Wolę umrzeć...

1.4K 71 74
                                    

Fragment dla ludzi o trochę mocniejszych nerwach... 

* * * 

Hermiona 

– Proszę, nie! – Wysunęła ręce przed siebie, próbując zatrzymać sunącego na nią mężczyznę. Jednak szczupłe ramiona nie były dla niego przeszkodą. Chwycił jej nadgarstki, zakleszczając w jednej dłoni. Przywieszki na bransoletce boleśnie wbiły jej się w skórę.

– Nie każ mi, kurwa, używać, magii, Granger!

– Nie, nie chcesz tego zrobić – szeptała, przez łzy, chcąc przekonać samą siebie. – Nie zrobisz tego.

– Skąd możesz wiedzieć, co chcę, a czego nie? – Szarpnął ręką, sprawiając, że przylgnęła do jego napiętego, umięśnionego ciała. Żółć napłynęła jej do gardła. Szybko przełknęła ślinę. Ostatnie czego teraz chciała to zwymiotować.

Przekręciła głowę, nie mogąc znieść gorącego oddechu na twarzy. Gorąco buchające od bruneta było nienaturalne, jakby coś jeszcze napędzało go oprócz pożądania.

Myśli kotłowały się w jej głowie, gdy próbowała wymyślić, jak wybrnąć z tej kurewsko beznadziejnej sytuacji. 

Wystarczyło kilka sekund, by dojść do wniosku, że jest stracona. Na nic się zdadzą umiejętności walki, gdy za drzwiami od razu zostanie zatrzymana przez innych Śmierciożerców. Wiedziała, że opór pomoże jej co najwyżej przez kilka minut, a potem Dołohow i tak dostanie to, czego chce.

Po dobroci lub nie.

– Zrób to szybko. – Zamknęła oczy i opuściła ramiona, dając mężczyźnie do zrozumienia, że odpuszcza. – Zrób to.

Jęknęła z bólu, gdy chwycił jej twarz w dłoń, mocno ściskając szczękę i obracając w swoją stronę. Bezdennie czarne oczy patrzyły na nią z rozbawieniem wymieszanym z czymś, czego nie mogła zidentyfikować. Źrenice dosłownie stopiły się w jedność z tęczówkami, ale była pewna, że są nienaturalnie powiększone.

– Nie. – Pokręcił głową, poluźniając chwyt. – Myślisz, że twoja uległość jest podniecająca? Wolę, gdy walczysz w obronie tego, co bez wahania dawałaś mojemu przyjacielowi. I to kilka razy. No dalej. Krzycz, błagaj, walcz, do kurwy!

Skąpa zawartość żołądka znów podjechała do góry, stając gdzieś w okolicy gardła.

Łzy płynęły po policzkach, próbując złagodzić ten potworny strach, to zwierzęce przerażenie.

Kim był człowiek, który przed nią stał? 

Gdzie podział się chłopak, który tulił ją w swoich ramionach? 

Gdzie był ten, który rozśmieszał ją, był oparciem, przystanią bezpieczeństwa i zaufania?

– Kim jesteś? – szepnęła, przełykając kolejną łzę, która wślizgnęła się przez uchylone usta. – Co się z tobą stało?

– Ja? – Chwycił jeden z kosmyków, które przykleiły jej się do spoconej skóry policzka. – Jestem kimś, kogo stworzyliście.

– Nie – pokręciła głową, sprawiając, że włosy wyślizgnęły się spomiędzy palców bruneta. – Ty już taki byłeś, tylko potrzebowałeś impulsu, by być sobą. Prawdziwym sobą. Jesteś potworem.

Krzyknęła, gdy dłoń Dołohowa z całej siły walnęła w ścianę obok jej głowy. Zamknęła oczy, próbując uspokoić szaleńcze bicie serca.

Zlecenie 2 / Dramioneजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें