Rozdział 14

745 59 37
                                    

To już chyba stało się tradycją, że gdy uczniowie po przerwie świątecznej wracają do szkoły, nauczyciele twierdzą, że przecież mieli wystarczająco czasu, by odpocząć, i zaczynają cisnąć tak, że gdy wracają do pokoju wspólnego, zasypiają na siedząco.

Kiedy w piątek wszyscy świętowali w dormitoriach koniec pierwszego tygodnia i mentalnie przygotowywali się na drugi, Lily i James miło i cicho spędzali czas w pokoju wspólnym. Odrobina ciszy i spokoju z pewnością dobrze im zrobi.

Siedzieli przytuleni na kanapie przed kominkiem, zwyczajnie ciesząc się swoją obecnością. Oboje zastanawiali się, jak tak długo udało im się bez siebie wytrzymać. Świetnie się dobrali. Wspaniale jest wstawać ze świadomością, iż ktoś tylko czeka, by znów cię zobaczyć. Lekcje mijają szybciej, kiedy wiesz, że ktoś tylko odlicza minuty, by z tobą porozmawiać.

Ich miłość była dla nich terapią, której już od dawna oboje potrzebowali.

Podświadomie czekali tylko na moment, w którym pojawi się okazja do odbudowania relacji. Najgorsze było to, że przecież tak dobrze dogadywali się na pierwszym i drugim roku. Byli dziećmi. Nadal nimi są, to fakt, ale ich dusze nie mają już po pięć lat. Zaczęli myśleć rozsądniej i ostrożniej wykonywać niektóre czynności.

Gdy zaczynali się przyjaźnić, mieli po jedenaście lat, a świat wydawał im się wtedy jeszcze beztroski i piękny. To jednak mijało z wiekiem, i choć od tego czasu upłynęło ledwie pięć lat, oni czuli, jakby znali się od urodzenia. Na początku wszystko było wspaniale, jednak zepsuło się, gdy zaczęli trzeci rok.

To tak naprawdę wtedy się w niej zakochał. Już nigdy przyjaźń z nią nie sprawiała mu tyle radości, co kiedyś. To wtedy zaczął chcieć czegoś więcej, to wtedy zaczęło się zmieniać.

Wszystko było dobrze, dopóki w grę nie weszła miłość.

James zdawał sobie sprawę, że serce Lily musi trzymać mocno, bo jest tak kruche i słabe, że nawet gdy niepostrzeżenie wyślizgnie mu się z rąk, rozleci się na kilka drobnych kawałeczków. A on już nigdy nie będzie w stanie odnaleźć ich wszystkich i poskładać w całość. Wiedział, że choć może wcale nie będzie widać ran, na pewno pozostaną blizny.

Lily każdego dnia dziękowała Bogu za to, że ktoś taki jak Potter odwzajemniał jej uczucia. Był niezwykle troskliwy, opiekuńczy, miły i zabawny. Umilał jej dzień, jak tylko potrafił. Szczerze mówiąc, będąc w jego ramionach była z siebie dumna. Wiedziała, że mógł mieć każdą, ale nie każda mogła mieć jego.

Ich relacja była nie do opisania. Znali się jak łyse konie, a mimo to potrafili się zaskoczyć. Od jakiegoś czasu jednak czuli, że w szaleństwie zostali już tylko i wyłącznie we dwójkę.

Syriusz zajęty był Dianą i nienajlepszym ukrywaniem żywionych do niej uczuć. Remus całe wieczory spędzał z Evelyn w bibliotece na nauce, a Peter zaszywał się gdzieś w tajemnych przejściach i wracał do dormitorium po północy.

- Zróbmy coś - powiedział nagle James, a Lily spojrzała na niego podejrzliwie, lecz odpowiedziała:

- Jestem za. Ale co chciałbyś robić?

Okularnik spojrzał na zegar, wiszący na ścianie, a potem znów na rudowłosą, uśmiechając sie znacząco.

- Jest po ciszy nocnej - oświadczył - wymkniemy się gdzieś?

