part twenty nine

263 13 4
                                    

– Aha-ha-ha! Patrzcie co mam! – Louis bez pukania wpadł przez drewniane drzwi do mieszkania Liama, lecz przystanął lekko zbity z tropu – Zee, co ty...

– Cześć, Tommo. Zayn dopiero przyszedł, więc w niczym nam nie przeszkodziłeś – uśmiechnął się Liam, wyraźnie podekscytowany na mieniący się kolorami wyświetlacz telefonu, który Louis trzymał w ręce.

– Nieważne, spójrzcie! Lima w artykule! – pisnął niemal rzucając telefon na blat w kuchni.

Zayn jedynie zaśmiał się gdy przysunął bliżej urządzenie, czytając dokładnie nagłówek.

– Byli na szkoleniu. Akurat złapałeś się w kadr, szczęściarzu.

Liam również się zaśmiał, z ciekawością podsuwając sobie telefon.

– O nie! Jestem taki niefotogeniczny...

– Zamknij się Lima, nie widzisz tego zdjęcia? Jesteś wspaniały po obu stronach aparatu! – odparł Louis karcąco i delikatnie uderzył go w ramię. Szatyn spojrzał na ich trzeciego przyjaciela, jakby w ramach potwierdzenia, na co mulat jedynie prychnął śmiechem.

– Uczcimy to? – dodał nieco nieśmiało Louis.

– Gadasz jak Niall. Spędzasz z nim za dużo czasu – odparł Zayn, wstając ze stołka przy wyspie i kierując się do przedpokoju.

– Czy da się spędzać z Niallem za dużo czasu? – dodał Liam.

– Zee, a ty gdzie? – rzucił za nim Louis.

– Na zioło – wzruszył niewinnie ramionami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Liam tylko zaśmiał się i również wstał, ubierając siw do wyjścia, a Louis popędził za nimi, byle mu znów nie uciekli, na swoich kurewsko długich nogach.

Standardowo, jakaś przyzwoita kawiarnia?

– Czytasz w myślach, Tommo...

§

Louis wciąż był jeszcze trochę zjarany, gdy Harry napisał że znalazł niewielki lasek, idealny do sesji, więc szatyn zmuszony był dreptać w błocie, klapiąc swoimi czerwonymi trampkami w rozmiarze 43, w obrzydliwie rozcieńczonym, londyńskim błocie.

Chciał zajebać Stylesa za zmuszenie go do takiej wędrówki, nawet jeśli nie miał do przebycia nie wiadomo jakiej trasy, ale sam oddźwięk takich słów w jego wypaczonej ujaranej głowie, powodował u chłopaka miękki chichot.

To też nie było tak, że Harry całkowicie ponosił winę za to że Louis właśnie w tej chwili po raz kolejny został ochlapany przez przejeżdzające samochody tą nieludzką miksturą, bulgoczącą niebiezpieczne na poboczach, pomiędzy którymi dreptały malutkie trampki.

Szatyn miał przeogromną nadzieję, że ta fantastycznie katastrofalna przygoda, na którą w życiu nie zgodziłby się gdyby było z nim wszystko w porządku, nieco otrzeźwi jego umysł i oczyści ciało z, chociażby minimalnej, ilości zioła, jakie wpakował w niego Zayn.

Co jednak się nie stało, nawet po 40 minutach sesji, w czasie której z całych sił próbował doprowadzić się do porządku, stać prosto, czy jeśli nawet to mu nie za dobrze wychodziło, po prostu wpatrywać się w ten oniemiający zagajniczek, który skłaniając ku nim ośnieżone dziewiczym puchem gałęzie, niczym spragnione uwagi ramiona, osłaniał ich od świata i swoją ogłuszającą ciszą łagodził wrzask zabieganego Londynu, a który Harry nie wiadomo skąd wytrzasnął.

❝ we keep this love on a photograph ❞Where stories live. Discover now