part two;

524 38 20
                                    

Louis włożył na siebie parę cienkich, czerwonych trampek, jeansy z niskim krokiem by jakoś ukryć ogromny tyłek, kardigan, oraz przeprowadził rozmowę z Niallem, który akurat miał przerwę w pracy, że „jest przepiękny i ma się niczym nie stresować, bo on zgarnie Zayna i zajmie się tym krótkochujnym pstrykaczem, który poważy się jakkolwiek źle traktować Louisa".

I rzeczywiście szatyn poczuł się o wiele lepiej po tych słowach, choć tak naprawdę nie na długo, a właściwie zaledwie do momentu, w którym przekroczył próg swojego nowego studia.

Nie rozumiał czym się martwi, ale martwił się tym bardzo, a wszystkie ciepłe słówka i buziaki, które otrzymał od przyjaciół oraz sióstr, na pożegnanie, otulające go jak ciepły kocyk radości i beztroski, rozwiał się wraz z chłodnym podmuchem klimatyzacji na wejściu.

Szatyn uśmiechnął się pięknie do miłej pani w recepcji, która pozwoliła mu poczekać na fotografa już w studio, w którym, jak z zachwytem odkrył, też było wielkie okno i parapet, a z parapetu rozciągały się nowe, zapierające dech w piersiach widoki.

Z początku szatyn nieco nieśmiało podszedł do wielkiej, szklanej szyby, gdzieś po drodze zostawiajac swoją torbę z którą przyszedł, lecz po chwili swobodnie siedział już na parapecie, każdym skrawkiem skory chłonąc błękit nieba i tak mocno kontrastujące z nim, kojące dla oczu, zielenie łąk w oddali.

Poczuł wibracje w tylnej kieszeni i uśmiechnął się, bo nawet nie musiał sprawdzać by wiedzieć że to kontrola od któregoś z chłopakowi, dlatego rzucił ostrożnie komórkę na swoją skórzaną torbę, by na powrót przykleić się do szyby, wyobrażając sobie jak muska jedynie opuszkami palców kołyszące się ponad powierzchnią ziemi morze zieleni, z rozsypanym gdzieniegdzie przepięknym kwieciem, niczym bursztyny pośród morza.

Wyobrażał sobie Nialla, który biegałby, krzyczał i tarzał się pośród tego morza, bo przecież chłopak tak uwielbia wodę...

Wyobrażał sobie Zayna, leżącego na ziemi w takiej ciszy i spokoju, że nawet delikatne fale zieleni zatrzymywałyby się, żeby mu nie przeszkadzać, by po chwili chłonąc z oczarowaniem jego dźwięczny śmiech, kiedy razem z Niallem biegałby pośród źdźbeł traw.

Na końcu, wyobrażał sobie jak obraca się wokół przyjaciół, by gdzieś w oddali, niemal schowanego pośród kwiatów i traw, schowanego przed światem, ukrytego po drugiej, tej niewidocznej dla nikogo stronie, znaleźć Liama, przyglądającego im się z radością i spokojem, uwieczniającego ich na kolejnych zdjęciach, kiedy nikt nie uwieczniłby jego samego.

Nikt oprócz ich trójki, kiedy łapie Nialla w ostatniej chwili, kiedy ten poślizgnie się na lodowisku. Kiedy przynosi Zaynowi na plażę kapelusz, który zupełnie zepsuje jego fryzurę, lub kiedy przychodzi do Louisa z gigantycznym kubkiem ciepłej herbaty z miodem i cytryną, oraz dodatkowym kocem, kiedy szatyn zupełnie odpychająco pociąga nosem, w czasie jesiennej grypy, a mimo to, Liam zawija się w koc, by usiąść koło niego, przytulić mocno do siebie i włączyć kolejny nudny film.

– Dzień dobry... przepraszam za drobne spóźnienie – rozlega się, a Louisa przechodzą ciarki, zarówno od faktu jak głęboki jest głos nieznajomego, jak i od tego jak sam był głęboko w swoich rozmyślaniach.

Nieznajomy wyciągnął ze sporej torby, spory aparat i rozłożył kilka stojaków i urządzeń, których nazw Louis już nie pamiętał.

Chłopak miał na głowie niechlujnego koczka, z którego wypadały pojedyncze kosmyki, co sugerowało że musiał mieć całkiem długie włosy, co pasowałoby bardziej do lekkiej i kobiecej postury, niż do szerokich ramion i umięśnionego ciała, powleczonego naprawdę cienkim t-shirtem i materiałem czarnych jeansów, by zakończyć tę całkiem zwyczajną i nudną kombinację perełką całego zestawu, w postaci błyszczących, złotych sztyletów.

❝ we keep this love on a photograph ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz