𝒊𝒙 • Trening, Trening, Trening...

712 37 14
                                    

            Częściowo akceptując moje nowe powołanie, zaczęliśmy dalej kontemplować nad samą istotą Reishy. Kim ona jest? Skąd pochodzi? Jaka jest jej historia?

Jedyny wniosek, do jakiego udało nam się dotrzeć jest taki, że prawdopodobnie jest jedną ze Zmiennokształtnych. Były to postacie niebezpieczne, ponieważ wystarczyła część DNA — ślina, włos, skóra — by upodobnić się do drugiego organizmu.

Ich żądza władzy była tak wielka, a ich siła na tyle potężna, że lud wspólnie postanowił ich uciszyć, wybijając każdego z nich. Od wielu, wielu lat nie było ani śladu po rodzie Zmiennokształtnych, ale może jakimś cudem ktoś przeżył...

Tym kimś miała być Reisha, w której żyłach płynęła teraz chęć odwetu. Zemsta na Władcach Żywiołów, którzy odebrali jej całą rodzinę — taka była nasza teoria. Nie wiedziałam tylko, czemu przepowiednia dotyczy tylko mnie, ale nie podnosiłam więcej tego tematu.

– Vesper. Skup się na treningu – zarządził ostro Wu, kiedy ponownie odpłynęłam. Pomimo tego, że był już kolejny dzień i emocje powinny zasadniczo opaść, ja i tak ciągle chodziłam z głową w chmurach.

– Już... Przepraszam – odpowiedziałam cicho, wzdychając. Kątem oka widziałam resztę Ninja, którzy ćwiczyli wspólnie. Nie było jedynie z nimi Lloyd’a, lecz nie chciałam teraz o nim myśleć.

Jeszcze bym się rozkojarzyła...

Wu tłumaczył mi wszystko na temat walki wręcz, jako że to również ważna część bitwy — nie liczyły się tylko moce. Dawał mi różne porady, poprawiał mnie oraz pokazał kilka innych ruchów, które mogły mi się przydać.

Nie szło mi aż tak beznadziejnie, jak myślałam, że będzie. Oczywiście, nie byłam w niesamowitej formie, bo jednak byłam tu ledwo powyżej dwóch tygodni, ale naprawdę nie było aż tak źle.

– Na dzisiaj koniec – oświadczył, gdy słońce już zachodziło. Padłam zmęczona na ziemię, czując jak głód daje o sobie znać. Nie miałam dziś za dużo przerw, więc w zasadzie zjadłam jedynie jakiś marny owoc...

– Tylko nie zaśnij. – Usłyszałam nad sobą znajomy głos. Otworzyłam oczy, by zobaczyć zielone tęczówki wpatrujące się we mnie.

– Lloyd. – Uśmiechnęłam się na widok chłopaka, a moje serce zalała ulga. Normalnie się do mnie odzywał; nie był zły. – Nie zasnę, spokojnie. Tylko... tak sobie odpoczywam.

– Wstawaj. – Wyciągnął w moją stronę rękę. Przyjęłam ją i po chwili stałam już na nogach. – Musisz być głodna, nie?

– Tak, chętnie zjadłabym jakiś ciepły posiłek – zgodziłam się, rozmarzona. – Zrobię sobie coś na szybko.

Lloyd nic mi nie odpowiedział, więc między nami zapadła cisza. Nie wiedziałam za bardzo, o czym mogliśmy rozmawiać, więc po prostu stąpałam przed siebie.

– Przepraszam – powiedział nagle. Stanęłam, patrząc na niego pytająco i unosząc jedną brew. – Nie chciałem się na ciebie tak wczoraj unosić... Zdaję sobie sprawę, że nie chciałaś nikogo martwić.

– Nie przejmuj się tym, miałeś prawo być na mnie zły – stwierdziłam z małym westchnięciem. – Ale to nauczyło mnie, żeby dzielić się z innymi takimi spostrzeżeniami.

𝐌𝐢𝐬𝐭𝐫𝐳𝐲𝐧𝐢 𝐓𝐞𝐥𝐞𝐤𝐢𝐧𝐞𝐳𝐲 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz