Rozdział 31

66 10 0
                                    

- Nie bardzo - powiedział Lucas. Nawet jeśli zauważył, że zaczęła się niepokoić, to nie dał tego po sobie poznać.

- Są na dnie strumienia, który płynie tuż za granicą terenu obozu - dodał, nie odwracając się do niej. - Ale kawałek płotu został przecięty, zdołamy się przecisnąć.

- Chyba nie powinniśmy opuszczać terenu obozu. Spojrzał na nią. - To tylko kilka metrów za płotem. Ale jak wolisz. - Zatrzymał się. - Wydawało mi się, że interesowało cię to podczas naszej wycieczki. Pomyślałem po prostu...

Kylie przełknęła głośno i rozejrzała się wokół. Nagle rozdął nozdrza, jakby próbował coś wywąchać.

- Znów się mnie boisz? Cholera, myślałem, że mamy to już za sobą.

- Bo tak jest - wyjąkała, zastanawiając się, kiedy zauważył, że przestała się go bać. - Po prostu... przypomniał mi się tamten wąż sprzed kilku dni - skłamała.

Przestał jej się podejrzliwie przyglądać i wyglądało na to, że poczuł ulgę.

- Nie martw się, wyczuję je na kilometr i jestem szybszy niż jakikolwiek mokasyn błotny - znów ruszył przed siebie. A ona za nim.

Przez kilka minut szli w milczeniu. Las zdawał się wygłuszać ich kroki. Lucas szedł szybko, ale mogła za nim nadążyć.

- Czy już ustaliłaś, czym jesteś? - zapytał.

- Nie, ale jest duże prawdopodobieństwo, że jestem po prostu człowiekiem. - Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na nią.

Kylie uniosła dłoń na wysokość czoła.

- Nie rób tego. I nic nie mów. Wiem, że czyta się mnie inaczej niż człowieka, ale prawdę mówiąc, mam już dość tego, że wszyscy gapią się na moją głowę. To równie okropne, jak chłopak wślepiający się w mój biust.

Gdy tylko wypowiedziała ostatnie słowa, pożałowała, że nie może ich cofnąć, zwłaszcza gdy sobie przypomniała, że przecież gapił się na jej biust tej nocy, kiedy zemdlała.

- Przepraszam. Chyba wiem, jak się z tym czujesz. Jak wszyscy... gapią się ciągle na twój wzór. - Uśmiechnął się od ucha do ucha.

Ten uśmiech mógł złapać za serce każdą dziewczynę. Stali tak i przyglądali się sobie, aż zrobiło się naprawdę krępująco. W końcu Lucas potrząsnął głową i ruszył dalej.

Przeszli kolejne pół kilometra, gdy zauważyła, że ma na ręku plaster. - Czy... oddawałeś krew? - Wskazała jego rękę.

- A, tak - spojrzał na plaster, jakby zupełnie o nim nie pamiętał, po czym zerwał go i schował do kieszeni dżinsów.

- Pomogłem Chrisowi.

- Temu wampirowi? - spytała.

- Tak - powiedział, jakby to nie było nic specjalnego. A potem przypomniała sobie, że Derek zachowywał się tak samo.

- Nie uważasz, że to... dziwne? Uniósł brew.

- Dziwne? - Przyjrzał jej się, jakby nie rozumiał pytania. Kylie uświadomiła sobie głupotę swojej wypowiedzi. Lucas przemieniał się w wilka. W porównaniu z tym picie krwi to mały pikuś.

A potem odpowiedział.

- Ludzie cały czas oddają krew, Kylie.

- By ratować czyjeś życie - odpowiedziała tylko po to, by nie zapadła znów ta niezręczna cisza.

Urodzona o północyWhere stories live. Discover now