Rozdział 30

77 9 0
                                    

Następnego ranka, gdy Kylie wyszła z sypialni, z zaskoczeniem ujrzała przy komputerze Dellę. Ona nigdy nie wstawała tak wcześnie.

- Nie miałaś żadnego spotkania wczesnym rankiem? - zapytała Kylie. - Nie - odparła Della ponuro.

Właściwie to od poprzedniego dnia wszystkie trzy były dość ponure. Nie gadały nawet wieczorem w kuchni. Najwyraźniej po dniu spotkań wszystkie miały coś do przemyślenia, a to najlepiej robiło się w samotności. Co prawda Kylie przez większość nocy nie była sama. Żołnierz co chwila pojawiał się i znikał. Nie widziała go, ale czuła jego chłód. Miała tylko nadzieję, że niedługo załapie, o co chodzi z tą całą medytacją i z tym skończy.

Dłonie Delii znieruchomiały nad klawiaturą i dziewczyna odwróciła się do Kylie.

- Przepraszam, jeśli mój tata był wobec ciebie niegrzeczny. I dzięki, że po mnie przyszłaś.

- Nie był wobec mnie niegrzeczny. - Kylie już miała ochotę powiedzieć, że to wobec Delii był niegrzeczny, ale ona pewnie sama o tym wiedziała i lepiej jej było tego nie przypominać.

No tak... czasem jest dość trudny. Ale wierz mi, naprawdę chce dobrze.

- Twój tata przynajmniej się pojawił - Kylie przypomniała sobie, jak poprzedniego wieczora balansowała pomiędzy kłamstwem a zmianą temat u, by nie powiedzieć mamie, że jej ojciec nie przyjechał. Gdyby mama się dowiedziała, byłaby wściekła. A wtedy była straszna. Z drugiej strony może to nie byłoby takie złe. W końcu tata zachował się tak, jakby wcale nie obiecał, że przyjedzie.

- Chcesz sprawdzić pocztę? - zapytała Della. - Chyba dostałaś list od taty.

Kylie ścisnęło coś w piersi.

- Nie... sprawdzę później. - „Albo i nie". Póki co, nie miała ochoty na żadne usprawiedliwienia. Rozejrzała się wokół. -A gdzie Miranda?

- Na zewnątrz. Liczy na to, że spotka gdzieś Chrisa, ale obiecała, że na nas zaczeka. Gotowa? Kylie skinęła głową. - Pewnie.

Wyszły na zewnątrz. Obok domku stała Miranda. Spojrzała na nie.

- Hej, dziewczyny, zobaczcie, znalazłam pisklaka, który chyba wypadł z gniazda. O kurczę, ma chyba złamane skrzydło. Biedaczek.

Obie dziewczyny natychmiast do niej podbiegły. Miranda trzymała w dłoniach ptaszka. Jedno z jego skrzydeł było wygięte pod dziwnym kątem.

- Nie możesz go po prostu zaczarować, by wyzdrowiał? - zapytała Della.

-Chciałabym. Ale boję się, że... to też bym schrzaniła -w głosie Mirandy słychać było nienawiść do samej siebie, na pewno efekt rozmowy z matką.

Miranda spojrzała na Kylie.

- Myślisz, że ta dziewczyna... ta, która sprawdzała, czy masz guza mózgu... mogłaby go uleczyć?

- Nie wiem - powiedziała Kylie i w tym momencie zauważyła, że kolor oczu ptaszka zmienił się z czarnego na niebieski. A potem zauważyła, jak pisklak patrzy na Mirandę. Może i była podejrzliwa, ale już widziała to maślane spojrzenie u pewnego zmiennokształtnego. Spojrzała na Dellę, a ta ostentacyjnie przewróciła oczami. O tak, to na pewno był Perry.

- Myślę, że jedyne, co możemy dla niego zrobić, to skręcić mu kark - powiedziała Kylie.

- O tak - przyznała jej rację Della.

Kylie podeszła bliżej. Ptaszek odwrócił do niej głowę i wzdrygnął się. „Właśnie tak, mały zboczeńcu, bój się mnie".

- Jesteście takie okrutne - Miranda przytuliła ptaszka do piersi i zaczęła do niego mówić. - Nie bój się, Miranda się tobą zaopiekuje - zagruchała.

Urodzona o północyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora