Rozdział 37

332 25 14
                                    

— Wiesz, że nie musiałeś przylatywać?

— Wiem.

Kolejna cisza.

— Po prostu chciałem mieć pewność, że wszystko u ciebie w porządku.

Oczy Alex zaświeciły się jeszcze bardziej, mimo odbijających się w nich gwiazd. Wskazówki zegara powoli zbliżały się do dwudziestej trzeciej, księżyć oblewał ich twarze niewyraźnym, mlecznym światłem. Raczej rzadkością byłoby spotkać dwoje nastolatków, prawie o północy, siedzących na kocu na jednym ze wzgórz.

— To już czwarty raz w tym miesiącu, kiedy u mnie jesteś — przypomniała dziewczyna, kreśląc palcem kółka na fragmencie ziemi, w którym nie było trawy — twoja mama się nie martwi?

— Wie, że jestem z tobą — zaśmiał się — to jej w zupełności wystarczy. Miałaś ostatnio jakieś wieści od Lily, albo James'a? Co u nich?

— Wymieniłam z Evans tylko kilka listów — mruknęła — ona i Potter zostali prefektami naczelnymi, wyobrażasz sobie? To znaczy, rozumiem Lily, ale James? Dumbledore już kompletnie postradał zmysły.

— Sugerujesz, że kiedykolwiek był do końca normalny? — zaśmiał się Ivan. — Wiesz coś jeszcze?

— Rogacz zostaje u niej do końca wakacji. Oni to mają dobrze, co? Ich rodzice się przyjaźnią, wręcz oni sami stali się swatkami swoich dzieci. Ale w pewnym sensie to zrozumiałe. Nie wyobrażam sobie żadnego z nich z inną osobą u boku. Są dla siebie idealni.

— A Syriusz? — zapytał ostrożnie Moore.— Co z nim? Jest u...

— Diany? — dokończyła za niego dziewczyna, a on przytaknął. — Tak, przyjechał do niej już po tygodniu wakacji.

— Czy ty dalej... No wiesz...

— Och, błagam cię, Ivan, nie zaczynaj. Nie chcę o tym rozmawiać. Dobrze wiesz, że był pierwszą osobą, w jakiej się zakochałam. Nie można tak po prostu wyrzucić z serca kogoś, kto znaczył dla ciebie tak wiele. Nie zrozum mnie źle, jesteś dla mnie całym światem. Ale musisz dać mi trochę czasu.

Odwrócił wzrok. To nie tak, że był zazdrosny, nie miał ani cienia wątpliwości co do rzetelności słów dziewczyny. Jednak mimo wszystko, chciał być jedynym, o którym ta myśli, gdy zasypia i rano, kiedy wstaje. Chciał, by jej uśmiech był spowodowany tylko przed niego. Chciał, by w końcu wszystko wyjaśniła i wtedy być może mogliby żyć w całkowitej zgodzie.

Alex zdecydowanie chciała tego samego, jednak dużo łatwiej jest mówić, niż zrobić. Pierwszy raz starała się zamrozić serce dla tego, kto tak bardzo upierał się rozpalać w nim ogień.

Chwilę siedzieli w ciszy, dopóki blondynka nie wyczuła napięcia. Delikatnie położyła swoją dłoń na tej chłopaka, by za chwilę spleść ich palce. Po jakimś czasie Ivan wskazał na coś za plecami dziewczyny, na co ta obróciła się gwałtownie, a gdy spostrzegła, co tak zaskoczyło chłopaka, zaśmiała się.

Bowiem latało za nią kilka świetlików, które na ciemnym niebie ułożyły się w chaotyczny wzorek. Alex wstała powoli z koca, podchodząc do owadów.

— Jesteś pewna, że to bezpieczne? — zapytał nieco sceptycznie Ivan. — Że to nie zamaskowane groźne zwierzę?

— Daj spokój, to tylko świetliki, głuptasie.

— Świe, co? — zapytał zdezorientowany, również podchodząc w miejsce, gdzie stała dziewczyna, choć zrobił to ostrożnie. Objął ją w pasie i położył brodę na czubku jej głowy.

— Świetliki — powtórzyła cierpliwie, kładąc swoje ręce na tych Ivana — w dzieciństwie często je łapałam, a potem wypuszczałam i przyglądałam im się, dopóki nie zniknęły w ciemności. Nigdy ich nie widziałeś?

Chłopak zaprzeczył, na co Alex znów się zaśmiała. Podeszła nieco bliżej owadów, wychodząc z objęć starszego. Delikatnie uniosła dłonie do góry, od razu zamykając w nich szczelnie jedno z latających światełek, choć tak, by w żaden sposób nie zrobić mu krzywdy. Uchyliła nieco palce i przysunęła do chłopaka.

— Widzisz? Są śliczne.

Kilkanaście następnych minut spędzili łapiąc świetliki w swoje ręce, niesamowicie się przy tym śmiejąc, dopóki nagle nie zerwał się silny wiatr. Nie było nawet mowy o tym, by w taką pogodę Ivan wracał do domu na miotle, a kilka minut później rozpadał się dość mocny deszcz.

Jakoś udało jej się przekonać chłopaka, by przenocował w jej domu. Nathan aktualnie nocował u jakiegoś swojego kolegi, mama miała wrócić dopiero następnego dnia wieczorem, więc mieli cały dom dla siebie.

Gdy tylko weszli do domu, pierwszym, co zrobili, było wysuszeniu ubrań. Zważając na późnią godzinę, od razu oboje weszli pod prysznic, pół godziny później leżąc już w łóżkach. Dziewczyna uparła się, by spać w pokoju gościnnym, gdzie dwa łóżka stały jedynie dwadzieścia centymetrów od siebie.

Jeszcze przez następną godzinę oboje nie mogli zasnąć. Tępo wpatrywali się w sufit, myśląc dosłownie o wszystkim i o niczym. Oboje również myśleli, że ta druga osoba śpi, dlatego żadno się nie odezwało.

Alex myślała o tym, co teraz muszą robić Lily i James. Zapewne jeszcze nie śpią. Nigdy nie przepuściliby okazji, by zarwać kolejną noc przy Eksplodującym Durniu. Na pewno zagrali już milion razy w Szachy Czarodziejów, czytali książki w swoich objęciach. James zdążył już zdobyć serce nie tylko Lily, ale i jej rodziców.

Diana i Syriusz też musieli dobrze się bawić. W końcu chłopak tyle razy wspominał w listach, jak bardzo jest szczęśliwy. Jak to jest mieć ukochaną osobę cały czas przy sobie? Alex westchnęła. Najwyraźniej za głośno, bo głos obok niej zapytał:

— Nie śpisz?

— Ty też nie?

— Nie mogę zasnąć.

— Ja tak samo.

W końcu Ivan odetchnął głęboko, zrzucając swoją kołdrę na bok. Dziewczyna usłyszała kroki, a po chwili poczuła jak materac obok niej lekko się ugina, a chwilę później ręcę oplatające się wokół jej talii.

— Lepiej? — zapytał chłopak, wtulając się we włosy dziewczyny.

— Lepiej.

***
Związki na odległość są trudnee

Swoją drogą, zapomniałam o tym w poprzednim rozdziale, dziękuję za 5k wyświetleń i ponad 500 gwiazdek ❣️

Chciałam wrzucić to wcześniej, ale moja wena wyjechała na wakacje, napluła na mnie i stwierdziła, że Wyspy Kanaryjskie są ważniejsze. No cóż, ja dalej siedzę w domu.

Miłego ostatniego miesiąca wakacji 💗

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now