part fifteen;

423 22 18
                                    

– Przepięknie pachniesz, Niall. Tak... – Harry nie wiedział jak ująć jego rozbiegane myśli, w formę zrozumiałą i dostępną dla kogoś, kto nie siedział w jego głowie.

– Kwiaty – rzucił Louis, upajając się słodkim zagubieniem na twarzy Harrego, kiedy wpatrywał się w przestrzeń, próbując zmaterializować na swoim języku słowa.

– To z kwiaciarni. Pracuję tam – uśmiechnął się Niall i pociągnął łyka coli, siedząc zadowolony przy stoliku w McDonalds i machając wesoło nogami jak dziecko.

Harry otworzył nieco szerzej oczy, ziejąc, pustoszącą umysł Louisa, zielenią, a na jego usta z gracją wpłynął szeroki uśmiech.

– To naprawdę urocze, wspaniale musi być pracować w takim przyjemnym miejscu – Harry pochylił się nieco bardziej nad stolikiem, przyglądając się blondynowi, jakby z nowej perspektywy.

– O tak, kiedy zaczynałem tam pracować niemal błagałem o nadgodziny, byle móc posiedzieć w kwiaciarni jak najdłużej, ale szczerze powiedziawszy kiedy potem poznałem Louisa, Zayna i Liama – przy tych słowach objął mocno szatyna za szyję, przyciskając do siebie ich policzki i zmieniając twarz Louisa w zarumienioną piankę cukrową – ... wtedy czas jaki musiałem stracić w pracy zaczął być dla mnie uciążliwy. A na dodatek moja szefowa się na mnie uwzięła, rozumiesz? I to zupełnie znikąd, więc jest dodatkowo do bani – fuknął na koniec, puszczając przyjaciela i zakładając ramiona na piersi w obrażonym geście.

– Ni... to nie wzięło się znikąd, skarbie. Każdy by się na tobie uwziął po twojej prawie miesięcznej libacji alkoholowej – zaśmiał się Louis, któremu wcale nie umknęły lekko rozchylone usta bruneta i oczy rozszerzone w zdziwieniu.

– To były tylko dwa tygodnie, poza tym świętowaliśmy urodziny Zee, a na koniec jeszcze dodam, że to był twój pomysł... – Niall wystawił język do szatyna i na dowód swojego buntu przesiadł się do Harrego, tak że był teraz naprzeciwko szatyna, który jedynie potarł skronie z nieco przesadzonym westchnieniem.

– Po prostu nie wierzę, kiedy przestaniesz używać tych oklepanych argumentów – chłopak otworzył oczy z lekkim uśmiechem, by zobaczyć blondyna szepczącego coś na ucho do Harrego, który w odpowiedzi jedynie zachichotał, ścierając uśmiech z twarzy Louisa.

– Poważnie, zawsze taki był! – dodał Niall głośniej, obserwując z satysfakcją, jak Harry zwija się ze śmiechu.

§

– Wow, Ni... wreszcie tu... okej, jednak nie posprzątałeś – powiedział z gasnącym podziwem Louis, kiedy blondyn uprzejmie otworzył przed nim i Harrym drzwi swojego niewielkiego mieszkanka.

– Dlaczego w ogóle mogłeś tak pomyśleć, Lou? – chłopak wydawał się głęboko zdziwiony słowami przyjaciela.

– Nie pomyślałem tak nigdy, Niall. Tak po prostu się mówi, kiedy chce się być miłym.

Blondyn przekręcił w końcu zgrzytający ze starości zamek, tkwiący uparcie w drzwiach i odwrócił się do dwójki gości, kładąc urażony dłoń na sercu.

– Nie sądziłem że dziś przysługuje mi jeszcze choć gram uprzejmości od Louisa Tomlinsona.

– Po tym co zrobiłeś rano? Ani gram – odparł szatyn wodząc palcami po drewnianej komodzie. Nie za często bywali u Nialla, on sam też większość swojego czasu przeznaczał na bycie w pracy, bądź zrywanie się z pracy, a to co mu zostało z chęcią oddawał swoim przyjaciołom.

W dodatku zabałaganione mieszkanko, było o wiele mniejsze niż te jego przyjaciół, a wizja wtargnięcia współlokatora Nialla w czasie kiedy chłopcy mieliby jedną ze swoich głębokich rozmów o niczym, nie była na tyle atrakcyjna by ryzykować.

❝ we keep this love on a photograph ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz