Zwierzęcy instynkt

1.8K 81 118
                                    

* * * 
Hermiona 

Było jej dobrze. Naprawdę dobrze. Pierwszy raz od dobrych kilku miesięcy.

Nie wiedziała, czy to zasługa procentów, które krążyły w jej żyłach czy tego, że szła ulicami uśpionego Londynu w samym środku nocy z nieziemsko przystojnym facetem u boku.

– Ale piękne – westchnęła, patrząc w niebo, które, chociaż trudno było dostrzec, usłane było gwiazdami. Zapowiadał się kolejny upalny dzień, jednak teraz obleczone tylko w krótką sukienkę ciało owiewał delikatny, przyjemny wietrzyk. – Dawno nie patrzyłam w niebo – dodała, opuszczając wzrok, by odpowiednio postawić nagą stopę na kamiennym murku, po którym stąpała.

Zachwiała się lekko, jednak w ostatniej chwili złapała równowagę, co w jej stanie było wyczynem na miarę wygranej Mistrzostw Świata w Quidditchu. Parsknęła śmiechem, znów stawiając stopę przed sobą, a jej ciało kolejny raz zachybotało się na boki.

– Chyba jestem pijana – zachichotała, przyciskając do ust wolną dłoń. W drugiej trzymała swoje kosmicznie wysokie szpilki, które z niesamowitą ulgą zdjęła jakieś dziesięć minut temu.

– Nie da się ukryć – usłyszała lekko drwiący, ale przyjazny głos Caleba. Chłopak szedł obok niej, ale po chodniku i była pewna, że gdyby się przechyliła, zaraz by ją złapał, chociaż wcale nie wyglądał na kogoś, kto czeka, by uratować ją kolejny raz z opresji.

Merlinie, czemu musiał być tak piekielnie przystojny, gdy ona była tak cholernie wstawiona?

Szedł z dłońmi wciśniętymi w kieszenie szortów, ze wzrokiem utkwionym przed sobą i włosami, którymi bawił się wiatr, co rusz narzucając mu na oczy.

– To powiesz mi, skąd wziąłeś się... w klubie?

– A odpowiesz w końcu, kim był ten facet?

Chyba była już w takim stanie, że miała kompletnie gdzieś, o czym i komu mówi.

– To mój były chłopak – powiedziała dość radośnie, zwarzywszy, jak bardzo nienawidziła Dołohowa.

– Twój były chłopak? – Coleman przystanął i odwrócił się w jej stronę. Zachwiała się, ale jego ciepła dłoń chwyciła jej nadgarstek, dzięki czemu odzyskała równowagę. Stanęła prosto... znaczy, tak prosto, jak pozwalały procenty krążące w żyłach i uśmiechnęła się.

– No tak. Wiesz, to taki ktoś, z kim się całuje, spędza czas i takie tam.

– Mała, bardzo wiem, co oznacza „chłopak". Dziwi mnie to, jak cię potraktował.

Przekrzywiła głowę.

– No... to w końcu mój były, więc... powiedzmy, że rozstaliśmy się w dość niemiłej atmosferze.

W świetle ulicznych lamp Coleman wyglądał jeszcze bardziej zachwycająco... można było powiedzieć, że mrocznie.

Znów ruszyli przed siebie. Zdała sobie sprawę, że stawianie kroków idzie jej coraz gorzej. Za chwilę się wypieprzy na chodnik. Wypieprzy się i obije sobie kościsty tyłek, ale co jej z życia pozostało oprócz ryzykowania złamania nogi?

– A ten drugi? Malfoy, tak?

Przystanęła, jednak się nie obróciła.

– To ktoś, o kim nie warto mówić – szepnęła, czując, jak dobry humor zaczyna opuszczać jej ciało. – I proszę, nie wracajmy już do tego, co stało się w klubie. Chcę się cieszyć tym, co jest teraz i tutaj.

Zlecenie 2 / DramioneWhere stories live. Discover now