Rozdział 15

767 50 34
                                    

Kiedy ktoś powierza ci swoje serce, twoim obowiązkiem jest chronić je jak najlepiej. Kiedy ktoś obdarza cię uczuciem, musisz je pielęgnować, by nie umarło. Kiedy ktoś rzuca ci kłodę pod nogi, musi pamiętać, że sam może się o nią potknąć.

Babcia Lily zawsze powtarzała "Nigdy nie obrzucaj nikogo błotem, bo nie masz pewności, czy trafisz. Za to na pewno pobrudzisz sobie ręce". Była tak mądrą kobietą, i rudowłosa niezmiernie za nią tęskniła. Gdy zmarła, kiedy Lily była drugim roku, nie zdiagnozowano żadnej choroby, więc po prostu uznano, że zmarła ze starości.

Dzień, jak co dzień siedzieli w Wielkiej Sali, śmiejąc się, żartując i jedząc śniadanie w pierwszy dzień wolny, tuż po świętach. Lily siedziała przytulona z James'em, Diana plotła Syriuszowi małego warkoczyka, a Remus i Evelyn rozmawiali w najlepsze. Nadszedł ten czas, kiedy wszyscy byli szczęśliwi.

Nie pamiętali, kiedy ostatnio zdarzyła się taka sytuacja, by nikt nie był z nikim pokłócony i wszyscy dogadywali się tak, jak dawniej. Lily była z James'a niezmiernie dumna, bo mimo wzlotów i upadków, mimo odmówień z jej strony, mimo wszelkich przeciwności losu, nie poddał się.

Walczył o nią tak długo, że bała się, iż któregoś dnia niepostrzeżenie to zepsuje. Okularnik postawił na ich związek wszystko, nawet własne szczęście. Gotowy był wskoczyć dla niej w ogień. Nie miała pojęcia, czym sobie zasłużyła na tak wspaniałego chłopaka.

Jedynym problemem był Syriusz i Diana, oraz Remus i Evie. W drugim przypadku widać było wyraźnie, że obojgu coś do siebie ciągnie, jednak w tym pierwszym było zupełnie inaczej. Syriusz już od ponad miesiąca starał się zwrócić uwagę Diany, a ta pozostawała nieugięta i trzymała go na dystans. Tak jak Lily James'a.

Od kiedy zaczęli ze sobą chodzić, rudowłosa miała straszne wyrzuty sumienia. W Dianie widziała samą siebie, a w Syriuszu James'a. Widziała, jak odpycha od siebie starającego się o nią faceta. Najgorsze jest to, że ona nie widziała w swoim zachowaniu niczego złego.

Była ślepa, i strasznie się o to obwinia. Gdyby wcześniej nie była tak samolubna i zawzięta, być może szatyn nie musiałby tak cierpieć. Kiedy mu o tym wspominała, uparcie zaprzeczał i próbował ją przekonać, że wcale tak nie jest, ale ona swoje wiedziała.

Jeśli się na niego spojrzało, widać było przystojnego, wysportowanego chłopaka, wiecznie uśmiechniętego i miejącego w zanadrzu kilka żałosnych, ale śmiesznych żartów. Myślą tak wszyscy, którzy go nie znają.

Bo kiedy pozna się go bliżej, kiedy spędzi się z nim trochę czasu, kiedy on zdejmuje maskę nieskazitelnego, w każdym coś pęka. Dopiero wtedy mają szansę ujrzeć tego zranionego przez los chłopaka. Ze smutkiem w oczach i o posiniaczonej duszy, na którą nikt nie zwracał uwagi. Wielokrotnie chciał komuś pokazać, że nie jest taki, na jakiego wygląda, ale liczyło się tylko i wyłącznie to, co widać na pierwszy rzut oka.

Lily w jakimś stopniu była do niego podobna. Kiedy się na nią patrzyło, również widać było wiecznie uśmiechniętą, piękną i silną dziewczynę. A jednak jej serce było tak słabe, kruche i wrażliwe, że wystarczyło mocniej je dotknąć, a rozpadłoby się na kawałki.

