Katherina

1.7K 78 166
                                    

* * *
Hermiona


Od miesięcy udawała kogoś, kim nie była. Dokładnie od tamtego pieprzonego wieczoru w dormitorium Ślizgona. Właśnie wtedy, Hermiona, którą wszyscy znali zniknęła, tak jakby Obliviate rzucone na blondyna wyssało z niej część duszy.

A może naprawdę tak było?

Opuściła wzrok na trzymany w dłoniach kubek wystygłej, czarnej jak smoła kawy. Przepłakała pół nocy, by w końcu dojść do wniosku, że i tak nie zaśnie, więc zeszła na dół i od dwóch godzin siedziała przy tym cholernym stole, patrząc, jak wschodzi słońce, oświetlając ich piękny ogród i odbijając swoje nieśmiałe promienie w krystalicznie czystej wodzie basenu.

Napój bogów, który zawsze stawiał ją na nogi, teraz zamienił się w obrzydliwie zimną ciecz. Nawet nie wsypała cukru i nie wiedziała, czy to dlatego, że zapomniała, czy dlatego, że chciała się do końca skatować koszmarnym gorzkim smakiem.

W wypełnionym po brzegi kubku na czarnej powierzchni zobaczyła swoje odbicie. Oczy nie były już zaczerwienione a nos spuchnięty. Nie płakała od chwili, gdy tu przyszła. Miała wrażenie, jakby wylała ocean łez nad pieprzoną przeszłością, nad swoim cholernym sercem, które zostało w tym pierdolonym dormitorium i była pewna, że już dawno zgniło wdeptane w zimną podłogę lochów.

Harry i Lilith siłą przyprowadzili ją z imprezy do domu. Nie robili jej wykładów, tylko prosili, by była ostrożna, bo przecież Malfoy wyraźnie napisał w liście, że ma trzymać się od niego z daleka, bo ją zniszczy, skrzywdzi...

A może właśnie chciała być skrzywdzona?

Tylko po to, by znów poczuć to pieprzone bicie serca. Chociaż przez moment. Chciała zaznać namiastki tego, co było kiedyś, nawet jeśli miało się okazać podłym zagraniem dawnego Malfoya. Nawet jeśli po raz kolejny miał wbić swoją szczupłą dłoń w jej pierś i wyszarpnąć resztki jej duszy.

Kochała go tak mocno, że była pewna, że nigdy się z niego nie wyleczy, a teraz ma wraz z nimi uczestniczyć w planie Ministerstwa.

Albo ktoś na górze jej nie cierpiał, albo postanowił sprawdzić jej wytrzymałość psychiczną.

Dotyk blondyna, wtedy, gdy ją złapał... był jak uderzenie elektrycznego bata. Bolało, cholernie bolało, ale chciała więcej i więcej.

Mogłaby zostać w jego ramionach na wieki, chociaż jej nienawidził.

To było skrajnie chore.

Uniosła głowę, odrywając wzrok od swojego ponurego odbicia i zamrugała oczami, próbując odegnać zdradzieckie łzy, które znów postanowiły dać o sobie znać.

- Tu jesteś! Jak się cieszę, że w końcu cię znalazłam!

Skierowała wzrok na schody, po których zbiegała właśnie żeńska połowa Colemanów. Dziewczyna wyglądała tak radośnie, że aż ścisnęło ją w żołądku.

Przywołała na twarz uśmiech, gdy szatynka opadła na jedno z krzeseł i chwyciła dzbanek z kawą, by nalać sporą porcję do jednej z filiżanek.

- Jeśli za chwilę czegoś nie wypiję, to chyba wyschnę na wiór. Mam wrażenie, jakbym była mumią.

- Jeśli chcesz ciepłą, to musisz podgrzać. Ta wystygła dawno temu.

- Lubię zimną. W upalne dni piję tylko taką. - Chwyciła naczynie w obie dłonie. - Od dawna nie śpisz?

- Kilka godzin - mruknęła.

- Kac?

Pokręciła głową. Nie miała kaca i to tylko dzięki pomocy Malfoya. O ironio, jakie to było beznadziejne. Pieprzony Malfoy po raz kolejny uratował jej szlamowatą osobę, ale byłą pewna, że tylko po to, by odbić sobie ten ratunek w perfidny, wredny, oślizgły sposób.

Zlecenie 2 / DramioneWhere stories live. Discover now