Rozdział 19

590 40 46
                                    

Nadszedł ten moment, kiedy jesteś szczęśliwy. Świat znów przybrał kolorowe barwy, i wydaje ci się, że najgorsze już za tobą, i nic gorszego nie może cię już spotkać. Ale jak każdy wie, pozory mylą.

W życiu każdego przychodzi taki moment. Czujesz się bezpieczny, a tak naprawdę los próbuje uśpić twoją czujność. Musimy zapamiętać raz na zawsze, że jeżeli dzień zaczął się wyjątkowo dobrze, to wszystko zepsuje się nagle i znienacka.

Pewnego wieczoru Lily została kompletnie sama. James, Syriusz, Remus i Peter odsiadywali szlaban, Evelyn i Diana zaszyły się w bibliotece, ucząc do poprawki z Obrony przed Czarną Magią, a Alex i Nina gdzieś się zapodziały.

Siedziała więc sama na dziedzińcu, obserwując zachodzące słońce, i ciesząc się ostatnimi chwilami przed ciszą nocną. Wiedziała, że dzisiaj pełnia księżyca, i najprawdopodbniej nie zobaczy się z chłopakami aż do jutrzejszego śniadania. Straszliwie ją to dobijało.

Każdego wieczora przesiadywała z James'em w pokoju wspólnym. Siedzieli przytuleni do siebie na kanapie i wpatrywali się w tańczące płomienie ognia, nie raz także słuchając kropli deszczu, uderzających o szyby okien. Może wydać się to dziwne, ale uzależniła się od tego, i perspektywa samotnego wieczoru znacznie psuła jej humor. Czasami poważnie zastanawiała się, jak kiedyś mogła bez tego żyć.

James'owi było równie trudno, jak jej. Chciał spędzać z nią każdy możliwy wieczór, ale pełnia księżyca w tym wypadku była wyjątkiem. Lily była, jest i będzie dla niego najważniejszą osobą na świecie, ale przysiągł sobie, że nigdy nie porzuci przyjaciół w potrzebie. I miał zamiar tej obietnicy dotrzymać.

O tej porze na dziedzińcu nie było żywej duszy. To jasne, że wszyscy woleli siedzieć w ciepłym zamku, i przyglądać się ostatnim promieniom słońca tylko i wyłącznie przez okno. Więc nic dziwnego, że zdziwiła się, kiedy ktoś usiadł na ławce tuż obok niej.

Był to Ślizgon (poznała po krawacie i wyhaftowanym wężu na szacie) najprawdopodobniej z siódmego roku. Miał czarne włosy, straszliwie jasną cerę, kilka widocznych piegów na nosie, a nad nimi śliczne, połyskujące w blasku księżyca szmaragdowe oczy.

- Lily Evans, tak? - zapytał niepewnie, a ona skinęła głową. - Co tu robisz tak późno?

- Potrzebowałam odpoczynku - powiedziała, poprawiając bordowo-złoty szalik. - No wiesz, od codzienności, i tak dalej. A ty jak się nazywasz? Bo nie przedstawiłeś się.

- Och, naprawdę? - zaśmiał się, uderzając otwartą dłonią w czoło. - Gapa ze mnie, wybacz. - Ivan. Ivan Moore. Jestem na siódmym roku. A ty?

- Rok młodsza - uśmiechnęła się. - Ale mnie pewnie doskonale kojarzysz.

- Tak, oczywiście - zaśmiał się, a w kącikach jego oczu pojawiły się zmarszczki. I przeurocze dołeczki w policzkach. - Nie obraź się, ale każdy, gdy słyszy "Lily Evans", od razu kojarzy cię z James'em.

- Naprawdę? - zapytała zdziwiona, a on spojrzał na nią równie zaskoczony.

- Nie wiedziałaś? Kiedy wszyscy dowiedzieli się o waszym związku, połowa dziewczyn w pokoju wspólnym zalała się łzami. Potworny widok, nie chciałabyś tego widzieć.

- Masz racje - odpowiedziała. - Stanowczo nie chciałabym.

- Wiesz - zaczął, po krótkej chwili ciszy - przyglądam ci się od jakiegoś czasu, i zakładam, że ty i James bardzo się kochacie. Widać to po sposobie, w którym się do siebie odnosicie. Jest między wami coś magicznego.

