Rozdział 27

447 28 7
                                    

- Chciałbym - ciągnął - żebyś mi wybaczyła. Moglibyśmy zacząć wszystko od nowa i...

- Tyle, że ja nie chce zaczynać od nowa, Nathan - powiedziała, ze smutkiem patrząc, jak gaśnie powstała w oczach chłopaka iskierka nadziei - to wszystko, co powiedziałeś jest potwornie miłe i z czystym sumieniem ci wybaczam, ale nie zapomnę. Nie zapomnę, że mnie zraniłeś i że sprawiłeś, iż przez chwilę poczułam się, jakbym nic dla ciebie nie znaczyła. Mimo to podziwiam cię za odwagę i chęć przyznania mi się do twoich uczuć, ale to za wiele nie zmieni. Nigdy nie sądziłam, że w ogóle się pogodzimy, ale jak widać, nie moglibyśmy żyć wiecznie się unikając. Nie nienawidzę cię, ale nie jestem w stanie wymazać z pamięci tych przykrych chwil. Przykro mi, jeśli nie takiej odpowiedzi się spodziewałeś.

Nathan poczuł, jakby coś ścisnęło mu żołądek. Jakby wszystkie wnętrzności wywróciły się do góry nogami. Jakby jego serce przełamało się na pół, a potem rozpadało na coraz mniejsze kawałeczki. Jakby na chwilę przestał oddychać, by potem wciągnąć powietrze ze świstem. Jakby uleciały z niego wszystkie resztki szczęścia, jakie posiadał. Jakby ktoś właśnie zamknął mu drzwi przed nosem. Lecz mimo wszystko nie dał poznać po sobie, że coś poczuł. Jego wyraz twarzy znacznie złagodniał.

- Tak, rozumiem cię - skłamał - trochę uspokaja mnie fakt, że zawsze masz James'a. Masz kogoś, na kim możesz polegać. To wspaniałe uczucie, nie?

- Nie ma innych tematów do rozmowy? - zaśmiała się. - Ale dobrze. W końcu trochę tu posiedzimy zanim ktoś nas znajdzie. Tak, to jest świetnie. Wiedzieć, że ktoś zawsze wyciągnie do ciebie pomocną dłoń gdy toniesz, choć sam musiałby się trochę pomoczyć. Najlepsi ludzie to ci, do których możesz pójść o trzeciej nad ranem, a i tak otworzą ci drzwi i wpuszczą do środka, nawet jeśli otrzymają za to surową karę. Gdy poznałam trochę lepiej Alex, powiedziała mi, że zanim mnie poznała, myślała, że jestem wredna - oboje się zaśmiali - zdecydowanie wcześniej nie wiedziała, jak to jest być kochanym. Widziałam, jak bardzo zdziwiła się, kiedy Syriusz pożyczył jej swój sweter na błoniach, bo swojego zapomniała z zamku. Najwyraźniej nikt nie nauczył ją, czym jest miłość. Nawet ta do przyjaciela.

- Wiesz, trudno w naszym towarzystwie o kogoś, kto mógłby jej o niej trochę opowiedzieć - wyznał, spuszczając głowę - od kiedy pamiętam, nasza matka nigdy nie była z nas zadowolona. Zawsze znajdowała jakiś haczyk w naszych osiągnięciach, by móc cię przyczepić do byle jakiego szczegółu. Nie moglibyśmy nazwać ją złą, nie głodziła nas ani zbyt wielu rzeczy nie zabraniała, wręcz mieliśmy wszystko pod dostatkiem. Ale zdecydowanie nigdy nie spojrzała na nas z troską w oczach. Ojciec wyjechał bez zapowiedzi zanim zdążyła powiedzieć mu o ciąży, a jej rodzice sami zostali zmuszeni do małżeństwa przez swoich rodziców i jestem pewien, że ta tradycja ciągnie się od dziada pradziada. Nikt zatem przedtem sam jej nie zaznał. A ze mną Alex nawet nie chce rozmawiać. Od zawsze mnie nienawidziła. Nie wiedziałem, z jakiego powodu, ale byłem przekonany, że i tak się nie dowiem.

- Nie wyobrażam sobie życia bez choćby jednego rodzica - ze smutkiem pokręciła głową - to oni nauczyli mnie większości rzeczy. Patrzyli, jak stawiam pierwsze kroki, wypowiadam pierwsze słowa, pierwszy raz sama wyszłam do znajomych. Jak martwili się, kiedy długo nie wracałam do domu. Są niesamowitymi ludźmi, mówię ci. Stanowili dla mnie wsparcie, dopóki nie poznałam Pottera - na jej twarz wkradł się słaby uśmiech - on nauczył mnie równie wiele, co moi rodzice. Wiesz, człowiek uczy się przez całe życie, a i tak umrzemy głupi. Trochę przeraża mnie fakt, że kiedyś zabiorę do grobu wszystkie niewyjawione tajemnice niektórych ludzi, ich niespełnione marzenia, uczucia, wszystkie niewypowiedziane słowa. Boję się końca. Ale kiedy tak się zastanawiam, nie chciałabym też żyć wiecznie. To trochę bez sensu. Coś się kończy, coś się zaczyna, nie?

Gdy Torres tylko w odpowiedzi się zaśmiał, dodała:

- Dobra, to ta rozmowa nie ma sensu. Gdy nie ma tematów gadam od rzeczy, przepraszam - zaśmiała się.

- Z ciekawymi osobami można rozmawiać nawet o bzdetach - stwierdził, a Lily czuła, jak pieką ją policzki, więc odwróciła wzrok w drugą stronę. - Wiesz, kiedy myślę, że wiem o tobie wszystko, ty zawsze zaskakujesz mnie czymś nowym i zupełnie niespodziewanym. Jesteś jedną z osób, z którą rozmowy nigdy się nie znudzą, nawet, jeśli wyczerpałyby się wszystkie tematy. Nawet, kiedy nie ma o czym rozmawiać, można na siebie patrzeć. To też zawsze jest jakiś sposób rozmowy.

- Tak, oczy mówią same za siebie - przytaknęła - często bywa tak, że w tęczówkach maluję się smutek i zbierają łzy, choć usta się śmieją. Nie zawsze wszystko da się odczytać z twarzy. Mówią, że jeśli chcemy dobrze poznać człowieka, wystarczy spojrzeć mu w oczy i dowiadujemy się o nim więcej, niż z jego słów. Och, mowa ciała to większa magia od tego, co tu robimy. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

- Tak, szczególnie kiedy ktoś zawsze nosi długie rękawy czy nie rozstaje się z kilkunastoma bransoletkami, które cały czas nosi. Myślisz, że czemu ludzie ukrywają swoje problemy?

- Często większość winy leży po stronie ludzi, którzy tę osobę otaczają. Choć kilku z nich powinno zauważyć, że coś się zmieniło. Wiem, że po niektórych ludziach szczególnie nie widać, by coś się działo, choć w ich głowach szaleje huragan. Może po prostu boją się też odrzucenia? Boją się, że ktoś powie tylko "nie przesadzaj" albo "ogarnij się" i zostawi ich samych. Tak, pewnie o to chodzi.

W tym momencie brunet oparł się o drzwi tak mocno, że te otworzyły się, z trzaskiem uderzając o ścianę. Oboje podskoczyli, słysząc przeraźliwe skrzypienie, które obudziło zapewne połowę zamku. Szybko podnieśli się z ziemi, uśmiechając do siebie. Gdy Lily miała już wychodzić, Nathan złapał ją za nadgarstek i wciągnął znów do pomieszczenia.

- Evans... - zaczął niepewnie - gdyby coś się działo, a Pottera nie było w pobliżu... Wiesz, że możesz na mnie liczyć?

Rudowłosa szczerze się uśmiechnęła.

- Wiem. Ty na mnie też.

I ruszyła w stronę pokoju wspólnego Gryfonów, rzucając szybkie "dobranoc". Nathan stał jeszcze chwilę w miejscu, odprowadzając ją wzrokiem, póki nie zniknęła za zakrętem. Wkrótce sam udał się do dormitorium.



***

To musiało się tak skończyć.

Wiedziałam, że Nathan w końcu musi się nawrócić, ale już od początku nie zamierzałam robić z nich najlepszych przyjaciół. Po prostu będą kimś, z kim nie jest się blisko, ale zawsze można się do niego odezwać.

Polecam dodać opowieść do biblioteki, wtedy będziecie otrzymywać powiadomienia o nowych rozdziałach ❣

Złap mnie ~ Jily [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now