𝒙𝒗𝒊𝒊 • Huragany Emocji

526 35 20
                                    

          Scenariusz znowu się powtarza. Nie byłam w stanie zatrzymać Reishy, ani nikogo obronić. Jak mogłam aż tak zawalić?

Lloyd przytulał mnie już nie wiem ile czasu, ale dzięki temu udało mi się uspokoić. Jego zapach działał na mnie kojąco, co było przydatne w tej chwili. Wiedziałam, że nie mogłam być miękka.

- Weźmy rzeczy. Musimy się stąd wynieść - powiedziałam, wyswobodzając się z uścisku chłopaka. Odeszłam na kilka kroków, widząc jego cierpiące spojrzenie.

- Gdzie się podziejemy...? Vesper, czy ty-

- Tak - przerwałam mu. Westchnęłam, co było jedynym odgłosem w tym opustoszałym domu. - Wrócimy do moich rodziców.

- Jesteś pewna...? - Dopytał chłopak, zbliżając się do mnie. Odwróciłam głowę na bok, sama siebie obejmując.

- Musimy. Co innego możemy zrobić, skoro mamy deszczową porę? - Dopytałam bezradnie. - Też nie chcę tego robić. Wiem, że możemy ich narazić.

- O to się nie martw; tym razem zadbamy o to, by być na miejscu cały czas - wtrącił prędko Lloyd, gestem dłoni potwierdzając swe słowa. - Dopóki nie będziesz gotowa, aby zmierzyć się z Reishą, zabunkrujemy się w domu.

Pokiwałam głową, jednak... wciąż miałam wątpliwości w sercu. Co, jeżeli rodzice mnie nie przyjmą? Nie będą chcieli mnie widzieć?

- Hej, Ves... - Chłopak znów zainicjował kontakt fizyczny. - Głowa do góry. Wszystko na pewno jakoś się rozwiąże...

- ...Pójdę po moje rzeczy - powiedziałam twardo, nie będąc w stanie znieść tego optymizmu. Nie rozumiałam tego.

Wiedziałam, że mogę być zbyt ostra dla Lloyd'a, ale jak zwykle dawałam ponieść się emocjom. Pewnie patrzył za mną skrzywdzonym wzrokiem, nie wiedząc, co począć...

Górne piętro domu było mniej zruinowane, niż parter. Tata i Cole pewnie byli właśnie tam, dlatego. To zabrzmi źle, jednak wyszło nam to na dobre; będą mniejsze ubtyki w naszych rzeczach prywatnych.

Po wejściu do mojsgo pokou słyszałam, jak Lloyd idzie do pokoju gościnnego. Tego pokoju, gdzie jeszcze rano obudziłam się tuż obok niego, myśląc, że jestem bezpieczna.

Och, cóż to było za złudzenie...

Mój nierozpakowany plecak był cały i zdrowy, na szczęście. Dopakowałam tam kilka możliwie przydatnych rzeczy i skierowałam się do łazienki. Przechodząc, zajrzałam potajemnie do pokoju Lloyd'a. Zdawał się w głębokim zamyśleniu patrzeć na zdjęcie w ramce.

Nie wiem, co tam było, ale zakładam, że pozostali Ninja. Oboje zostaliśmy pozbawieni już niemalże wszystkiego.

Reisha...

Samo wspomnienie jej wywoływało we mnie złość. Obkręciłam się na pięcie i weszłam do łazienki, skąd zabrałam moje kosmetyki. Spojrzałam w lustro; nie pasował mi taki wyraz twarzy. Pełen nienawiści.

Nie czułam się sobą. To takie dziwne, bycie wepchniętą w taki świat walk, przepowiedni i życia na krawędzi. Nie dla mnie. Gdybym mogła, cofnęłabym czas. Zostałabym w domu, nie próbując rozwinąć Telekinezy i odnaleźć Cole'a. Na co mi to?

𝐌𝐢𝐬𝐭𝐫𝐳𝐲𝐧𝐢 𝐓𝐞𝐥𝐞𝐤𝐢𝐧𝐞𝐳𝐲 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz