𝒙𝒗 • (Nie)obalone Obawy

592 40 39
                                    

         Rozeszliśmy się w swoje strony, szukając pozostałości po rzeczach osobistych. Nie udało mi się w zasadzie zbyt wiele odnaleźć; większość rzeczy została spalona i zniszczona.

W szafie otwartej do połowy odnalazłam sweter, podkoszulek i luźniejsze spodnie. Ku mojej uciesze nawet jakaś bielizna się ostała, więc zapakowałam ją do zapożyczonej od Nyi torby.

Część łazienkowa spłonęła, więc pozostałam bez kosmetyków. Mam nadzieję, że w okolicy domu taty znajdzie się jakiś sklep.

– Macie wszystko? – Upewnił się Cole, kiedy spotkaliśmy się ponownie.

– Brakuje tylko kosmetyków – oznajmił Lloyd, ale Cole wytłumaczył, że możemy zająć się tym już na miejscu. Przytaknęłam w zgodzie.

– A Zane...? Myślicie, że go również zabrali? – Dopytałam nieśmiało, kiedy wychodziliśmy na plac.

Cole westchnął smutno. – Pewnie tak, niestety.

Zapadła cisza, ponieważ zabrakło mi słów. Co więcej mogłabym dodać? Zawiodłam wszystkich.

Skierowałam się nad strumień, by pożegnać się z tym miejscem. Było dla mnie szczególnie ważne.

Oczami wyboraźni widziałam siebie w towarzystwie to Lloyd’a, to mojego brata czy też Wu, beztrosko korzystającą z radosnych chwil. Dodało mi to nieco komfortu mieszanego z przygnębieniem.

Patrzyłam pusto w wolno płynącą wodę. Udało mi się zobaczyć moje odbicie; blada zmęczona twarz i równie zmęczone zielone oczy. Czarne włosy w zupełnym nieładzie. Moje słabe ciało.

Jak mam pokonać Reishę? To wydaje się niemożliwe...

W żałobnym nastroju wróciłam do chłopaków i tym razem zasiadłam za Cole’m na smoku. Wiedziałam, że jego bliskość przyda mi się przed ujrzeniem taty.

Poczułam zżerający mnie od środka stres, kiedy wzbiliśmy się w powietrze. Widziałam jak pozostawiamy za sobą nasz dotychczasowy dom.

𐇵𐇵𐇵

         Podróż jednocześnie trwała dla mnie wieczność oraz minęła w mgnieniu oka. Wtulona w tył mojego brata miałam trochę czasu na dławienie się gnębiącymi myślami i ciążącymi mi na sercu uczuciami.

Poczucie winy mieszało się ze zgorzkniałym smutkiem, frustracją, niezrozumieniem, bezradnością i pragnieniem pomszczenia mych bliskich. To wszystko kłębiło się wenątrz mnie, nie pozwalając mi na jakąkolwiek regenerację. Byłam taka zmęczona, lecz wciąż nie byłam w stanie nawet zamknąć w spokoju oczu — w wyobraźni od razu pojawiały się te nękające mnie koszmary codzienności.

Przynajmniej niebo się rozpogodziło, ułatwiając nam warunki do lotu. Zdawało się to być w naszej sytuacji jedynym malutkim plusikiem.

Poczułam jak lądujemy. Chłodne słońce oświetlało smutne uliczki, które tak dobrze znałam. Wspomnienia z dzieciństwa uderzyły we mnie jak fala tsunami, przez co przełknęłam ślinę w nerwach.

Nie byłam jeszcze gotowa, by się tu pojawić. Wizja konfrontacji z ojcem, który mnie zostawił, wcale nie brzmiała przekonująco. A była wręcz tragiczna, mówiąc klarowniej.

𝐌𝐢𝐬𝐭𝐫𝐳𝐲𝐧𝐢 𝐓𝐞𝐥𝐞𝐤𝐢𝐧𝐞𝐳𝐲 ✓حيث تعيش القصص. اكتشف الآن