𝒊𝒗 • Spokój Wewnętrzny

898 47 18
                                    

          Stałam na placu przed Perłą już od kilku minut w kompletnej samotności, ponieważ Sensei się spóźniał na nasz pierwszy trening. Nie po to wstawałam o 6:00, żeby Wu teraz przychodził po czasie. Na szczęście słońce zaczynało już wchodzić, więc przynajmniej nie siedziałam w ciemnościach.


– Gdzie on jest?! – Warknęłam sama do siebie, opierając się plecami o statek. Moje pole widzenia przysłonił cień, więc podniosłam wzrok. – No naresz... Lloyd!

– Co tu robisz? – Zapytał chłopak tonem wypranym z emocji.

– Czekam na Wu... Miał być tu dobre pół godziny temu! – Wytłumaczyłam, gestykulując zawzięcie rękoma w irytacji.

– Czasami... zdarza mu się spóźniać – wyjaśnił, a ja zwróciłam uwagę na to, że kiedy Lloyd nie chodzi rozgniewany, to miło się z nim rozmawia.

I teraz wiem, że nie ja pierwsza wstawałam wcześnie nadaremno. Pocieszające, serio.

Zapadła cisza, ale zdecydowałam się ją przerwać:

– Więc... co ty tutaj robisz? Jest, no wiesz, wcześnie. 

Chłopak zmarszczył brwi, pewnie zastanawiając się, czy mi odpowiedzieć.

– Przyszedłem potrenować – odpowiedział zwyczajnie. Chciałam dodać „o takiej porze?”, ale ugryzłam się w język — w końcu sama tutaj stoję głupio jak jakiś kołek.

– I trochę myślałem nad tym co mi wczoraj powiedziałaś... Zgadzam się, abyś towarzyszyła mi w moich treningach. 

Otworzyłam usta z uśmiechem w pozytywnych zaskoczeniu. Jednak na to przystał! Czyli będę mogła mu pomóc wrócić do bycia starym sobą! Och, to takie wspaniałe! Czuję, że to Przeznaczenie sprawiło, że przyszłam tutaj właśnie teraz, żeby odmienić jego los! Tak, na pewno sobie poradz—

– Gapisz się, wiesz? – Lloyd przerwał moją wewnętrzną mowę motywacyjną z nutką rozbawienia w głosie. Zamrugałam szybko kilka razy, łapiąc końcówki włosów z nerwów. 

– Sorki, heheh... – Lekko się zarumieniłam, odwracając wzrok gdzieś daleko, byleby jak najdalej od oczu Lloyd’a. – To, um, kiedy chcesz zacząć?

– Równo w południe. Nawet nie myśl o spóźnianiu się – oświadczył tonem, który nie znosił sprzeciwu. Przytaknęłam kilkakrotnie. 

Kiedy odchodził, dalej za nim patrzyłam. Chyba zaczynam rozumieć, jak działa Lloyd. To źle brzmi, ale sama nie wiem jak mogłabym inaczej to ująć.

Nagle blondyn przestał iść i spojrzał na mnie przez ramię swoimi zielonymi, przenikliwymi oczami. 

– Dzięki – powiedział ledwo słyszalnie i wznowił chód jak gdyby nigdy nic.

Cofam moje wcześniejsze słowa. Dalej jest dla mnie enigmą. 

𐇵𐇵𐇵

          Sensei przyszedł po około kwadransie po mojej wymianie zdań z Zielonym Ninja. Wstałam z ziemi, idąc w jego stronę. Zła. 

– Witaj Vesper. Jak ci mija dzień? – Zapytał w pogodnym nastroju, jakby wcale nie spóźnił się o godzinę na nasz trening.

𝐌𝐢𝐬𝐭𝐫𝐳𝐲𝐧𝐢 𝐓𝐞𝐥𝐞𝐤𝐢𝐧𝐞𝐳𝐲 ✓Where stories live. Discover now