Niestety im starszy był ten świat, tym bardziej ludzie uznawali wrażliwość za wadę. Nikt nie mówi, że jest to całkowita zaleta, ale absolutnie nie jest to wada. Było to coś pomiędzy. Coś, co powinien posiadać każdy człowiek. Tymczasem okazuję się, że wrażliwość to to samo co słabość.

Niektórzy wrażliwi uznawani są za słabych, bo często się wzruszają, dużo częściej płaczą, za łatwo wybaczają. Tak naprawdę łatwo jest manipulować i wykorzystywać takie osoby. Ale jeszcze słabsze są osoby, które to wykorzystują. Bo bawią się kosztem i uczuciami innych. Jednak za późno jest, by przemówić takim osobom do rozsądku.

Znajdują się jednak wyjątki, takie jak Alex. Wystarczy, że znajdzie się rzecz, łącząca dwie nienawidzące się osoby i porozmawiają chwilę, a wtedy ich podejście do siebie diametralnie się zmienia. To właśnie było w ludziach niesamowite.

- Słuchajcie, a gdyby tak namówić McGonagall na losowanie na spóźnione święta? - zaproponował Syriusz, kiedy wieczorem siedzieli w pokoju wspólnym.

- Jakie losowanie masz na myśli? - zapytała Lily, a Syriusz dyskretnie wskazał na siedzącą obok niego Dianę. Od razu załapała - uważam, że to świetny pomysł!

- Chwila - zaczął Peter - o jakim loosowaniu w ogóle mówimy?

- Raz na kilka lat ogranizowane są święta w szkole, podczas których następuje losowanie. Opiekun danego domu ma za zadanie wyznaczyć dwie osoby z każdego roku od trzeciego wzeyż, do sporządzenia karteczek z imionami i nazwiskami, a następnie przeprowadzić losowanie - wyjaśniła Lily. - Zazwyczaj dzieje się to właśnie w święta, ale gdyby udało nam się przekonać McGonagall...

- Słuchajcie - przerwał jej James - w przyszłym tygodniu w sobotę jest wyjście do Hogsmeade, tak? - wszyscy skinęli głowami - w takim razie z niedzielę zorganizujmy takie á la boże narodzenie, czyli to wtedy wręczymy sobie prezenty. Co wy na to?

- Jestem za! - odpowiedziała od razu Lily, a za nią inni.

- Świetny pomysł.

- Piszę się na to.

- Super, stary.

Następnego dnia grupa chłopców (James, Remus, Peter i Syriusz) oraz Lily, Diana i Evie zebrały się w gabinecie profesor McGonagall.

- To niezwykle miłe z waszej strony - powiedziała nauczycielka, uśmiechając się promiennie. - Spytajcie innych uczniów domu, a wtedy ja dam potwierdzenie.

Oczywiście większość była za, więc pomysł przeszedł. Od tego czasu McGonagall była niezwykle dumna ze swoich uczniów i chętniej rozdawała im punkty. Wszyscy nie mogli doczekać się losowania, osoby zostały wyznaczone już dawno. Osobami odpowiedzialnymi za losy na szóstym roku byli Lily i James.

Zgodzili się na to przeważnie dlatego, że dla Syriusza była to szansa. Szansa na wyznanie uczuć Dianie, szansa na podarowanie jej prezentu prawie bez okazji. Szansa na wreszcie dogadanie się ze sobą, szansa na sprostowanie niektórych sytuacji. Była to szansa na ich miłość.

Choć Syriusz nie miał pewności, że Diana coś do niego czuje, wiedział, że przeżyje wszystko, całą prawdę, jaka by ona nie była. Lily miała jednak czasami wątpliwości, czy aby jest tak silny, jak mówi.

Każdy człowiek nosi maskę. Ma swoją drugą twarz, której nie pokazuje nikomu. Drugą twarzą zazwyczaj są słabości, lęki, choroby czy inne wstydliwe dla nas rzeczy. Większość z nas jest tylko na pierwszy rzut oka zwykłymi, szczęśliwymi ludźmi, a nasza dusza jest niezwykle posiniaczona.

Szczęścia ani miłości nie da się zmierzyć żadną miarą, choć wielu by chciało. Nie istnieje taka jednostka.

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now