Rozdział 52. Nie siej paniki.

3.9K 150 51
                                    


Nataly


Pakowałam ostatnie rzeczy do walizki. Nasz wyjazd zbliżał się wielkimi krokami, co ani trochę mi się nie podobało. Byłam negatywnie nastawiona do latania samolotami. Po prostu wolałam czuć grunt pod nogami. Ojciec dobrze o tym wiedział, ale nie zgodził się abym pokonała ten dystans samochodem. Głównym powodem był czas, którego już nie mieliśmy i oczywiście obawa, że sama nie dam rady przejechać tyle kilometrów w jednym kawałku. Co było śmieszne, bo byłam całkiem niezłym kierowcą, ale postawił mi ultimatum i nie miałam innego wyjścia.

Jak dzisiaj zginę, będę nawiedzać wszystkich, których znałam za życia. Z takim postanowieniem zeszłam na parter, co minimalnie poprawiło mi humor.

Tata z Alexem pakowali bagaże do samochodu. Dołączyłam do nich z nietęgą miną.

- Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony blondyn.

- Tak, tylko nie przepadam za tym środkiem transportu. Świadomość, że w każdej chwili ta latająca puszka może spaść i roztrzaskać się o ziemię, nie napawa optymizmem. - skrzywiłam się. Momentalnie wyobraźnia podsunęła mi wizję katastrofy lotniczej, widzianej ostatnio w wiadomościach.

- Kiedy tak to przedstawisz, to prawda, nieszczególnie. - wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. - Jednak w stanie Kalifornia, większe prawdopodobieństwo jest, że ktoś Cię zastrzeli aniżeli zginiesz w powietrzu.

- Świetnie, od razu mi lepiej! - powiedziałam z udawanym entuzjazmem. - Powinieneś zostać zawodowym motywatorem. - pokazałam mu język i schowałam się na tylne siedzenie samochodu.

- Wredota.

Droga na lotnisko i odprawa minęły mi bardzo szybko. Oczywiście nie ze względu na to, że pogodziłam się z moim losem. Do tego chyba nigdy nie dojdzie. To dlatego, że przez cały czas słuchałam muzyki, starałam się nie myśleć o tym co mnie czekało i gdzie w tej chwili się znajdowałam.

Raz nawet próbowałam uciec i wrócić do domu. Jednak na moje nieszczęście, Alex w porę zauważył do czego dążę. Złapał mnie i przyciągnął do swojego boku, żeby mieć pełną kontrolę nad sytuacją, a przede wszystkim nade mną. Wczorajszego wieczoru dowiedział się, co się wiąże z wpakowaniem mnie do samolotu bez mojej aprobaty. Dlatego był szczególnie wyczulony i ostrożny. Wyglądał prawie jak mój osobisty ochroniarz. Brakowało tylko, żeby raportował do ojca o obecnej sytuacji.

Oni naprawdę mieli nierówno pod sufitem. Zachowywali się jakbym miała bombę w plecaku, a ta mogła w każdej chwili wybuchnąć. Chociaż patrząc na to jak się do mnie odnosili, to mi było do tego bliżej niż domniemanej bombie.

Na trzęsących się nogach weszłam na pokład. Serce dudniło mi w piersi jakby miało zaraz wyskoczyć. Mokre od potu ręce, co chwilę wycierałam w spodenki, ale to nic nie pomagało. Było mi duszno i ledwo mogłam oddychać.

Kiedy odnalazłam odpowiednie miejsce, ciężko opadłam na siedzenie. Ojciec wybrał pierwszą klasę, ale nie to zaprzątało teraz moje myśli. Byłam potwornie przerażona, a czułe słowa chłopaka, które do mnie szeptał, nie przyniosły oczekiwanego rezultatu.

- Uspokój się. Jestem przy Tobie. - złapał mnie za dłoń i pocałował jej wierzch, próbując kolejny raz przekonać mnie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

- Jakby miało mi to pomóc. - przewróciłam oczami. - Co najwyżej zginiemy razem.

- Nie siej paniki. Nikt dzisiaj nie zginie. - odpowiedział łagodnie.

Lose Control TOM I  | ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz