part thirty three;

213 11 9
                                    

W końcu minuty kolejnego dnia mijały, pędzące ku rozpaczy nocnych kochanków, a Louis, mimo iż niezadowolony że musiał oddychać, oderwał się od bruneta z cichym cmoknięciem, pozwalając by szeroki uśmiech wpłynął na jego twarz. Ten wschód wydawał się być wyjątkowo piękny.

Harry dotknął profilaktycznie swojej szyi, łapiąc dla bezpieczeństwa palce szatyna, po czym widząc jego uśmiech, tak naprawdę podtrzymujący ten dzień zamiast słońca, nachylił się, cmokając chłopaka ostatni raz.

- Wybierzmy się gdzieś - rzucił.

- Jasne, gdzie byś chciał, do kawiarni, do kina, do restauracji... byle nie do tej ostatniej...

- Nie, mam na myśli... wybierzmy się gdzieś dalej. Sami. Kiedy rozpocznie się przerwa wiosenna - odparł, wpatrując się w szatyna z jakąś nową pasją, która przygniatana Louisa.

- Jasne - wydusił tylko - Oczywiście, kochanie.

Harry uśmiechnął się, ściskając palce chłopaka, bo cholera, bycie kimś takim powinno być zabronione. Bycie Louisem Tomlinsonem, powinno być zabronione.

Chłopcy ruszyli spacerkiem do domu, znajdując Liama i Zayna w salonie, oczywiście owiniętych kocami jak małe, grube kulki, szepczącego o czymś, gdy mulat ściskał opuszki palców szatyna, dokładnie tak, jak Harry ściskał Louisa. Stali tak w wejściu do salonu, obserwując dwójkę przyjaciół, gdy wpadł na nich Niall, niosący gorącą herbatę dla ich trójki, śmiejąc się i krzycząc, przez co Zayn odwrócił się w ich stronę.

Louis mógł zobaczyć jak przejeżdża bezradnym i zagubionym wzrokiem po jego sylwetce, jakby szukając pomocy, której szatyn tak bardzo zapragnął mu teraz udzielić, a potem spoglądając zmieszany, zły i zniecierpliwiony na Harrego, by następnie zraniony, przenieść wzrok na ziemię.

Tym czasem Liam wstał z fotela z uśmiechem i przytulił mocno obu przyjaciół, spoglądając tak samo rozbity jak mulat, na złączone palce Harrego i Louisa.

- Więc, jak spaliście? - spytał gospodarz, gdy Niall usiadł wygodnie na kanapie, a Louis niepewnie podążył za nim, ciągnąc zamroczonego Harrego. Zayn posłał jeszcze jedno niepewne spojrzenie Louisowi, nim ten, razem z Niallem podłapującym kontekst całej tej wymiany spojrzeń, pokiwali ochoczo głowami, wskazując szatyna przy wejściu do salonu.

Mulat zagryzł wargę, gdy Liam odwrócił się i uśmiechnął przepraszająco, próbując niemo przekazać że nici z rozmowy, jaką zaczęli przed przyjściem Harrego i Louisa.

Wszyscy ze wstrzymanym tchem obserwowali jak wszystko gęstnieje, jak Zayn przymyka oczy i zrezygnowany kręci głową. Wszyscy widzieli, choć nikt nie rozumiał.

- Nie, ja już tak kurwa nie mogę... - jęknął, jak gdyby miał się rozpłakać i wstał gwałtownie, podchodząc do szatyna przy drzwiach, ujmując jego policzki i całując jego usta, wszystkimi emocjami, jakie musiał dusić podczas ukradkowego dotykania się, trzymania za ręce jedynie gdy było ciemno, spojrzeń, których nikt nie rozumiał i rozmów, które za każdym pieprzonym razem przerywano.

Harry nabrał powietrza zaskoczony, gdy chłopcy się od siebie oderwali, Niall nieco zmieszany zaproponował ze zrobi herbaty jeszcze Harremu i Louisowi, a szatyn spojrzał jedynie z dumą na mulata, niemo przekazując mu jak dobry wybór to był.

Kiedy Niall przyszedł z dwoma dodatkowymi kubkami, Liam wraz z Zaynem wrócili do salonu, musząc wcześniej porozmawiać jeszcze raz, nim powiedzieli przyjaciołom że postanowili spróbować razem, spoglądając sugestywnie na zdezorientowanego tym wszystkim Harrego, który wciąż jeszcze w płaszczu jaki miał na dworze, ściskał już nie tylko palce, ale i całe ramię szatyna, na co chłopak potarł jego policzek i odparł że oni też się spotykają. Paradoksalnie najszczęśliwszy był Niall, znajdując w tym kolejną okazję do świętowania, mając nadzieję opróżnić zapasy szampana i wina, które widział, jak Louis przed nim chował.

❝ we keep this love on a photograph ❞Where stories live. Discover now