- Zwariowałeś? - zaśmiała się dziewczyna, poprawiając swoje usadowienie na kanapie. - Ostatnim razem wychodziłam gdzieś z wami na trzecim roku. Prawie nas nakryli. Nigdzie się stąd nie ruszam.

- A jeśli powiem ci, że wyjdziemy na dwór i porzucamy w siebie śnieżkami? - spojrzał na nią z nadzieją, a ona tylko westchnęła.

- Niech ci będzie. Ty idź po pelerynę, ja idę się ciepło ubrać - oznajmiła, i ruszyła do swojego dormitorium.

Piętnaście minut później oboje stali już na dworzu, opatuleni szalikami Gryffindoru. Na początku zrobili parę aniołków, później zbudowali mury, by za chwilę zacząć bitwę na śnieżki.

Byli tak szczęśliwi razem. Uwielbiali spędzać ze sobą czas, razem nawet poniedziałki były o niebo lepsze. Lily przez sześć lat uparcie twierdziła, że nie potrzebuje chłopaka i jest samowystarczalna, oraz w pojedynkę doskonale daje sobie rade. Te słowa przestały mieć dla niej całkowity sens, kiedy związała się z James'em.

James był kimś, kto umilał jej dzień, rzucał komplementami każdego ranka, a wieczorem życzył dobrej nocy. Opowiadał żarty, zapewniał zabawy dla całej grupy. Nastoletnia miłość jest najlepsza ze wszystkich, bo drugiej osobie nie zależy na twoim koncie w banku, tylko na tobie.

Leżeli na śniegu, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, słuchając szumu liści drzew i bicia własnych serc. Na dworze było zaledwie kilka stopni na minusie, ale im wystarczało tylko, że trzymali się za ręce i stykali ramionami.

- James - zaczęła Lily, przysuwając się bliżej okularnika - boję się.

- Czego, kochanie? - zaśmiał się, spoglądając na dziewczynę.

Miała roztrzepane włosy, zarumienione policzki i nos. Mimo to, gdy gwiazdy z blaskiem odbijały się w jej oczach, wydawała się najpiękniejszą dziewczyną w magicznym świecie. Była śliczna zawsze, nie ważne, jaką miała fryzurę czy jak się ubrała. Dla niego zawsze była napiękniejsza.

- Boję się, że to wszystko kiedyś się skończy - powiedziała, całą uwagę skupiając na szatynie. - Boję się, że kiedyś się pokłócimy i rozejdziemy. Boję się, że Lord Voldemort zniszczy nam życie. Że nie założę rodziny, którą tak bardzo chciałam założyć. To wszystko może skończyć się z dnia na dzień, a ja boję się, że nie dam sobie z tym rady.

Chłopak mocniej złapał dziewczynę za rękę, wzdychając, i siląc się na poważny ton.

- Nie ważne, co by się nie stało - zaczął. - Ja zawsze będę przy tobie, by otrzeć twoje łzy, jasne? Za żadne skarby nie dam cię skrzywdzić. Nie wybaczyłbym sobie tego.

- James, chciałabym w to uwierzyć, naprawdę. Ale obawiam się, że to mogą być tylko puste obietnice i słowa rzucane od tak na wiatr. Nigdy nie wiesz, co przyniesie przyszłość. Ja...

- Ale wiem, że chcę przeżyć ją z tobą - przerwał jej, a dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jakie by ono nie było.

Zapadła cisza. Nie ta niezręczna. Jedna z przyjemnych cisz, wyrażająca więcej, niż tysiąc słów. Cisza, w której ludzie powinni milczeć. Bo wtedy każde słowo jest zbędne.

- Kocham cię, Lily - wypalił nagle.

Znów ten jeden z momentów, w których serce zaczyna bić szybciej, źrenice rozszerzają się do granic możliwości, a przyjemny dreszcz przechodzi przez całe ciało. Dwa słowa, które zmieniają życie, sprawiając, że już nigdy nie będzie takie samo. To jeden z momentów, które zapamiętuje się na całe życie.

- Ja ciebie też, James.

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now