𝒙𝒗𝒊 • Realne Lęki

552 37 29
                                    

          Następnego ranka zbudziły mnie ciepłe promienie słońca, które przedzierały się przez niestarannie zasunięte zasłony. Uchyliłam powieki, a jedną z dłoni zanurzyłam we włosach na czubku głowy.

Moje usta opuściło niegłośne ziewnięcie, kiedy podpierając się na łokciach usiadłam. Potrzebowałam chwili na rozbudzenie, aby zdarzenia z poprzedniego dnia do mnie dotarły.

Jestem w domu taty.

To takie... nierealne. Powinnam to już do siebie przyjąć, jednak wciąż nie potrafię. Do tego nieswojo mi z myślą, że znów się spotkaliśmy — po tym, jak się mnie pozbył.

Materac po mojej prawej ugiął się, co wypędziło mnie z myśli. Kierując w tamtą stronę swą głowę, przypomniałam sobie jescze jeden szczegół.

Lloyd...

Moja twarz natychmiast zrobiła się cała czerwona. Miałam ochotę zbesztać samą siebie za taką reakcję — przecież to nic dziwnego, że dwójka przyjaciół śpi w jednym łóżku! Zwłaszcza po takich traumatycznych przeżyciach.

Mimo prób racjonalnego tłumaczenia sobie naszego położenia, nie mogłam powstrzymać przyjrzenia się mu dokładniej. Rzadko miewałam takie okazje...

Po kolei oglądałam jego lśniące i zadbane blond włosy, blade lico posypane małym dodatkiem ledwo widocznych piegów na mniejszym nosie oraz cienkie usta, które nie wyróżniały się na tle reszty buzi. Czułam, że podoba mi się to arcydzieło leżące przy mnie.

Trudno było mi to przyjąć w spokoju, jednakże... ciepło rozlewające się w mej piersi mówiło samo za siebie. Moje zauroczenie rosło w siłę z każdym dniem.

Wtedy drzwi do pokoju otworzyły się z cichym skrzypnięciem staroci, a moim oczom ukazał się Cole.

– ...Co robisz w jednym łóżku z Lloyd’em, Ves? – Zapytał podejrzliwie, unosząc jedną z brew w górę. Uśmiechnęłam się nerwowo, łapiąc za kosmyk swoich włosów.

– Miałam koszmary, więc tu przyszłam – przyznałam speszona, na co oblicze Cole’a zmieniło się na mieszankę współczucia ze zrozumieniem.

– Możemy potem o tym pogadać – zaoferował z małym uśmiechem, który odwzajemniłam wraz z przytaknięciem. – Obudź Lloyd’a, śniadanie jest prawie gotowe.

Mój brat pozostawił drzwi przymknięte, ale uprzednio jeszcze puścił mi znaczące oczko. Miałam wrażenie, że moja twarz stanęła w płomieniach — to nie był odpowiedni moment na droczenie się!

Zbyłam doczepki Cole’a i odwróciłam się z powrotem w stronę Lloyd’a. Ciekawe, że kiedy ja weszłam w nocy, to od razu zerwał się na nogi, a teraz śpi jak małe dziecko. A może sam też nie spał? Lub to po prostu umiejętności mojego brata w zakradaniu się...?

– Hej, Lloyd – zaczęłam nie za głośno, kładąc dłoń na jego przedramieniu. Próbowałam nie ulegać myśli o tym, jak umięśniony jest (o jeju, jakież to robiło na mnie wrażenie!). – Lloyd...

Po chwili delikatnego potrząsania nim, chłopak obudził się. Wymamrotał coś bliżej niezrozumiałego, a ja poinformowałam go o śniadaniu. Pokiwał głową i postanowiłam uciec z miejsca zdarzenia, bo blondyn wydawał mi się aż zbyt uroczy.

𐇵𐇵𐇵

          Kończyłam zmywać naczynia, kiedy do kuchni wszedł Zielony Ninja. Pewnie bym go nie zauważyła, gdyby nie stanął tuż obok mnie.

– Kiedy skończysz? – Spytał od razu, nachylając się nade mną. Odłożyłam starannie wymyty talerz na suszarkę i zabrałam się za kolejny.

– Zaraz. A co tam?

𝐌𝐢𝐬𝐭𝐫𝐳𝐲𝐧𝐢 𝐓𝐞𝐥𝐞𝐤𝐢𝐧𝐞𝐳𝐲 ✓Where stories live. Discover now