Rozdział 23

554 35 19
                                    

Choć Walentynki kalendarzowo wypadały dopiero za dwa dni, termin wyjścia do Hogsmeade ustalono na najbliższą sobotę. W czwartek wieczorem wszyscy stali przy tablicy z ogłoszeniami. Lily wtuliła się w James'a, Evie złapała Remusa za rękę, a Syriusz tylko zerknął na uśmiechniętą obok Dianę i ze zrezygnowaniem westchnął, udając się do dormitorium. Alex tylko patrzyła smutno, jak odchodzi.

Wszystkie pary cieszyły się na ów dzień, a wszyscy pozostali bez drugiej połówki zapewne już sporządzili listę zakupów do Miodowego Królestwa. Alex zdecydowanie nie podzielała entuzjazmu innych. Podczas gdy cała reszta paczki tylko odliczała minuty, ona opadła na fotel obok zakochanych par i powiedziała:

- Dla mnie te całe Walentynki to jeden wielki niewypał - stwierdziła, ostentacyjnie oglądając swoje paznokcie - ludzie powinni kochać się przez cały rok, nie tylko w święta. Mam wrażenie, że ten cały czternasty lutego ma być tylko pretekstem do kupienia kwiatów i czekoladek, z tą różnicą, że wtedy dziewczyna nie oskarży cię o twierdzenie, że jest gruba, a jeszcze będzie rozklejać się nad twoją romantycznością. W mojej rodzinie takie rzeczy zawsze były robione tylko i wyłącznie na pokaz, by pokazać, że się o tej drugiej osobie nie zapomniało. Bezsens.

Lily wiedziała, jak ciężko było Alex przebywać we własnym domu. Jej matka zdecydowanie nie radziła sobie sama, a jej ojciec zostawił ich, kiedy miała zaledwie sześć lat. Nathan był o rok starszy, jednak przeżywał to równie mocno. Oboje zostali niesprawiedliwie ukarani przez los, który nie bacząc na dotychczasowe problemy, postanowił dołożyć im ich jeszcze więcej. Z uśmiechem patrzył, jak życie ludzkie rozpada się na kawałki, a coraz więcej osób traciło wiarę w siebie. Z pogardą patrzył na marzenia, śmiał się za każdym razem, gdy ktoś w nocy na głos wypowiadał życzenie, które w ich mniemaniu nie miało ani cienia szansy na spełnienie się. Za każdym razem, gdy Lily patrzy w niebo i widzi spadającą gwiazdę, już nie wierzy w jej magiczną moc, nie zważając na to, że jej babcia głęboko wierzyła, że marzenia i życzenia prędzej czy później i tak się spełnią. Czasami należy im pomóc, a w niektórych przypadkach po prostu być cierpliwym.

Cała Wielka Sala przyozdobiona była serduszkami, między stołami latały amory, a nawet podawane im gofry były w kształcie serca. W proroku codziennym, jak co roku, znalazło się wiele specjalnych ofert w pubach, klubach i innych lokalach, było również kilka życzeń na Walentynki, które można było wysłać - jak co roku - jakiejś osobie, pozostając anonimowym. Lily pamięta, że w ten sposób zeszłego roku zeszło się bardzo dużo par, a znaczna większość przetrwała do dnia dzisiejszego. James złożył Lily życzenia z okazji tego święta już rano, kiedy zeszła do pokoju wspólnego. Wyznał jej, jak bardzo ją kocha i mu na niej zależy, a wszystko to wydawało się niezwykłe. Było banalnie proste, a mimo to, był to jeden z najlepszych sposobów. Ale piękno tkwi w prostocie.

- Jak kiedyś umrę i spotkam tego całego Amora - zaczęła Alex, kiedy usiadła przy stole, oglądając wszystkie potrawy, ale każda nawiązywała do walentynek, więc zrezygnowała z jedzenia - to obiecuję wam, że włożę mu ten jego łuk w dupę.

- Panno Torres, co to za słownictwo? - obruszyła się McGonagall, przechodząc obok stołu Gryfonów - jeszcze jeden taki przypadek i posypią się minusowe punkty! Przychodzę do pana Blacka - oświadczyła, a Syriusz po raz pierwszy od dobrej godziny podniósł głowę do góry. - Pani Sprout potrzebuje dwóch chętnych uczniów do pomocy w jednej z cieplarni, tuż przed wyjściem do Hogsmeade. Zaproponowałam jej pana, panie Black, by mógł pan odpracować dzisiaj jutrzejszy szlaban, pytanie tylko, czy...

- Jeśli Syriusz się zgodzi, to ja też mogę iść - oświadczyła Diana, wzruszając ramionami - i tak nie miałam na dzisiaj żadnych planów.

- Bardzo się cieszę, że próbuje się pani angażować, panno Harper - McGonagall uśmiechnęła się promiennie - zgadza się pan, panie Black? - Syriusz przytaknął - w takim razie spotykacie się w drugiej cieplarni o dziewiątej - oznajmiła i ruszyła w stronę stołu nauczycielskiego, i gdy znalazła się w bezpiecznej odległości, Syriusz powiedział:

- Wielkie dzięki, Diana.

- Nie ma za co - odparła, z ustami wypchanymi naleśnikiem - od tego są przyjaciele.

Kiedy Syriusz i Diana udali się do pani Sprout, okazało się, że pracy jest o wiele więcej, niż mogli się spodziewać. Dodatkowo, zabrano im różdżki, bo gdy profesor oznajmiła, że Black musi odpracować szlaban samodzielnie, Diana postanowiła, że powinni robić to na równym poziomie, więc również oddała profesor swoją różdżkę. W ten sposób zostali tam aż do czasu, gdy wszyscy inni już dobre cztery godziny spacerowali po Hogsmeade.

James i Lily spędzili ten dzień niesamowicie miło. Odwiedzili parę lokali, zrobili kilka zdjęć, kupili parę rzeczy. Ogólnie cały spędzony tam czas przebiegł im w fantastycznej atmosferze, jednak bez większych zaskoczeń. dużo ciekawsze okazało się to, co aktualnie wyrabiało się w cieplarni.

Oboje dotychczas pracowali oddzielnie i nie odezwali się do siebie ani słowem. Diana wyraźnie nie miała dzisiaj najlepszego humoru, co sprawiało, że Syriusz był o krok od popadnięcia w ostatnie stadium depresji. W końcu, kiedy raz się mijali, Syriusz upuścił jedną z donic, która spadła Dianie na nogę.

- Och, Harper, przepraszam cię, nie chciałem, naprawdę - zapewniał, choć dziewczyna tylko odtrąciła jego rękę. Mógł przysiąc, że dźwięk łamanego serca słychać było aż w Zamku.

- Black, poradzę sobie - oświadczyła dobitnie, masując palce.

Zapadła cisza. Diana próbowała rozmasować ból, a Syriusz chciał coś jeszcze wydusić, ale za każdym razem tylko otwierał usta i je zamykał, niezdolny wypowiedzieć choćby słowo. W końcu Diana westchnęła i powiedziała:

- Przepraszam. Mam dzisiaj zły dzień. Naprawdę kiepsko się czuję, a w dodatku jeszcze to cholerne święto. Mam ochotę iść do dormitorium i zaszyć się w łóżku z cukrowymi piórami. Ale obiecałam, że ci pomogę.

- Ale to ja powinienem pomóc tobie - zaproponował - chciałbym jakoś poprawić ci humor.

- Jedyne, co może mi teraz poprawić humor, to ciepły koc, kubek gorącej herbaty albo czekolady i moja ulubiona książka. Nie sadzę, żeby...

Nagle ją przytulił. Objął ją, najmocniej jak umiał, jednocześnie bojąc się jej reakcji i tego, że przypadkiem zrobi jej krzywdę. Wydawała się tak krucha i mała w jego objęciach, iż miał wrażenie, że za chwilę się rozleci. Chwilę stała jak wryta, jednak po chwili odwzajemniła uścisk.

Nie miała pojęcia, że od teraz jego ramiona staną się nieodłączną częścią jej życia.


***

Hello, hello, to znowu ja.

Jednak na komputerze nie pisze się tak źle, jak myślałam, więc dzisiaj drugi rozdział pod rząd, w ramach rekompensaty za długą nieobecność. Plus dzisiaj dostałam mega dużo motywacji, bo wiadomości, w których piszecie, że moje opowiadania są jednymi z najlepszych, jakie czytaliście, znacznie poprawiają mi humor i bardzo motywują, bo wszystkie takie słowa wiele dla mnie znaczą. Niemalże tyle, ile Diana znaczy dla Syriusza (a znaczy dużo).

KOCHAM WAS

JESTEŚCIE WSPANIALI <3

Trochę was rozpieszczam,

ALE I TAK KOCHAM <3

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now