Rozdział 13

797 56 59
                                    

To były zdecydowanie najlepsze święta w życiu Lily. Wszyscy śmiali się, zajadając świątecznym ciastem i puddingiem, a James i rudowłosa dogadywali się tak dobrze, jak jeszcze chyba nigdy. Żartowali, droczyli się i wzajemnie sobie przeszkadzali. Przykładowo, gdy Lily wzięła babeczkę, okularnik oderwał jej kawałek ciasta i zjadł, a dziewczyna oznajmiła, że już jej nawet nie tknie.

Gdy przyszedł czas na prezenty, oboje niechętnie odeszli od stołu. Lily podarowała James'owi torbę z nadrukowanym złotym zniczem i miotłą oraz kilka mniejszych drobiazgów, natomiast chłopak dał

rudowłosej książkę, którą już dawno chciała przeczytać, kilka cukrowych piór, dyniowych pasztecików i fasolki wszystkich smaków.

Podczas gdy dorośli również wymieniali się prezentami, James zabrał Lily na zewnątrz. Usiedli na ławce przed domem, wpatrując się w gołe drzewa. Mimo, że zima to czas znienawidzony przez rudowłosą, musiała przyznać, że drzewa o tej porze roku wyglądają pięknie.

- Wiesz - zaczął James, spoglądając na dziewczynę - nie ważne, ile prezentów dzisiaj dostałem. Dla mnie i tak najlepszym prezentem była twoja obecność.

Były conajwyżej trzy stopnie, a mimo to na moment zrobiło jej się ciepło. Znów serce zaczęło bić szybciej, a jego słowa odbijały się echem w jej głowie. Pierwszy raz poczuła, że ktoś mówi prosto z serca. Niewyobrażalne było to, jak bardzo polepszył jej się humor.

- Dla mnie też, James - odparła. - Jeśli już tak wyznajemy sobie różne rzeczy, to ja powiem ci, że nie wobrażam sobie życia bez kogoś takiego, jak ty, Potter.

Wyrzuciła to z siebie. Słowa, które przez lata chowały się głęboko w jej duszy, wreszcie wypełzły na powierzchnię, zasiewając w sercu James'a nadzieję, że jeszcze nie wszystko skończone. Że jeszcze jest szansa, iż coś z tego będzie. Że ona jednak żywi do niego jakiekolwiek pozytywne uczucia. Zdał sobie sprawę, że to właśnie tego mu w życiu brakowało. Brakowało mu miłości Lily.

Przesiedzieli razem dobre dwie godziny, a gdy wrócili do domu, rudowłosa ujrzał swoich rodziców w kurtkach, więc pomyślała, że już zbierają się do domu. Zaczęła więc ubierać buty, a matka popatrzyła na nią pytającym wzrokiem.

- Co ty robisz, kochanie?

- Ubieram się? - odpowiedziała ironicznie. - Przecież jedziemy, tak?

- Och, nie, ja i twoja mama tylko idziemy pospacerować, a państwo Potterowie wybrali się do pracy, podobno coś bardzo ważnego. Nie przeszkadza wam, że zostaniecie sami?

- Nie, ani trochę - odpowiedziała szybko Lily, spoglądając na zakłopotanego James'a.

- Dobrze - kobieta westchnęła, przytulając córkę. - Wrócimy najpóźniej o siódmej.

I wyszli, nie wiedziąc, że wywołują huragan. Huragan uczuć.

- Myślisz, że to coś da? - zapytał sceptycznie mężczyzna.

- Oczywiście - odparła pewnie. - Nasi znajomi zrobili dokładnie to samo - złapała mężczyznę za rękę.

I podreptali ścieżką ku jeziorze, wpominając najlepsze momenty swojej młodości. Tymczasem Lily i James grali w szachy czarodziejów, później w Eksplodującego Durnia i kilka innych gier, które jednak szybko im się znudziły.

Z nudów nawet wyszli do ogrodu, spacerując wydeptaną drogą. Lily stwierdziła, że gdy już wyprowadzi się od rodziców, to do jakiegoś miejsca, w którym będzie miała równie dużo miejsca, by posadzić kwiaty.

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now