part thirty;

208 15 0
                                    

Harry nie wiedział jak uderzył plecami Louisa o drzwi swojego domu.

Było już późno w nocy i okej, on to wiedział doskonale.

Zbyt zajęty szukaniem klamki pomiędzy zmarszczkami jasnego materiału, zbyt rozproszony mokrymi pocałunkami an jego szyi, zbyt drżący, by trafić palcami na cholerną klamkę!

Nie spiesz się, wcale tu nie marzniemy – odezwał się zachrypnięty Louis, który od teraz był ulubionym Louisem Harrego.

– Zamknij się – warknął, choć brzmiało to bardziej jak rozpaczliwy jęk i szatyn pogładził chłopaka po twarzy, zakrywając odsłoniętą szyję nieco bardziej swoim czerwonym szalikiem, który oczywiście mu oddał, po czym otworzył delikatnie drzwi i zdjął buty, zostawiajac je w przedpokoju.

– Nie, weź ze sobą – szepnął Harry, będący tuż za nim, gdy sam też zdjął z siebie płaszcz, szalik Louisa i buty, składając w kupkę i idąc po cichu na górę.

W pewnym momencie Harry puścił się poręczy od strony ściany, co według Louisa było dość ryzykowne, bo z drugiej strony nie było nic, po czym wyciągnął palce do tyłu, do szatyna.

Chłopak przełknął ślinę i ostatni raz spojrzał w przepaść, zwiększająca się z każdym schodkiem, nim podał swoją jedyną wolną rękę brunetowi, profilaktycznie żegnając się z życiem.

Ale nie wińcie go. Mali ludzie mają zupełnie inny sposób postrzegania różnych wysokości...

Harry po wejściu na piętro, spojrzał na drzwi od sypialni rodziców, jak zawsze szczelnie zamknięte, a potem na te Gemmy, uchylone, skąd widać było jej wiotkie ciało, rzucone na łóżko jak gdyby ktoś niedbale strzepywał kurz z ubrań i przypadkowo popchnął ją jak marionetkę.

Ułożył ostrożnie w kacie pokoju ich rzeczy i uśmiechnął się do Louisa, który mimo wszystko był nieco zagubiony w tej nowej przestrzeni.

Brunet napisał jeszcze kartkę dla siostry, którą potem wsunął ostrożnie pod jej telefon na szafce nocnej.

Gemms, strasznie dziękuję ci za pomoc z wczorajszym dniem, jesteś naprawdę przekochana i naprawdę nigdy nie będziesz mogła sobie wyobrazić jak bardzo cię kocham.

Proszę, nie budź mnie jutro wcześnie, sam zejdę na śniadanie. Powiedz to samo rodzicom, jeśli możesz.
Jestem wykończony tą randką...

~ kupa miłości, H. xx

Chłopak uśmiechnął się znów, widząc stojącego nieco skulonego Louisa, gdy ponownie wślizgnął się do swojego pokoju.

– Hej – objął ostrożnie jego ramiona od tyłu, kładąc brodę w zagłębieniu jego szyi – Napewno wygodniej będzie ci spać w innych ciuchach.

– Spać? – chłopak zmarszczył brwi, jakby przeżuwał kolejne słowa.

– Tak. W nowych ciuchach.

– Twoich – bardziej stwierdził niż spytał szatyn – Hazz, jesteś jebanym wielkoludem, ja utonę w twoich rzeczach.

Harty tylko zaśmiał się i być może nieco zarumienił, mając nadzieję że noc, jego znienawidzona przyjaciółka, chociaż raz go kryła.

❝ we keep this love on a photograph ❞Where stories live. Discover now