Lily uśmiechnęła się na te słowa. Rzeczywiście, było między nimi coś magicznego. Dotąd, gdy byli w związku, ani razu jakoś bardzo się nie pokłócili, małe sprzeczki wybaczali sobie po kilku sekundach. Może to kwestia ich doświadczenia. Po prostu nauczyli się najpierw myśleć, zanim coś powiedzą.

- Chyba masz rację - odpowiedziała.- Wiesz, ja i James mamy strasznie długą historię za sobą. Pełną kłótni, godzenia, nienawiści, przyjaźni, miłości. Zazdrości, kilka szlabanów. Tego wszystkiego nie dałoby się spisać nawet w książce. To wszystko nauczyło nas wielu rzeczy. Nawet kiedyś po naszej kłótni stwierdziłam, że miłość nie jest dla mnie.

- Miłość jest piękną rzeczą - stwierdził nagle, spojrzawszy jej głęboko w oczy. - Ale potrafi przynieść straszliwe skutki. Trzeba się z nią obchodzić ostrożnie, nieprawdaż? Jeden krok w niewłaściwą stronę, i niebo spada ci na głowę. Ja kiedyś myślałem, że miłość potrafi jedynie ranić. Ale czy już lepiej nie byłoby w ogóle się nie zakochiwać?

- W żadnym wypadku, Ivan - odpowiedziała od razu. - Dla mnie i Pottera miłość między nami jest odskocznią od naszych codziennych problemów. Bo choćby się waliło i paliło, to wiesz, że jest osoba, która zawsze cię wesprze, pomoże w każdej trudnej sytuacji. Będzie twoim kołem ratunkowym. Zawsze możesz na niej polegać. Poza tym, każdego dnia wstawaj z myślą, że gdzieś na świecie jest ktoś, dla kogo jesteś pierwszą myślą, gdy wstaje i ostatnią, gdy kładzie się spać. Że kogoś życie jest bez ciebie niczym. Że kogoś serce bije tylko dla ciebie. Naprawdę, niesamowite uczucie.

- To co innego Lily, kiedy ma się kogoś takiego, jak ty James'a - oznajmił, wpatrując się w swoje buty. - Bo wtedy gdy wstajesz, masz świadomość, że ktoś tylko czeka na spotkanie z tobą. Że ktoś odlicza minuty, by znów móc z tobą porozmawiać. Co innego, kiedy nie masz przy sobie kogoś takiego. I nie masz do kogo zwrócić się o jakąkolwiek pomoc.

- Jestem pewna - położyła rękę na jego ramieniu, uśmiechając się lekko - że ty kiedyś też znajdziesz kogoś, kto będzie umilał twój dzień. Bo każde serce dla kogoś bije. Bo każda łza przez kogoś płynie.

- To tekst jakiejś piosenki? - zapytał, przeczesując rękę włosy. - Chętnie posłucham.

- Tak, ale niestety nie pamiętam tytułu. Jak kiedyś sobie przypomnę, to dowiesz się o tym jako pierwszy - zaśmiała się.

Blask księżyca oświetlał ich twarze. Mieli zarumienione od zimna policzki, pojedyncze płatki śniegu we włosach. Błyszczały im oczy. Oboje przęłkneli ślinę. Jeszcze nigdy w życiu nie patrzyli tak długo drugiemu człowiekowi w oczy.

- Dziękuję, Lily - wypalił nagle.

- Za co? - zaśmiała się, uśmiechając promiennie.

- Za wszystko. Za rozmowę, za wytłumaczenie pewnych rzeczy. Możesz mi nie wierzyć, ale większość Ślizgonów nie jest zbyt skłonna do tego typu rozmów.

Niespodziewanie ją przytulił. Ona po chwili odwzajemniła uścisk, dalej nieco zdezorientowana. Czuła, że serce bije mu jak szalone. Zresztą jej też. Takie rozmowy o uczuciach żywionych przez nią do James'a wzbudzały wiele emocji i wspomnień. Nawet tych nieszczególnie szczęśliwych. Była mu wdzięczna, że miała okazję z nim porozmawiać, bo to niewątpliwie wyszło jej na dobre.

Gdyby miała świadomość, że od jakiegoś czasu pewna osoba przyglądała się jej, niezwykle zaciekawiona, w pewnością tak szeroko by się nie uśmiechała. Mimo, że widział tylko, jak ją przytula, mógł przysiąc, że dźwięk łamanego serca słychać było w Chinach.

***

Wydaje mi się, że taki inny styl dzisiaj, jak wam się podoba? 😂

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz