Tak, Panie

1.5K 72 65
                                    

* * * 
Draco 

Gdy masywne czarne drzwi uchyliły się nieco i zobaczył w nich głowę swojego asystenta, nie był wcale zaskoczony.

- Panie Malfoy, przyszli. – Mężczyzna wydawał się jeszcze bledszy niż zwykle, czemu się nie dziwił. Jego goście nie byli kimś, kogo chce się zobaczyć kiedykolwiek na własne oczy.

Odsunął dokumenty, które podpisywał chyba już po raz setny. Ile kartek może mieć pieprzona lista płac? Swoją drogą nie spodziewał się, że ojciec zatrudnił aż tylu mugolskich adwokatów. Z tego, co pamiętał, chciał, aby firma była czysta od ludzi tego pokroju, a tu proszę.

- Dzięki, Viktor – mruknął do czekającego na jakikolwiek znak asystenta. 

Hall był od niego starszy o sześć lat i wcześniej był chłopcem na posyłki Lucjusza. Nie zdziwił się, gdy mężczyzna o przydługich płowych włosach przyjął z ulgą, że właściciel kancelarii się zmienił.

Zamknął teczkę, która zawierała rozpiskę pensji pracowników i wstał zza biurka, w chwili, gdy mahoniowe drzwi otworzyły się po raz drugi, jednak z większym rozmachem, waląc skrzydłem o ścianę.

Nawet nie drgnął, gdy huk wypełnił spore pomieszczenie, a jego oczom ukazał się Czarny Pan we własnej żylastej, obrzydliwej osobie.

- Masz szczęście, Draco, że za bardzo cenię współpracę z tobą, więc przymknę oko, na to, że kazałeś mi czekać. – Nawet nie zająknął się o towarzyszących mu mężczyznach. 

Za jego plecami zobaczył dumnie wyprostowanych facetów o kruczoczarnych włosach i bezdennie ciemnych oczach, które wypełniała dziwna pustka. 

Nie dziwił się widokiem swojego byłego przyjaciela i jego wuja. Wiedział, że Alexander dwa tygodnie temu został naznaczony tym samym znakiem, które widniało na jego lewym przedramieniu. 

Alex stał się dosłownie ulubieńcem Czarnego Pana, wykonując jego wszystkie rozkazy bez zająknięcia. Ba! Podobno robił to z dziwnym, szaleńczym uśmiechem na ustach. 

 Zabójstwa, tortury, gwałty.

Wszystko, o co tylko poprosił stojący przed nim mężczyzna w czarnym płaszczu.

Potwór w ludzkiej zdeformowanej skórze.

Do dzisiaj nie mógł odgadnąć czy Dołohow odzyskał pamięć i umiał tak dobrze się z tym kryć, czy jego dusza po prostu doszczętnie zgniła przez to, że z jego umysłu zostały wymazane wszystkie szczęśliwe chwile, które robiły z niego normalnego człowieka.

Zgniła, bo zabrakło w jego życiu Granger.

Sam bez niej czuł, jakby jakaś czarna paskudna masa zaczynała wdzierać się w jego ciało i powoli pożerała to, co myślał, że jednak jest w nim dobre.

- Wybacz, Panie. – Skłonił się, po czym wyprostował się i spojrzał Voldemortowi prosto w oczy.

Pamiętał, że Mistrz nie lubił tchórzostwa. Tępił je wśród swoich podwładnych prostą Avadą Kedavrą. Przecież jego armia nie mogła trząść się ze strachu.

- Dobra, nie przyszedłem po to, byś się przede mną płaszczył, Draco. – Czarny Pan rozejrzał się po pomieszczeniu, po czy opadł na jeden ze skórzanych czarnych foteli. – Chyba wiesz, po co tu jestem?

- Wiem – odpowiedział, po czym sięgnął do szuflady i wyciągnął teczkę z napisem „Zlecenie".

Otworzył ją i szybko przerzucił zawartość, patrząc, czy wszystko było na swoim miejscu. Zdjęcia, dokumenty na nowe nazwisko, zaświadczenie, że osoba zniknie ze wszystkich istniejących kartotek, spisów i archiwów.

Zlecenie 2 / DramioneWhere stories live. Discover now