part twenty one;

321 19 38
                                    

– Zee, możesz...

Tu osobista poczta Zayna Malika. Teraz nie mogę odebrać, proszę zostaw wiadomość. Jeśli pytasz o DJ MALIKA - wyjechał w trasę koncertową i aktualnie przebywa na Bahamach.

Chłopak śmieje się cicho, dźwięk odbija się pusto od ścian pokoju, razem z rozbawionym lekkim chichotem, pachnącym miętą i unoszącym duszę jak piórko, zanim nie zostaje przerwany krótkim piskiem, zanim połączenie gaśnie.

Louis wzdycha i odkłada telefon na umywalkę, wracając do odkręconego beztrosko kranu. „Pewnie ma sesję z Liamem" – chłopak stwierdza, po czym upewnia się w 20 nieodebranych połączeniach, jakie wykonał do Liama, zanim wykonał drugie tyle do Zayna.

Został mu jeszcze Niall, ale szatyn nie chce przeszkadzać mu w pracy. Choć jest niemal pewny że chłopak w niej nie przebywa, lub zupełnie się nudzi.

Louis przemywa twarz wodą, która jest kurwa lodowata, i wcale nie było to zamierzone, lecz skutecznie budzi go i przywraca do rzeczywistości. Do dnia.

Nie tego, rozlewającego na niebie duszę i niewinność milionów kwiatów, pachnących słodyczą i beztroską, z chłopakiem którego imienia, ani twarzy nawet nie poznał.

Do jasnego dnia, gdzie wszystkie trupy chyną na ulicę, na nowo powlekając swoje zepsucie skórą i świeżą wodą kolońską. Tego gwarnego i ruchliwego. Tego, w którym Zayn nie może w ciszy malować, Liam siwieje pod osłoną uśmiechu, a Niall przesypia całe dnie, powlekając swoje życie nudą, gdy zmuszany jest do wciskania swojej ekscentrycznej osobowości w ciasne i niewygodne oczekiwania i normy.

I jeden, niebieski chłopak.

Istniejący jedynie w nocy, kiedy bariery opadają, zepsucia nie da się już ukryć, a płaszcz nocy spowija delikatnie porcelanową skórę, kiedy błyszczy.

Kiedy jest złoty.

Louis zastanawia się jak można pogodzić te dwa kolory. Te dwie skrajne cechy, upchnięte w takim ładzie pod ciemną kotarą hebanowych rzęs i aksamitem policzków, muskanych jasną poświatą.

Louis musiał przy nim wyglądać jak gówno.

A jednak chłopak nie zwracał na to uwagi, sam zatracając się tak głęboko w sobie, w farbie swoich emocji, nie dostrzegając potwora na jakiego natrafił tej nocy. Ba, prosił go nawet by ten go nie opuszczał.

Louis pokręcił głową, z lekkim westchnieniem.
To smutne, nocne stworzenie musiało być tak, tak bardzo przygnębione. I zaślepione.

Bo Louis nie jest złoty.

Louis jest jak kruk.

§

– Cześć kochanie! – wpada do świątyni słodyczy i upojności, ubrany w dresy i za dużą koszulkę, wystającą spod jeansu i puchu.

– Przepraszamy, ale właśnie mamy przerwę, Niall tak... – odzywa się chłopak siedzący za ladą, z godnym podziwu znudzeniem i beznamiętnością żujący gumę, wpatrując się w Louisa. Budową przypomina szparaga, a jego twarz zupełnie rozmazuje się w niepamięci szatyna.

Otwiera usta wydając z siebie cichy pomruk, czekając na powolną ewolucję w jąkanie, a następnie pełne słowa, kiedy zza kotary hipisowskich, kolorowych koralików, zupełnie zaburzających dynamikę lokalu, wychodzi marszobiegiem Niall, z otwartymi ramionami i uśmiechem utrzymującym noc w ryzach.

– Oh, zamknij się prostaku! Musisz się nauczyć że moich przyjaciół nie obowiązuje przerwa – rzuca w stronę Szparaga, który kuli się jak pies – LOU! – zdąży usłyszeć, zanim owinie się wokół niego irlandzkie bydlę, gotowe udusić go swoją miłością.

❝ we keep this love on a photograph ❞Where stories live. Discover now