𝒙𝒊 • Zbliżenia

744 47 16
                                    

          Mijał już drugi tydzień odkąd Reisha nie atakowała. Nie było po niej śladu, milczała i ukrywała się w cieniu. Korzystając z tego, trenowałam codziennie po kilka godzin i udało mi się mniej-więcej opanować Spinjitzu.

To było niesamowite uczucie. Świat dookoła wydawał się spowalniać, a ja popadałam w manię obracania się i zadawania ciosów. Jego kolor był liliowy, zupełnie jak nowy strój, który Wu zdążył dla mnie zamówić nim odszedł.

Lloyd również podarował mi mój własny miecz i od czasu do czasu pomagał mi go opanować. Byłam wdzięczna za każdą pomoc, jaką Ninja mi dostarczali.

Frustracja jednak sięgała zenitu, kiedy moja Telekineza nie chciała współpracować, tak jak teraz.

Westchnęłam ociężale, zatapiając spojrzenie w płynącej wodzie. To miejsce dawało mi poczucie spokoju. Mogłam się tu prawdziwie skupić i się doskonalić.

Najczęściej bywałam tu sama, więc powszechnym odgłosem była cisza. Jedyny dźwięk to szum wody, ale to tylko dodawało atmosfery i uroku.

Zamknęłam na moment oczy, dając im odpocząć. Słońce było aktualnie moim największym wrogiem, gdyż świeciło nieustannie oraz bardzo, bardzo intensywnie.

Otworzyłam powieki i zmęczonym wzrokiem spojrzałam na głaz, który nieusilnie starałam się unieść. Skierowałam dłoń w jego stronę, wysilając się, by nad nim zawładnąć.

Zauważyłam, że dookoła rzeczy, na których używam Telekinezy, pojawia się mała, prawie niewidoczna, fioletowa powłoka.

Powoli zaczęłam przejmować kontrolę nad głazem, a wspomniana powłoka pojawiła się. Z wielkim oporem podnosiłam rękę stopniowo do góry. Skała pomału wynurzyła się z wody, ku mojej uciesze.

To jednak szybko minęło, a ja poczułam, że tracę nad nim kontrolę. Dołożyłam więc drugą rękę, bym była silniejsza. Z trudem przeniosłam kamień na brzeg strumienia i odłożyłam go z hukiem.

Oparłam się o moje kolana; to wyssało ze mnie większość energii. Musiałam ćwiczyć więcej, bym mogła przenosić takie lub nawet cięższe rzeczy bez problemu.

Wciąż jestem za słaba.

– Nie najgorzej. – Usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos. Odwróciłam głowę w stronę Lloyd’a, który mi się przyglądał. Ostatnio zachowywał się wobec mnie trochę inaczej; raz był odległy, a potem zaś nie odstępował mnie na krok.

Jakby bił się z własnymi myślami.

– Ale dalej nie wystarczająco dobrze – odpowiedziałam, decydując się zasiąść na trawie. Skoro Lloyd już przyszedł na rozmowę, to wykorzystam to na krótką przerwę.

– Nikomu nie wyszło za pierwszym razem – oznajmił w próbie pocieszenia, siadając ze skrzyżowanymi nogami tuż obok mnie.

– Wiem... – Zasłoniłam twarz dłońmi, opierając na nich głowę. Przymknęłam zmęczone oczy, czując, jak gorąc uprzykrza mi funkcjonowanie.

Wtedy poczułam ciepłą dłoń na moich, a wkrótce wisiały one bezwładnie, ściągnięte przez Lloyd’a. Uśmiechał się delikatnie w moją stronę.

Mimowolnie się zarumieniłam i popatrzyłam na niego pytająco. Umyślnie ignorowałam szybkie bicie mojego serca, które nie pomagało podczas tej temperatury powietrza.

– Dasz sobie radę. Z każdym dniem robisz widoczny progres.

– Dziękuję. – Odwzajemniłam uśmiech, odpływając wzrokiem na niebo. Chmury leniwie się po nim przesuwały, ale niestety omijały słońce szerokim łukiem. · Jak myślisz, co się dzieje z Reishą?

𝐌𝐢𝐬𝐭𝐫𝐳𝐲𝐧𝐢 𝐓𝐞𝐥𝐞𝐤𝐢𝐧𝐞𝐳𝐲 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz