuś i o kimś, bo słowami też można uderzyć. Nawet silniej, niż pięścią.

Nagle rozległy się kroki małych stóp, charakterystycznych dla profesora zaklęć. Rudowłosa bez wahania wyjęła różdżkę i machnęła nią, wskazując na dokumenty, a te same się przewertowały i zamieniły miejscami. Ułożyły się w kolejności alfabetycznej, a Nathan patrzył na to wszystko z szeroko otwartymi oczami. Chwilę później drzwi otworzyły się z hukiem, ujawniając profesora Flitwicka. Był niesamowicie uradowany widokiem posegregowanych dokumentów. Podziękował Lily i wyprosił ich z sali, a w przejściu rudowłosa tylko posłała mu wściekłe spojrzenie.

Specjalnie poczekał chwilę, by nie iść krok w krok za nią. Wiedział, że w ten sposób tylko pogorszy obecną, już i tak dość napiętą sytuację. Zależało mu na niej jak na nikim innym, ale skoro ona tego nie odwzajemniała, dlaczego wciąż miał się łudzić?


Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now