Rozdział 7

89 10 0
                                    

Tak. To niezły pomysł - Kylie nie zdołała zapanować nad sarkazmem. - Ale teraz mi powiesz, że nie możesz mi dać żadnego dowodu? I wygłosisz mowę, że i tak muszę w to uwierzyć, prawda?

- Nie, prawdę mówiąc, chciałam ci pokazać dowód. - Spokój Holiday sprawił, że Kylie zabrakło tchu. I przeraził ją. A co, jeśli Holiday mówiła prawdę? Co, jeśli... znów sobie przypomniała, jak zimna była dziewczyna w autokarze. Niemożliwe. Nie uwierzy w to. Wampiry i wilkołaki istniały w książkach, a nie w rzeczywistości.

Kobieta wyciągnęła z kieszeni jeansów komórkę i gdzieś zadzwoniła.

- Przyślesz mi Perryego do sali w biurze? Dzięki. - Schowała telefon z powrotem. - Każde z was może zostać i to zobaczyć. Ale jeśli wolicie wyjść, to na zewnątrz czekają na was mentorzy, którzy odpowiedzą na wasze pytania.

Kylie obserwowała, jak wszyscy rozglądają się wokół, aż postanowili zostać. Pocieszyło ją to, że nie ona jedna miała wątpliwości. Po kilku minutach, długich minutach, podczas których cisza wypełniła salę niczym mgła, Kylie usłyszała kroki na

zewnątrz. Otwarły się drzwi i do środka wszedł blondyn z autokaru,

ten o dziwnych oczach.

- Cześć, Perry, cieszę się, że znów cię widzę - powiedziała szczerze Holiday.

- Fajnie jest być z powrotem - Spojrzał Kylie w oczy, a jej aż zabrakło tchu, gdy ujrzała oczy tak ciemne, że wydawały się kompletnie nieludzkie. W tej chwili jej przerażenie wzrosło o jakieś dwieście procent.

- Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś zgodził się zaprezentować nam swój dar.

Te nieludzkie oczy wciąż wpatrywały się w Kylie. Perry uśmiechnął się szeroko.

- Och, masz tu niedowiarków? - Odwrócił głowę i skupił się na Holiday. - Co chciałabyś zobaczyć?

- Może Kylie zadecyduje? - Holiday spojrzała na nią. - Kylie, to Perry

Gomez, bardzo uzdolniony zmiennokształtny, jeden z najpotężniejszych na świecie. Sądzę, że może się przemienić we wszystko, co tylko przyjdzie ci do głowy. Powiedz mu, kim chciałabyś, aby się stał?

Kylie patrzyła to na Holiday, to na Perry'ego. Uświadomiwszy sobie, że oczekują jej reakcji, wydusiła z siebie:

- Jednorożcem.

- One nie istnieją - odparł Perry i zrobił taką minę, jakby go tą propozycją obraziła.

- Kiedyś istniały - zawołała Holiday, jakby broniła Kylie.

- Kurde, naprawdę? - zawołał Perry.

- Naprawdę - powtórzyła Holiday. - I powinniśmy popracować nad twoim językiem. Po prostu wyobraź sobie konia z rogiem. Wiem, że dasz radę. - Uśmiechnęła się.

Skinął głową, a potem ścisnął razem dłonie, a Kylie ujrzała, jak przewraca oczami. Powietrze w sali wydało jej się nagle zbyt rzadkie, zupełnie jakby ktoś wyssał z niego tlen.

Wpatrywała się w Perryego, mimo że wszystko w środku mówiło jej, by tego nie robiła. I w tym momencie cała jej ciekawość i potrzeba zrozumienia wyparowała w to nienadające się do oddychania powietrze. Nigdy nie mogła zrozumieć powiedzenia „niewiedza jest błogosławieństwem", aż do tej chwili. Chciała pozostać w stanie niewiedzy. Nie chciała zobaczyć, nie chciała uwierzyć.

Ale zobaczyła.

Ujrzała, jak wokół jego ciała pojawiają się skry, takie, jakby ktoś rozsypał brokat, a potem zapalono tysiące reflektorów, które go rozświetliły. Krążyły wokół niego setki rombo-kształtnych światełek. W końcu opadły na ziemię, a w miejscu, gdzie wcześniej stał Perry, pojawił się potężny, cholernie biały jednorożec z różowym rogiem na środku czoła.

Urodzona o północyWhere stories live. Discover now