Rozdział 34

70 10 0
                                    

- Zmień się z powrotem albo zaraz cię wykastruję! -  Groźba Mirandy obudziła Kylie kilka minut po trzeciej po południu. Wcale nie miała ochoty na pobudkę. Przykryła głowę poduszką i powtórzyła w myślach ostatnie zasłyszane słowa.

„Wykastruje?" Przecież Della nie była facetem. To komu groziła Mirandą?

O nie! Łapkowi juniorowi?

- Dobra - Miranda znów podniosła głos. - Sam tego chciałeś.

- Stój! - krzyknęła Kylie i wyskoczyła z łóżka. Zobaczyła, jak Miranda trzyma kociaka i celuje w niego małym palcem.

- Myliłaś się - warknęła Miranda. - To nie mnie lubi. Był w łóżku z tobą.

- Nie, nie - Kylie odgarnęła z twarzy włosy i próbowała zapanować nad śmiechem. - To nie Perry. - To kto?

- Nikt. To prawdziwy kotek.

- Znów cię nabrał.

- Nie, nikogo nie nabiera. To prawdziwy kotek. Dostałam go do Lucasa.


- Od Lucasa? - Miranda zrobiła wielkie oczy. - Właśnie o nim przyszłam ci powiedzieć. Zaginął. JBF wszędzie go szuka.

- Wiem - powiedziała Kylie.

- Skąd wiesz? - zapytała Della, wchodząc do jej pokoju. Kotek miauknął żałośnie. Kylie zabrała Mirandzie przerażone zwierzątko. - Jakiś czas temu Holiday i Burnett przyszli tu i szukali Lucasa.

- Był tutaj? - zapytała Miranda.

- Już sobie poszedł. - Kylie się zawahała. - O co go posądzają?

- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Miranda. Kylie mocniej przytuliła kotka.

- Ale to musi być coś poważnego - powiedziała Della. - Przyprowadzili nawet ludzką policję, żeby pogadała z Holiday. Wpakował się w kłopoty po uszy.

Gdy Della i Miranda wyszły, a Kylie siedziała na podłodze w saloniku i bawiła się z Łapkiem, do drzwi zapukała Helen.

- Cześć - powiedziała Kylie i zaprosiła ją do środka.

- Słyszałam, że źle się czujesz.

- To nic takiego - odpowiedziała Kylie, zastanawiając się, czy Helen chciała zaproponować jej swoje uzdrowicielskie moce.

A potem zauważyła, że elfka dziwnie się zachowuje, zupełnie jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła tego wyksztusić. W pierwszej chwili Kylie zaniepokoiła się, że może jednak zmieniła zdanie co do jej guza mózgu.

- Co się stało? - zapytała.

- To nic takiego - stwierdziła Helen. - Ale... potrzebuję rady.

- Ode mnie? Helen skinęła głową.

- Bo widzisz, to jest tak, że Jonathon mi się trochę podoba, ale on chyba nie wie, że go lubię. Nigdy nie umiałam sobie radzić w tych sprawach z chłopakami. I pomyślałam, że może byś mogła... no wiesz, powiedzieć mi, jak to zrobić.

- Ja? - Kylie prawie się roześmiała. - Naprawdę, nie jestem odpowiednią osobą do udzielania rad w tej kwestii.

Helen wydawała się zawiedziona.

- Ale ja nigdy nie miałam chłopaka. I nie znam nikogo innego, kogo mogłabym spytać.

Urodzona o północyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz